Ponad tydzień temu minął termin przyjmowania dokumentów od organizacji, które zdecydowały się powołać Ogólnopolską Federację Organizacji Pozarządowych. Formalny proces rejestracji już się zaczął, jednak dyskusja o kształcie i formie federacji trwa nadal. Jakie zatem mogą być argumenty by popierać federację i chcieć w niej uczestniczyć? Jakie mogą być obawy i co może je rozwiać? Swoimi refleksjami dzieli się Jan Jakub Wygnański.
Zacznijmy od podstawowego pytania. Czy federacja jest potrzebna?
Mimo nieredukowalnych i naturalnych różnic między organizacjami - łączy nas wiele wspólnych spraw, którym tylko wspólnie możemy podołać. Federacja może być dobrą platformą organizacji dla takich wspólnych działań.
Sam pomysł federacji nie jest immanentnie zły. Nie można stwierdzić, że twór, który powstaje ma niejako „w genach” zapisaną ułomność, a nawet jakąś zgoła potworność, że co gorsza, niszczyć będzie społeczeństwo obywatelskie. Można federacji z różnych powodów nie lubić - estetycznych, politycznych etc. - dobre prawo każdego. Nie można jednak swojej niechęci przebierać w troskę o kondycję społeczeństwa obywatelskiego. Społeczeństwo obywatelskie nie jest z natury dobre ani złe. Wbrew nadziejom niektórych nie składa się ono wyłącznie z miłośników Dobra Wspólnego. Bywa także rodzajem wojny wszystkich ze wszystkimi. Społeczeństwo obywatelskie nie jest bowiem lepsze niż jego uczestnicy. To samo dotyczy instytucji, które w nim funkcjonują – także powoływanej federacji.
Owszem, federacja może się nie udać (są przykłady federacji, którym się nie udało, mimo, że zaczynały w znacznie bardziej sprzyjających warunkach), ale takiej porażki nie da się przesądzić zanim jeszcze zacznie ona działać. Nie istnieje żaden rodzaj determinizmu w tej sprawie. Federacja nie jest skazana ani na porażkę, ani na sukces. Nie da się jej przypisać wad pochodzenia.
Jeśli coś ma zadecydować o jej losie, to same organizacje, które ją stworzą. Federacja na pewno nie będzie ani lepsza, ani gorsza niż ludzie i organizacje, które będą do niej należeć i ją współtworzyć.
Warto też pamiętać, że kwestia federacji nie jest w żadnym sensie nowa. Od co najmniej kilku lat mowa była o tym, że federacja jest potrzebna i pogląd taki podziela większość organizacji. Od dawna toczy się też otwarta debata, dotycząca jej kształtu i zadań. Nikt jej nie narzucił, nikt nie wymyślił w jeden wieczór. Jej kształt jest wynikiem pracy wielu osób i organizacji.
Po co powstaje federacja?
Jednym z głównych zadań federacji jest tworzenie przestrzeni do wyrażania różnorodnych opinii oraz mechanizmów, dzięki którym głosy te mogą w ogóle zaistnieć w debacie (wewnątrz sektora, a także w stosunku do ważnych jego partnerów - w szczególności administracji publicznej i środowisk biznesu). Federacja nie ma tłumić naturalnej różnorodności organizacji, ale właśnie tę różnorodność chronić. Ma ona dbać o przestrzeń dla debaty, ale nie wypełniać jej „samą sobą”, a na pewno już nie zastępować organizacji w wyrażaniu swoich opinii. Prawdopodobnie sytuacja, w której konieczny byłby „jeden głos” będzie bardzo rzadka. Nawet jednak, gdyby z jakichś powodów komuś takie unisono byłoby potrzebne, nie ma możliwości, żeby federacja mogła zająć takie jednorodne stanowisko bez wyraźnej jednorodności poglądów i przyzwolenia wśród samych jej członków. Tak zatem w większości sytuacji federacja będzie raczej przekazywać, a nie agregować stanowiska jej członków. Federacja ma więc wzbogacać różnorodność sektora, dając większą szansę na „dostęp do głosu” mniejszym organizacjom.
Jakie są niebezpieczeństwa jej istnienia? Czy grozi nam samonapędzająca się megastruktura?
Niestety chyba najmniej można obawiać się tego, że federacja będzie za silna. Mało prawdopodobne, że zagrozi własnym członkom i innym organizacjom. Bardziej prawdopodobne jest, że okaże się słaba. Może stać się nieprzewidywalną, podatną na manipulacje strukturą, w której zabraknie mechanizmów obronnych w stosunku do miernot, które znajdują się „na górze” tylko dlatego, że mają więcej czasu i ambicji, żeby zabiegać o stanowiska. Ale to znów argument za tym, żeby być wewnątrz niej i robić wszystko, żeby tak się nie stało.
Wiele emocji budzi kwestia reprezentacji. Tak dużo, że zasłania najważniejszy cel działania federacji, jakim jest służenie jej członkom. Skoro jednak kwestia reprezentacji pojawia się – to mimo wszystkich komplikacji, jakie wynikają w związku z reprezentowaniem członków federacji – lepiej jednak samemu jest decydować o tym, komu pozwala się mówić w swoim imieniu. Na pewno to rozwiązanie jest lepsze od tego, w którym rzecznikiem de facto jest ktoś, kto sam się nim mianował, lub, co gorsza został nim mianowany przez administrację lub zaprzyjaźnionych dziennikarzy.
Czy federacja jest potrzebna wszystkim?
Pewnie nie. Nie ma też większych szans, ani nawet potrzeby, żeby poszukiwać wszystkich czy nawet nominalnej większości (w Polskich warunkach 10 a może 25 tys.?) członków. To naturalne i federacja tym samym nie może, ale też na szczęście nie musi, mówić w imieniu całego sektora.
Dobrze byłoby, żeby federacja była jak najliczniejsza, ale to nie masowość zadecyduje o jej porażce lub sukcesie. Obrona obecnego status quo jest w istocie rodzajem ukrytego elitaryzmu, obroną sytuacji, w której słyszalni są wyłączenie najsilniejsi. Trzeba też jasno powiedzieć, że duże organizacje właściwie nie potrzebują federacji do wyrażania swoich opinii. To one znacznie częściej zabierają glos - są ulubieńcami mediów, mentorami, komentatorami. To raczej, przynajmniej na początku, one potrzebne są federacji.
Czy federacja w ogóle chce mówić w imieniu całego sektora w sprawach innych niż te, co do których istnieje wspólnota interesów? To raczej niemożliwe. Nie tylko dlatego, że poglądy bywają zbyt różne, ale co ważniejsze, że członkostwo w federacji nie może być bezwarunkowe. Federacja nie powinna nawet zabiegać o to, żeby jej członkami stały się wszystkie organizacje – tylko dla tego, że są one nominalnie organizacjami pozarządowymi. Członków federacji łączyć powinien wspólny mianownik wartości. Jego kształt został opisany w Karcie Zasad Działania Organizacji Pozarządowych.
Czy federacja zniszczy niezależność organizacji?
W statucie wprost mowa jest o tym, że federacja wręcz nie może naruszać suwerenności członków (nie wyklucza to oczywiście troski o przestrzeganie wspólnie ustalonych standardów). Przypomnieć warto, że przynależność do federacji, jaki i bycie poza nią, są w oczywisty sposób dobrowolne.
Czy to się już gdzieś udało?
Owszem nie tylko udało się w innych sektorach w Polsce i to takich, gdzie interesy są w sposób otwarty konkurencyjne (w środowisku biznesu), ale także udało się w środowisku organizacji pozarządowych w innych krajach. Ogólnokrajowe federacje organizacji pozarządowych istnieją w wielu krajach: USA, Wielkiej Brytanii, Słowacji, Estonii. Ale także na Filipinach i w Południowej Afryce - krajach zdawałoby się egzotycznych, bliskich nam jednocześnie w doświadczeniach przechodzenia od rządów autorytarnych ku demokracji. Istnieje też kilkanaście porozumień ponadnarodowych. Trudno byłoby jednak znaleźć przykład zgubnego wpływu federacji na rozwój i bogactwo sektora pozarządowego. Więcej, przez wielu obserwatorów i badaczy organizacji pozarządowych powołanie takiej federacji traktowane jest jako dowód na dojrzałość sektora.