„Gospodarka dobra wspólnego” (Economy for the common good) jest ruchem społecznym, który promuje alternatywny model ekonomiczny. Jego ostateczny kształt nie jest jeszcze znany, składają się nań przemyślenia wielu osób, które w jedną całość zebrał w ostatnich latach austriacki profesor Christian Felber – pisze Paulina Wajszczak dla portalu Ekonomiaspoleczna.pl.
Na tle innych, model „gospodarki dobra wspólnego” wyróżnia to, że oferuje gotowe narzędzie umożliwiające zmianę, które można stosować tu i teraz: kwestionariusz bilansu dobra wspólnego (z ang. common good balance sheet).
Nobel za wspólne dobro
Profesor Ellinor Ostrom z amerykańskiego Uniwersytetu Indiana była pierwszą kobietą w historii, która otrzymała nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii. Nagrodę przyznano jej w 2009 roku, wieńcząc w ten sposób kilkadziesiąt lat badań. Ostrom udowodniła, że „wspólne dobro” może być zarządzane przez wspólnotę użytkowników. Sprzeciwiła się w ten sposób dominującym przez wiele lat teoriom (najbardziej znana to „tragedia wspólnego pastwiska”), według których to, co „niczyje”, a więc należące do wszystkich, nie ma racji bytu, ponieważ zostanie wyeksploatowane bez umiaru.
Ostrom wykazała, że istnieje droga pośrednia między całkowitą prywatyzacją i upaństwowieniem, między własnością prywatną i publiczną. Jest nią kolektywne zarządzanie „dobrem wspólnym”, którym są zarówno zasoby naturalne, jak i dziedzictwo kulturowe, a z najnowszych także internet i twory, takie jak np. Wikipedia.
Swoje twierdzenia Ellinor Ostrom poparła latami badań empirycznych, analizując zależności socjologiczne i ekonomiczne we wspólnotach użytkowników zasobów naturalnych – lasów, terenów łowieckich (np. w Japonii), pól naftowych, pastwisk (np. w Afryce), systemów irygacyjnych (np. w Nepalu).
Upraszczając nieco – granice „wspólnego dobra” powinny być jasno zdefiniowane. Dzięki temu wiadomo, kto może z niego korzystać, a kto nie. Zasady regulujące korzystanie z „dobra”, czy jest to teren połowów czy pastwisko czy cokolwiek innego, powinny być dostosowane do warunków lokalnych i ustalane w sposób demokratyczny. Im bardziej adekwatne są do lokalnej sytuacji, tym są skuteczniejsze. Respektowanie zasad powinno być kontrolowane przez członków wspólnoty lub zewnętrzne instytucje, a ich ewentualne łamanie karane stopniowo wprowadzanymi sankcjami. Mechanizmy rozwiązywania konfliktów powinny wykazywać się efektywnością i niskimi kosztami. Potrzebna jest także akceptacja całego systemu przez rząd oraz, w wypadku większych dóbr wspólnych np. hal alpejskich w Szwajcarii, istnienie wielu instytucji o sprofilowanych uprawnieniach, odpowiedzialnych np. za rozwiązywanie konfliktów lub sprawy administracyjne.
Zapis o ochronie „ dobra wspólnego” i działaniu na jego korzyść znajduje się w wielu państwowych konstytucjach np. w konstytucji Włoch czy w niemieckiej Bawarii, w wielu krajach Ameryki Południowej: Ekwador, Urugwaj czy Kolumbia. W Preambule do Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej „dobro wspólne” utożsamiane jest z Polską, wobec której wszyscy obywatele mają takie same prawa jak i obowiązki.
Pojęcie „dobra wspólnego” pojawia się niemal wszędzie tam, gdzie ludzie zastanawiają się nad przyszłością ekonomiczną świata i transformacją kapitalizmu. Jest ono także nierozłącznie związane z rozwojem spółdzielczości i różnych jej odmian.
Świat na trzeciej drodze
Czym właściwie jest „dobro wspólne” w modelu Felbera decyduje demokratycznie dana społeczność. Może nią być pojedyncze miasteczko, region, całe państwo. Wartości szczególnie istotne w miasteczku A mogą być zupełnie inne niż w miasteczku B.
Chodzi jednak o wartości etyczne lub społeczne, refleksję nad tym, co właściwie chce się osiągnąć, jaka jest społeczna wartość tego, co się robi.
Poszczególne firmy z miasteczka za pomocą kwestionariusza bilansu dobra wspólnego weryfikują, na podstawie lokalnych kryteriów, swój wpływ społeczny. Mogą w nim uzyskać maksymalnie 1000 „dobrych punktów”. Informacje o wpływie społecznym firmy znajdują się m.in. na opakowaniach produktów. Świadomi konsumenci, bo wcześniej zaangażowani w ustalanie definicji „wspólnego dobra”, częściej kupują produkty „dobrych” firm, niż produkty firm szkodzących środowisku lub pracownikom.
Ceny „dobrych” produktów są także niższe, ponieważ lokalne prawo obdarza ich stosownymi do zasług przywilejami podatkowymi.
Osiągnięcie celów społecznych miasteczka jest zatem równie ważne, jak wzrost ekonomiczny. Pieniądze i praca służą dobru jednostek i środowiska naturalnego, są jedynie narzędziem, a nie celem samym w sobie.
To czy dana społeczność dba o „wspólne dobro”, czy jej mieszkańcy są szczęśliwi opisuje tzw. „wskaźnik ogólnego dobrobytu”.
Jest to zmodyfikowana forma dzisiejszego PKB (produkt krajowy brutto), popularnego na świecie miernika dochodu narodowego stosowanego do określania sytuacji gospodarczej kraju.
PKB oznacza łączną wartość wszystkich wytworzonych na terenie kraju dóbr i usług. Problem w tym, że w żaden sposób nie odnosi się on do realnego poziomu życia mieszkańców kraju, obejmuje działalność firm, które są szkodliwe dla środowiska naturalnego czy społeczeństwa.
„Wskaźnik ogólnego dobrobytu” określa zarówno sytuację ekonomiczną jak i społeczną w miasteczku.
Krytycznym wzrokiem
System Felbera stara się zapobiegać nadmiernemu gromadzeniu kapitału.
– Wydaje nam się, że dobrze ograniczyć np. maksymalne wynagrodzenie na rynku, czy też sumę pieniędzy, jaką wolno odziedziczyć po przodkach. Chodzi o to, aby uniknąć sytuacji, w której ktoś jest tak bajecznie i nieporównywalnie z innymi ludźmi bogaty, że może np. kupić wydawnictwo prasowe i manipulować mediami albo wynająć zabytkowy pałac będący symbolem miasta i urządzić w nim wesele. To „hiper” bogactwo grozi naszym zdaniem naruszeniem wolności innych ludzi. Oczywiście, o tego rodzaju ograniczeniach trzeba decydować wspólnie i demokratycznie, np. na drodze głosowania – tłumaczy Andreas Michael Giselbrecht, jeden ze współpracowników Felbera.
„Gospodarka dobra wspólnego” ma 7717 zwolenników (dane ze strony internetowej), w tym 62 polityków.
Na liście negatywnych określeń, jakimi opisywana lub z jakimi kojarzona jest teoria Felbera znalazły się także „sympatyczna, ale niebezpieczna”, „gospodarka planowana”, „system totalitarny”. Kwestią szczególnie sporną jest kwestia własności.
– Nie jesteśmy komunistami, a wprost przeciwnie. Proponujemy po prostu różnorodność, jeśli chodzi o rodzaje własności. Własność prywatna, państwowa, kolektywna to tylko niektóre z nich – mówi Giselbrecht. – Nie proponujemy jedynie słusznych rozwiązań i idei, nie sprzedajemy zamkniętej teorii na temat tego, jak powinien wyglądać świat. Chcielibyśmy jedynie realizować założenia demokracji, jak głosowanie i wspólne decydowanie o sprawach dotyczących wszystkich ludzi. Chcemy uniknąć form skrajnych, jak całkowite upaństwowienie lub całkowita prywatyzacja dóbr. Uważamy, że podatki są koniecznym czynnikiem dla wolności. Nie jesteśmy partią polityczną, ale raczej ruchem społeczeństwa obywatelskiego.
Problem zmiany
Andreas Giselbrecht uważa, że idea „wspólnego dobra”, jako wartości nadrzędnej wymusza całkowite uwolnienie rynku i dlatego budzi strach.
– (…) Kiedy widzę spadek na rynku papierów wartościowych, jako radykał myślę sobie: świetnie! Natomiast, jako posiadacz prywatnego funduszu emerytalnego mówię (z przerażeniem): O Boże! Wszyscy jesteśmy w pułapce tej dziwnej podwójnej świadomości i to w dużym stopniu powstrzymuje naszą aktywność polityczną. Z jednej strony chcemy zniszczyć system, z drugiej jesteśmy głęboko weń wplątani na wszystkich poziomach. Dlatego ludzie mówią, że łatwiej wyobrazić sobie koniec świata niż koniec kapitalizmu. Nie wiemy jak się z niego wydostać – mówił David Harvey.
Wspomniany wyżej kwestionariusz może być łącznikiem między światem nowej ekonomii i ekonomii tradycyjnej, pierwszym krokiem na dostrzegania wartości innych niż wzrost ekonomiczny.
Być może za jakiś czas sięgną po tę metodę największe firmy na świecie.
Lynda Gratton, brytyjska profesor uznana w 2011 roku przez magazyn „The Times” za jednego z TOP 15 ekonomicznych myślicieli w swej książce Klucz: Jak korporacje odniosą sukces rozwiązując największe problemy świata. (The Key: How Corporations Succeed by Solving the World's Toughest Problems) wskazała, że świat biznesu, zwłaszcza międzynarodowe korporacje, muszą włączyć w swoje strategie rozwojowe cele społeczne. Jednak nie tylko w ramach kształtowania wizerunku i strategii PR, ale po to, aby przetrwać na rynku. Muszą zacząć działać na rzecz „dobra wspólnego”.
Paulina Wajszczak dla Portalu Ekonomiaspoleczna.pl
Źródło: Portal Ekonomiaspoleczna.pl