Przeciętny pracujący Polak nie przeprowadza się za pracą. Nie chce również do niej dojeżdżać. Pracodawcy stają na głowie, by ruszyć pracowników z miejsca. Zwiększa się oferta dla tych, którzy Warszawę zamienią na Wrocław, Gdańsk czy Katowice. I przymkną oko na brak autostrad i spóźniające się pociągi.
Bliżej do Londynu
Jakub Zawiła-Niedźwiecki, 27-letni warszawiak, przez kilka lat zdalnie pracował w niedużej śląskiej firmie motoryzacyjnej. W pewnym momencie ten model pracy się wyczerpał. – Mam stanowisko menadżerskie i duży zespół ludzi pod sobą. Doszliśmy do wniosku, że jeżeli firma ma się rozwijać, muszę być na miejscu w Katowicach – opowiada Jakub. Długo się opierał: – Dla mnie to brzmiało jak wygnanie.
W podjęciu decyzji o przeprowadzce Jakubowi pomógł fakt, że ze swoją firmą jest mocno związany: – Właściwie ją współtworzyłem. Praca jest moją pasją.
Bez rodziny ani rusz
Kluczowa okazuje się opieka nad dziećmi. Polacy nie chcą jechać tam, gdzie nie ma żłobków, przedszkoli. Wyjeżdżając, pozbawiają się też pomocy w wychowaniu dzieci ze strony innych członków rodziny.
– Mi było mi łatwiej, bo nie mam żadnych zobowiązań. Nie mam rodziny, dzieci. Ale znajomi z Warszawy marudzą, że nie mogą się ze mną spotkać. Nie mogę też spędzać tyle czasu z mamą i chorą babcią, ile bym chciał – mówi Jakub.
Dlatego do Warszawy stara się przyjeżdżać na weekendy. A podróż do najłatwiejszych nie należy. – Pociągi się opóźniają, jadą bardzo długo. Dlatego podróżuję głównie samochodem, ale ostatnio były takie warunki, że podróż zajęła mi 7 godzin – narzeka Jakub.
Infrastrukturalne bariery w mobilności wewnętrznej są w naszym kraju szczególnie dotkliwe. – Przeciętny Niemiec potrafi dojeżdżać codziennie 100 km do pracy. Polakom uniemożliwia to stan infrastruktury kolejowej czy drogowej – zauważa Grabowska-Lusińska.
Są też problemy ekonomiczne. – To szczególny problem przy migracji do wielkich miast. Wyższe koszty zakwaterowania, czy też wciąż istniejący mit o „droższej żywności”, który nie zawsze znajduje odzwierciedlenia w rzeczywistości, nie są wcale rekompensowane przez wyższe zarobki. Stąd też wiele osób nie podejmuje tego ryzyka – zauważa Grabowska-Lusińska.
Firma cię przeprowadzi
Ci, którzy z miast o wyższym i droższym standardzie życia wyjeżdżają, liczą na jakiś rodzaj rekompensaty. Jakub dostał mieszkanie służbowe, chociaż i tak czuje się, jakby mieszkał w hotelu.
– Pracodawca jeżeli chce zdobyć pracowników, musi dużo dać z siebie. Konieczne są zachęty w postaci zapewnienia transportu do pracy, opieki medycznej czy opieki nad dziećmi – mówi Grabowska-Lusińska. A pracodawcy są skłonni zainwestować w pracownika naprawdę dużo. – Nawet do 50 tys. zł na jedną osobę. Chociaż tyle inwestuje się raczej w specjalistów o najwyższych kwalifikacjach – mówi Magdalena Zymon z Interdean, międzynarodowej firmy zajmującej się relokacją.
Pakiet w postaci służbowego mieszkania, to już za mało. – Załatwiamy wszystko: dom, mieszkanie. Dla dzieci znajdujemy szkoły i przedszkola. Na końcu pakujemy i przeprowadzamy pracowników – mówi Magdalena Zymon z Interdean. Przyznaje też, że coraz częściej obserwuje wśród swoich klientów „przymusową” mobilność. Pracodawcy po prostu oddelegowują swoich pracowników do oddziałów w innych miastach – mówi Zymon
Nie ma pracowników, nie ma inwestycji
Słaba mobilność wewnętrzna może zagrozić rozwojowi poszczególnych regionów. Brak rąk do pracy to nie tylko zahamowanie rozwoju rodzimej przedsiębiorczości. To również duże zagrożenie dla inwestycji zagranicznych. Duże firmy, przed wkroczeniem na rynek, robią rozeznanie, co do obecności wystarczającej liczby fachowców na lokalnym rynku pracy.
Jakub zapytany jak radzi sobie z poczuciem „wygnania” mówi: – Szybko zaczął mi doskwierać fakt, że nikogo nie znam. To szczególnie trudne w małej firmie. Chociaż wszyscy tutaj skądś przyjechali i żaden pracownik nie pochodzi z Katowic. Cóż, mój dom jest tam, gdzie moja praca.
Źródło: Informacja własna