KOWALSKI: Nie wprowadzamy innowacyjnych rozwiązań, bo nie potrafimy dobrze zdefiniować naszych problemów. A skoro nie definiujemy problemów, to nie mamy potrzeby ich rozwiązania.
W środowisku osób głuchych bardzo potrzebujemy innowacji – obecnie niby wszystko lepiej lub gorzej działa, ale wciąż okazuje się, że nie działa tak jak należy. Spróbuję to wytłumaczyć na przykładzie dostępu do tłumaczy języka migowego.
Teoretycznie i formalnie dzisiaj jest całkiem dobrze. Ustawa o polskim języku migowym daje osobom głuchym praktycznie nieograniczony dostęp do bezpłatnego korzystania z tłumaczy języka migowego w urzędzie. Inne rozporządzenie zapewnia, że tłumacz zostanie sfinansowany przez starostę także w innych sytuacjach. Co więcej, urzędnicy są masowo wysyłani na kursy języka migowego, bo mają zacząć obsługiwać głuchych. Brzmi doskonale, prawda? Nic, tylko korzystać. Ale jak się człowiek przyjrzy bliżej, to okazuje się, że nie jest tak różowo.
Po pierwsze, trzeba dowiedzieć się, że tłumacz jest w danym urzędzie dostępny, ale ta informacja jest zwykle skrzętnie ukryta na stronie internetowej, i w dodatku napisana w taki sposób, że mało kto ją zrozumie. Po drugie, trzeba się umówić i czekać nawet trzy dni. Tylko jak się umówić, skoro nie ma tłumacza, żeby przetłumaczył tę rozmowę? Po trzecie, urzędnicy (przeszkoleni na kursach) są przekonani, że przecież doskonale sobie poradzą – uczyli się 60 godzin, więc po co im tłumacz? Po czwarte, w naszym kraju jest naprawdę niewielu tłumaczy, a dobrych tłumaczy jest jeszcze mniej.
Wizja, odwaga, pieniądze
Pierwsza bariera to podejście „nam to niepotrzebne, bo głusi nie przychodzą”. Pewnie, że nie przychodzą, bo po co mają przyjść, skoro nie ma tłumacza. A szerzej oznacza to, że nie wprowadzamy innowacyjnych rozwiązań, bo nie potrafimy dobrze zdefiniować naszych problemów. A skoro nie definiujemy problemów, to nie czujemy potrzeby ich rozwiązania.
Druga bariera to oczywiście pieniądze. „Nie potrzebujemy usługi, za którą trzeba ciągle płacić, a głusi nie przychodzą”. Niestety, każda zmiana i każde dostosowanie kosztuje. Czasem te koszty się kumulują (na przykład podjazd dla osób na wózkach kupuje się raz) i już więcej nie wydajemy na to pieniędzy, a czasem – jak w przypadku stosowania wideotłumacza – trzeba płacić abonament. Innowacji nie wprowadzimy bez pieniędzy.
Trzecia bariera to przekonanie, że nowe rozwiązania są zupełnie niepotrzebne, bo „przeszkoliliśmy naszego pracownika”. Nie wiadomo co prawda, czy pracownik sobie poradzi, bo przed głuchym ucieka albo próbuje pisać na kartce, a to jest stare, dobre i sprawdzone rozwiązanie, więc po co szukać nowego. Takie podejście może zabić każdą innowację. I niestety często zabija. Bo do wdrażania nowych pomysłów potrzebna jest odwaga. A jej często brakuje i to nie tylko po stronie urzędników, ale też po naszej stronie, czyli w organizacjach.
Niechęć i bezczynność
Czwarta bariera to niechęć do naszego rozwiązania wśród „tradycyjnych tłumaczy” i części potencjalnych użytkowników. Bo trzeba zrobić coś nowego. Coś, czego się wcześniej nie robiło. Głusi będą zmuszeni sami podejmować decyzję, a nie korzystać ze zdania tłumacza, z którym przychodzili do urzędu do tej pory. Na szerszą skalę można to porównać do kurczowego trzymania się rozwiązań, które może są częściowo wygodne, ale ograniczające. Bez odwagi nigdy nie zrobimy nic nowego.
Ostatnia, największa bariera to fakt, że osoby zobowiązane do zapewnienia głuchym dostępu, nie robią po prostu nic. W tym przypadku nie można przekonać nikogo do naszego rozwiązania, bo takie osoby nawet nie szukają nowych rozwiązań. Po prostu nie widzą takiej potrzeby i są całkowicie zamknięte na potrzeby innych.
Czy więc innowacje w świecie głuchych (i nie tylko) mają szansę? Tak. Ale wymaga to ogromnej pracy i samozaparcia. O ileż byłoby łatwiej, gdyby każdy, kto przeczyta ten tekst, odpowiedział sobie na pytanie: a co ja mogę zrobić, żeby to innowacyjne rozwiązanie wprowadzić w życie? A potem zrobił to.
Źródło: inf. własna ngo.pl