- Przeprowadzanie konsultacji w rzetelny sposób wymaga ze strony prezydenta miasta i radnych dobrej woli, a tej często, niestety, brakuje. Warto więc rozważyć, czy nie uregulować konsultacji społecznych na poziomie ustawy w bardziej szczegółowy sposób – Marcin Gerwin z Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej polemizuje z Andrzejem Porawskim.
Projekt obywatelski, jeszcze nie głosowany
Tak się złożyło, że jestem współautorem projektu nowego regulaminu konsultacji społecznych w Sopocie, który nie jest projektem radnych, lecz projektem obywatelskim (Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej), a pod którym podpisało się ponad trzystu mieszkańców. Pomimo to, że, zgodnie ze statutem Sopotu, projekty uchwał składane przez mieszkańców powinny być rozpatrzone na sesji w ciągu trzech miesięcy, a projekt ten złożyliśmy ponad 19 miesięcy temu, to wciąż nie został on poddany pod głosowanie, o przyjęciu nie wspominając.
Ponadto, w pierwotnej wersji tego projektu, nie było żadnych obowiązkowych konsultacji społecznych, a w poprawce zaproponowaliśmy, by obowiązkowe konsultacje były przeprowadzane tylko w jednej sprawie – odnośnie projektów architektonicznych, które są finansowane lub współfinansowane z budżetu miasta (chodzi nam o to, by mieszkańcy nie byli zaskakiwani projektami, które są niezgodne z charakterem miasta). „Obowiązkowość” tych konsultacji ma zresztą polegać na tym, że będą one przez 21 dni prezentowane na stronie internetowej miasta, a w tym czasie mieszkańcy będą mogli przesyłać do nich swoje uwagi.
Koszty w zasięgu każdej gminy
Andrzej Porawski sugeruje także, że konsultacje społeczne są kosztowne, „Sopot jest na szczęście bogaty, więc może te konsultacje jakoś tam prowadzić". Spójrzmy zatem, o jakiego rzędu kwotach mówimy (pomijając to, że konsultacje na podstawie nowego regulaminu się nie odbywają, bo nie został on jak dotąd przyjęty)? Zgodnie z naszą propozycją, urząd miasta będzie zobowiązany wydrukować ulotki i plakaty, czego koszt nie powinien przekraczać kilkuset złotych. Do tego ma być rozsyłany elektroniczny newsletter do mieszkańców oraz informacja prasowa, a zaproszenie do udziału w konsultacjach ma być zamieszczane na stronie internetowej Sopotu, czego koszt szacuję na 0 zł. W związku z tym, że konsultacje społeczne powinny odbywać się popołudniami, można zakładać, że dojdą do tego wydatki na wynagrodzenia dla prowadzących spotkania, a być może również, raz na jakiś czas, dla niezależnego eksperta. Wydaje mi się, że są to koszty, które są w zasięgu każdej gminy w Polsce.
Jest ważne, by jak najlepiej informować mieszkańców o konsultacjach społecznych i dobrym sposobem na to wydaje mi się rozesłanie zaproszeń bezpośrednio do skrzynek pocztowych (w formie ulotki bezadresowej). Wysłanie zaproszeń do wszystkich gospodarstw domowych w Sopocie to koszt kilku tysięcy zł i uważam, że warto go ponieść. Taka forma promocji nie została jednak zapisana w regulaminie konsultacji społecznych, gdyż może ona nie być konieczna we wszystkich wypadkach i wykorzystanie jej pozostaje w gestii prezydenta miasta, w zależności od tematu konsultacji społecznych.
Może jednak ustawa jest potrzebna?
Konsultacje społeczne to podstawowy sposób na to, by angażować mieszkańców w sprawy ich lokalnych społeczności. Przeprowadzanie konsultacji w rzetelny sposób wymaga jednak ze strony prezydenta miasta i radnych dobrej woli, a tej często, niestety, brakuje. Warto więc rozważyć, czy nie uregulować konsultacji społecznych na poziomie ustawy w bardziej szczegółowy sposób. Są kwestie, które na pewno powinny się w niej znaleźć, jak na przykład prawo mieszkańców do ogłaszania konsultacji społecznych po zebraniu odpowiedniej liczby podpisów, by uniknąć sytuacji, że radni lub prezydent nie chcą zorganizować konsultacji, choć domagają się tego mieszkańcy. Pozostawienie całkowitej dowolności radzie gminy to dziś niestety zbyt duże ryzyko, gdyż radni lub prezydent są często niechętni współpracy z mieszkańcami.
Co do obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej, to, z naszego doświadczenia, ma ona znaczenie drugorzędne. Powinna jak najbardziej być zapisana w ustawie, jako jedno z narzędzi dla mieszkańców, jeżeli jednak będzie z nią związane zbieranie zbyt dużej ilości podpisów, to stanie się ona narzędziem nieskutecznym. W Gdańsku, na przykład, wymagane jest zebranie dwóch tysięcy podpisów, czego jak dotąd nikt nie zrobił. Przy tak dużej liczbie podpisów jest prościej zwrócić się z projektem uchwały do radnych. Dlatego, z perspektywy mieszkańców korzystny będzie zapis w ustawie, że liczba podpisów nie może przekraczać tysiąca, bez względu na wielkość miasta. Inicjatywa uchwałodawcza to tylko pomysł, który rada miasta może przyjąć lub odrzucić. To nie referendum. Nie ma żadnej potrzeby zbierania pod nią wielu tysięcy podpisów.
Całkowicie się natomiast zgadzam z Andrzejem Porawskim, że konsultacje w sprawie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego powinny być przeprowadzane na początku ich sporządzania (i na koniec, by zatwierdzić efekt), zamiast jedynie wówczas, gdy wszystko jest już gotowe, a urzędnicy i prezydent nie są chętni do wprowadzania zmian. Pod wprowadzeniem debat publicznych na początku tworzenia planów miejscowych podpisuję się obiema rękami.
Ameryka jeszcze nie została odkryta
A co do stwierdzenia Andrzeja Porawskiego, że konsultacje już są przeprowadzane i „żadne odkrycia Ameryki ze strony Prezydenta [Bronisława Komorowskiego] nie są im potrzebne”, to jakość organizowanych dziś konsultacji pozostawia często tak wiele do życzenia, że Ameryka bynajmniej nie została jeszcze odkryta. Formy partycypacji, które zapewniają mieszkańcom realny wpływ na podejmowanie decyzji - budżet obywatelski i planowanie partycypacyjne – są dziś w Polsce niemal nieznane, nie mówiąc o ich powszechnym funkcjonowaniu. Tak więc, jak na razie, Santa María nawet nie wypłynęła z portu.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.
Źródło: Sopocka Inicjatywa Rozwojowa