Kraj Rajskiego Ptaka. Wróciłam z Papui Nowej Gwinei – pełna wrażeń i chyba trochę odmieniona, na nowo rozkochana w ludziach, świecie i … książkach. Zafascynowały mnie tamtejsza kultura, bogactwo flory i fauny, prostota życia, niecodzienne obrzędy
Wróciłam z kraju duchów i magii. Wróciłam z miejsca, w którym praktycznie dla turysty nic nie jest zorganizowane, każde doświadczenie jest na wskroś autentyczne i emocjonujące. Była to prawdziwa przygoda, bo nie często można mieć możliwość zobaczenia w dwudziestym pierwszym wieku na własne oczy plemion, które żyją jakby na poziomie epoki kamienia, a jeszcze do niedawna kanibalizm był wśród nich praktyką dozwoloną. Trwająca blisko ponad miesiąc wyprawa w ten intrygujący kulturowo rejon to najprawdziwsza, najlepsza z możliwych przygoda.
Poza stolicą wyspy, Portem Moresby, odwiedziłam prężne miasta Wewak, Madank, Gorokę, Kundiawę. Dotarłam na wyspy - Karkar, Muschu, Kairiru. Jednak znaczną część czasu w spędziłam w wioskach usytuowanych nad wielką rzeką Sepik będącą rezerwatem dziewiczej przyrody, gdzie brak prądu, mycie w rzece, a woda pitna tylko deszczowa nie było zaskoczeniem.
W tę egzotyczną podróż zabrałam również książki. Tak, proszę państwa - książki…
Przejechały w plecaku tysiące kilometrów. Wspierane moimi plecami, dzielnie znosiły trudy podróży. Miały przecież swój szczytny cel – dotrzeć tam, gdzie wcześniej nikt jakoś specjalnie nie pałał do nich sympatią, gdzie może nawet nikt jeszcze o nich nie słyszał. Chciały dać się poznać, dać się polubić. Wśród nich była literatura dla dzieci, młodzieży i dorosłych – barwne przewodniki w języku angielskim ( Polska, Warszawa, Bydgoszcz ), albumy , komiksy, bajki, książki przygodowe, obyczajowe. Były też i długopisy , kredki i książki do kolorowania.
Właśnie tam, w jednej z nich - w Palimbe, spotkałam się z dziećmi i młodzieżą… pod liśćmi bananowca. Tłumaczem na język pingin był misjonarz, werbista. Rozmawialiśmy o Polsce. Wiedzieli, że leży gdzieś tam …w Europie, że Jan Paweł II był Polakiem… Rozmawialiśmy o miastach - stolicach: Porcie Moresby i Warszawie; o największych rzekach: Wiśle i Sepiku Pokazałam im polską flagę. Moi rozmówcy dopatrzyli się wielu podobieństw. Spostrzegli, że czerwień jest naszym wspólnym kolorem, a także ich rajski ptak to symbol na miarę naszego orła. Nie ukrywam, że zainteresowanie młodych ludzi wzbudziły albumy, które ze sobą przywiozłam. Fascynowały ich krajobrazy zimowe, umeblowania mieszkań, olbrzymie ilości samochodów, moda. Opowiadałam im o mieście, w którym mieszkam, Bydgoszczy. Salwy śmiechu wywoływały próby poprawnego wypowiadania nazwy. Po kilku próbach słowo BYDGODZCZ zabrzmiało prawie bezbłędnie. Rozmawialiśmy również o książkach i czytaniu. Wiem już, że dzieci z Palimbe tak naprawdę nie obcują ze słowem pisanym. A szkoda… bo mogłyby być wielkimi sympatykami książek, jednak nie mają do nich dostępu, gdyż są one bardzo drogie, rodziców nie stać na ich zakup. W szkole zaś są tylko zeszyty i podręczniki, te same rok po roku i to nie dla wszystkich.
Dodam, iż szkolnictwo w PNG jest nieobowiązkowe w dodatku płatne, również i szkoła podstawowa. W konsekwencji chodzi do niej tylko niewiele ponad 10% dzieci, analfabetyzm sięga 35,4%. Istniejące dotacje państwa są niewielkie. Wobec tego odpowiedzialność za edukację, a zarazem ciężar finansowy spada na rodziców, a czasami na cały szczep (najbliższa rodzina). Mimo że czesne to nieduże kwoty, ale niestety ludzie żyjący w Papui nie mają stałych dochodów, w związku z powyższym, nie stać ich na opłacenie szkoły, szczególnie, gdy rodzina jest wielodzielna . Są częste przypadki przerywania szkoły z powodu braku opłaty na czesne.
Kiedy rozłożyłam przywiezione książki , kolorowanki i kredki, a nieco później zaczęłam czytać „ Smoka ze smoczej jamy ” Wandy Chotomskiej w wersji angielskiej, żywe zainteresowanie szybko zmieniło się w jakiś rodzaj nieco patetycznego wyciszenia, jakby oczywistą prawdą było, że obecność książek zobowiązuje do powagi i szacunku. Wspomniałam o wymianie literatury, krótko przedstawiłam ideę bookcrossingu. Taka forma popularyzacji czytelnictwa przypadła im do gustu. Trafnie zauważyli bowiem, że misja uwalniania książek dałaby im szansę na – po prostu – czytanie. Wędrująca książka choć na chwilę mogłaby zagościć w ich rękach. Podpowiedzieli, że szkoła będzie najlepszym miejscem dla półki bookcrossingowej. I tam właśnie znalazło się miejsce dla książek, które nie powróciły ze mną do kraju, a pozostały z misją pozyskiwania entuzjastów czytania. Tak oto w kraju Rajskiego Ptaka powstała półka z wolnymi ksiązkami dostępnymi dla wszystkich zainteresowanych. Nie ukrywam , że zamysł realizacji bookcrossingu przeniosłam dalej … na jedną z wysp na Karkar . Dziękuję autorom, Paniom, Wandzie Chotomskiej, Barbarze Kosmowskiej, Ewie Chotomskiej, Annie Janko, Małgorzacie Karolinie Piekarskiej, Barbarze Jendrzejewskiej bydgoskiej poetce , za piękne dedykacje i autografy. Pozostawione w Papui książki są w dobrych rękach przekazałam je szkołom, otrzymali je nauczyciele i misjonarze , niektóre zaś uwolniłam w Australii, w Sydney.
Dysponuję adresami kilku nowogwinejskich szkól chcących nawiązać współpracę z polskimi szkołami. Zachęcam nauczycieli do skorzystania z tej propozycji ( np. projekty edukacyjne)
Źródło: Fundacja Bookcrossing.pl