Polak, Węgier dwa bratanki? Tak, zwłaszcza w problemach spółdzielczości socjalnej
Niskie kompetencje zarządcze, brak kooperacji i zakładanie spółdzielni socjalnych tylko dla dotacji z UE. Z takimi problemami boryka się spółdzielczość socjalna na Węgrzech. Brzmi znajomo?
Spółdzielnie socjalne na Węgrzech są, podobnie jak w Polsce, stosunkowo nowym zjawiskiem. Spółdzielczość socjalna została tam prawnie uregulowana w 2006 roku. Wedle węgierskiego prawa spółdzielnia socjalna jest podmiotem prawnym, który może być utworzony w oparciu o określoną liczbę udziałów, zdefiniowanych w dokumencie założycielskim. Spółdzielnia działa na zasadzie otwartego członkostwa i ma przede wszystkim tworzyć miejsca pracy oraz ułatwiać realizację potrzeb finansowych oraz społecznych jej członków.
Bardzo wyraźny akcent położony jest na obowiązek prowadzenia wewnętrznego spółdzielczego funduszu wspólnotowego. – Każda spółdzielnia na Węgrzech musi tworzyć taki funduszu z osiągniętych wyników finansowych, po odprowadzeniu podatku – mówiła Anna Horváth. O jego wysokości decyduje walne zgromadzenie członków. Celem funduszu jest dostarczanie pomocy członkom oraz ich krewnym np. na: mieszkanie, opiekę zdrowotną, opiekę nad dziećmi, edukację, działalność kulturalną i sportową. – Oczywiście z utworzenia takiego funduszu zwolnione są spółdzielnie nie wypracowujące zysku. Zrezygnować z funduszu mogą też ci spółdzielcy, którzy zrzekli się pobierania dochodu na rzecz reinwestowania zysku w spółdzielnię – dodała Horváth.
Albo zarobek albo OPP
Obecnie na Węgrzech spółdzielnię socjalną może założyć minimum 7 osób fizycznych. Nie mogą tego zrobić osoby prawne. Aczkolwiek, jak zaznaczyła Anna Horváth, lokalne władze zgłosiły chęć współtworzenia spółdzielni i obecnie rząd węgierski pracuje nad zmianami legislacyjnymi, które to umożliwią.
Pewnym problemem wskazanym przez Annę Horváth jest fakt, że prawo węgierskie traktuje spółdzielnie socjalne na równi z biznesem komercyjnym. Oznacza to, że spółdzielnie nie mogą liczyć na przywileje ze względu na swoją działalność społeczną. Prawo węgierskie starannie podkreśla, że celem spółdzielni socjalnych jest działalność zarobkowa, chociaż dopuszcza również działalność o charakterze non-profit. Ta przysługuje spółdzielniom socjalnym, które na podstawie zapisów ustawowych otrzymają status organizacji pożytku publicznego. Taki status jest jednak bardzo ograniczający dla spółdzielni socjalnych, ponieważ oznacza on wypełnianie obowiązków należących do rządu. A już sam charakter prozatrudnieniowy spółdzielni oraz realizowanie indywidualnych, a także społecznych potrzeby członków nie jest kwalifikowane jako działalność pożytku publicznego.
Każdy musi się zaangażować
Prawo węgierskie również wyraźnie definiuje, że członek spółdzielni socjalnej powinien osobiście uczestniczyć w działalności tego podmiotu. – Samo prawo spółdzielcze dopuszcza możliwość bycia członkiem spółdzielni przy jednoczesnym braku zaangażowania w jej działalność. Jednak nie w przypadku spółdzielni socjalnej. Tu trzeba pracować na jej rzecz – mówiła Horváth.
Można to zrobić na kilka sposobów – jako pracownik, poprzez uproszczoną formę zatrudnienia (zatrudnienie nawet na kilka dni), na podstawie kontraktu służbowego lub też jako wolontariusz. Aczkolwiek ta ostatnia forma jest możliwa tylko w przypadku spółdzielni o statusie organizacji pożytku publicznego.
Rozwój spółdzielczości socjalnej na Węgrzech, podobnie jak w Polsce stymulowany jest dotacjami od rządu i Unii Europejskiej. W 2007 i 2009 r. przeprowadzono na Węgrzech dwa duże projekty finansowane z budżetu państwa. Dofinansowanie mogły otrzymać wtedy grupy inicjatywne, które miały konkretny i ciekawy biznesplan. Co najmniej połowa członków takich grup musiała być bezrobotna przez minimum 3 miesiące.
W programie zastosowano bardzo mocną selekcję. Z ponad 400 wnioskujących ostateczne dofinansowanie otrzymało tylko kilkadziesiąt grup. Jednak rządowe projekty spółdzielczości nie są, zdaniem Anny Horváth, oceniane pozytywnie. Wprawdzie udało się podnieść świadomość dotyczącą spółdzielczości socjalnej, ale program był zbyt drogi i nie doprowadził do wygenerowania modeli stabilnych spółdzielni socjalnych. Większość zakończyła działanie. Stabilność osiągnęło tylko 30-40% spółdzielni biorących udział w programie.
Kolejka po dotacje z UE
Prawdziwy wysyp spółdzielni nastąpił wraz z dofinansowaniem ze środków unijnych. Program TAMOP finansowany był z Europejskiego Funduszu Społecznego i bazował na doświadczenia wcześniejszych, rządowych programach. W tym programie wzięli udział m.in. spółdzielcy silnie skoncentrowani na działalności gospodarczej, często marginalizujący działalność społeczną. Zatem z jednej strony projekty były bardzo innowacyjne, a zarządzały nimi osoby o wysokich kompetencjach zarządczych, co doprowadziło do sukcesu. Z drugiej strony działalność społeczna budziła duże wątpliwości.
Większość wnioskodawców programu TAMOP stanowiły jednak organizacje nowe, bez doświadczenia i dobrego biznesplanu. Pojawił się jeszcze jeden problem – większość wnioskodawców zdecydowała się na formę spółdzielni socjalnej tylko ze względu na możliwość otrzymania finansowego wsparcia. – Najwięcej skorzystały spółdzielnie, które wcześniej brały udział w programach rządowych. Członkowie tych spółdzielni mieli już doświadczenie i byli lepiej przygotowani do wykorzystania funduszy – mówiła Horváth.
Marny kapitał ludzki, brak wsparcia państwa
Do 2011 r. powstało na Węgrzech 256 spółdzielni socjalnych. – To nie jest dużo, jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że mamy na Węgrzech ponad 70 tys. organizacji pozarządowych i ponad milion prywatnych przedsiębiorstw – podkreśliła Horváth.
W obserwacji NESsT wynika, że dużym wyzwaniem dla spółdzielczości socjalnej okazało się pogodzenie kompetencji biznesowych i doświadczenia w pracy społecznej. Dużym problemem jest też integracja członków o niskim poziomie wykształcenia, a także kompetencje osobowościowe i kierownicze liderów.
– Można wskazać na zewnętrzne i wewnętrzne bariery rozwoju spółdzielczości socjalnej. Do pierwszych należy zaliczyć nieprzychylność władz lokalnych, niedoinwestowanie, obciążenia administracyjne i podatkowe. Jeżeli chodzi o wewnętrzne to z pewnością problemem są złe biznesplany, słaby marketing i bardzo słaba kultura kooperacji – podsumowała Horváth.
Źródło: Ekonomiaspoleczna.pl