LIPSZYC: Jestem za tym, by wszelkie dzieła – naukowe, kulturalne, edukacyjne – jakie powstają przynajmniej w 50 % ze środków publicznych – były dostępne w Internecie.
Dlaczego? Bo one powstają za pieniądze nasze, czyli obywateli. Absurdalną jest zatem sytuacja, w której ten, kto za coś zapłacił, nie może z tego skorzystać. Przecież jeśli płacimy za publiczną służbę zdrowia, to po to, żeby móc pójść do lekarza, jeśli płacimy na drogi publiczne, to po, to żeby po nich chodzić, jeździć. Taka jest logika funduszy publicznych.
Każdy z obywateli powinien mieć nieodpłatny dostęp do zasobów publicznych
Do tej pory działalność państwa akurat w kwestii udostępniania informacji publicznej była niechlubnym wyjątkiem. Dopiero niedawno wdrożyliśmy w Polsce dyrektywę o powtórnym wykorzystaniu informacji publicznej. Ale to zmieniło niewiele, bo jest bardzo dużo takich informacji, które nie spełniają definicji informacji publicznej w definicji ustawowej. To są choćby właśnie materiały edukacyjne tworzone ze środków publicznych, ale także różnego typu materiały tworzone w celach naukowych i kulturalnych. I z tym trzeba coś zrobić. Celem, nad którym obecnie musimy pracować wspólnie, jest doprowadzenie do sytuacji, w której informacje te są udostępnianie, wraz z prawem do ich wykorzystania. To znaczy, że każdy z obywateli powinien mieć do nich nieodpłatny dostęp, a także, że każdy może je przetworzyć, udostępnić, użyć z innymi informacjami.
Projektowana ustawa o zasobach publicznych ma uregulować problem korzystania z informacji, które nie są „informacją publiczną”. W tej chwili wiele instytucji publicznych część swojego dochodu czerpie, mówiąc brutalnie, z ograniczania obywatelom prawa do korzystania z informacji, którymi dysponuje. Jeżeli na przykład chcemy wykorzystać zdjęcie archiwalne ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego, to archiwum nie tylko zażąda opłaty za dostęp, ale także będzie nam dyktować, co z tą informacją możemy zrobić, a czego nie. Moim zdaniem tak być nie powinno. O ile można się zgodzić z opłatami pokrywającymi koszt digitalizacji czy przygotowania informacji, to limitowanie wykorzystania jest po prostu skandaliczne.
Od trzech lat istnieje dokument Ogólnopolskiego Forum Organizacji Pozarządowych zawierający rekomendacje dla organizacji non-profit, który wprost mówi o tym, że NGO-sy powinny w swoich działaniach stosować wolne licencje – mechanizm prawny, który daje każdemu obywatelowi nieograniczone prawo do wykorzystania z informacji wytworzonych przez organizacje trzeciego sektora. Ale tak samo powinno być w wypadku zdjęć, plakatów, rejestracji spektakli i wystaw realizowanych za pieniądze publiczne w instytucjach kultury finansowanych z budżetu państwa. Nawet, jeśli pojawia się sponsor, pamiętajmy, że płaci on pieniądze instytucji publicznej ze względu na prestiż, a nie w celach dochodowych. Uważam także, że media publiczne powinny udostępniać tworzone przez siebie programy z pełnym prawem do ich wykorzystania przez obywatela.
Wyjątek? Partnerstwo publiczno-prywatne
Sytuacja się zmienia, jeśli dotyczy produkcji, która jest częściowo finansowana ze środków publicznych, a częściowo prywatnych, gdzie inwestor oczekuje zwrotu tej inwestycji. W tym wypadku całkiem uzasadnionym jest to, by danemu inwestorowi w taki lub inny sposób to umożliwić. Najlepszą metodą jest przewidziany w ustawie o zasobach publicznych okres embarga. Na przykład trwający przez siedem lat, kiedy to inwestor może czerpać korzyści z komercyjnej eksploatacji utworu. Ale potem dany materiał powinien być dostępne publicznie. Przecież – tu znów wrócę do prostego przykładu – tak samo mamy w wypadku autostrad: jest partnerstwo publiczno-prywatne, przez określony czas inwestor pobiera pieniądze za korzystanie z tej autostrady, po czym ona staje się autostradą publiczną.
Jedyny problem to problem tantiem dla artystów
Argument artystów mówiący o tym, że obawiają się, że ich dzieła, jako dostępne w Internecie będą poprzez ich przetwarzanie, ośmieszane, jest argumentem nietrafnym. Każdy twórca, który tworzy, siłą rzeczy wystawia swój utwór na ostrze krytyki. Faktem publikacji zgadza się na to, że odbiorcy nie tylko będą to szanować, ale także przedrzeźniać i komentować. Jedyny problem, to problem tantiem – szczególnie w wypadku utworów niekomercyjnych. Mamy w Polsce poważny problem dotyczący twórców, którzy żyją dzięki umowom o dzieło i którzy są przez to pozbawieni szansy na normalną emeryturę. Dzisiaj system tantiem działa jako substytut uprawnień emerytalnych i to jest problem, który należy rozwiązać.
Źródło: inf. własna ngo.pl