Konfliktom w mieście, które powstają na tle przyrody i terenów zieleni, można zapobiegać poprzez włączanie społeczeństwa w proces decyzyjny. Transformacja społeczna i rozwój Internetu sprawiają, że rządzenie i zarządzanie miastem bez partycypacji będą coraz trudniejsze. Komunikacji społecznej nie trzeba się bać. Trzeba się jej nauczyć. Pomagają w tym dobre wzorce z państw, które partycypację traktują jako podstawę demokracji.
Liczne konflikty między władzami miast a mieszkańcami powstają z powodu przyrody. Przede wszystkim wówczas, gdy opinia mieszkańców nie jest uwzględniana w procesie podejmowania decyzji o zagospodarowaniu przestrzeni, szczególnie terenów zieleni. Tymczasem miasto zielone to dobre miejsce do życia, prowadzenia działalności gospodarczej i inwestowania. Dlatego transformacja społeczna, rozwój Internetu, ale i unijne regulacje powodują, że komunikowanie się i włączanie mieszkańców w zarządzanie miastami, stają się wyzwaniami, z którymi decydenci muszą się zmierzyć.
Przestrzeń miejska jest cenna. Usługi ekosystemów, czyli korzyści dostarczane przez przyrodę, mogą zaspokoić wiele potrzeb, zarówno mieszkańców jako jednostek, grup, ale również inwestorów, władz. Na tym tle często powstają konflikty interesów, które paraliżują długotrwale gospodarkę przestrzenną i utrudniają życie w mieście i zarządzanie miastem. Dlatego istotne jest, by nauczyć się, jak tym konfliktom zapobiegać i jak nimi zarządzać, by przynosiły jak najmniej szkód. Jedną z metod jest partycypacja społeczna. Realizuje ona jedną z fundamentalnych zasad demokracji – udziału społeczeństwa – dlatego jest praktykowana w krajach o ustroju demokratycznym na całym świecie. I choć obowiązek organizowania partycypacji spoczywa na władzach publicznych, z inicjatywą taką wychodzą często sami obywatele lub profesjonaliści w dziedzinach, w których partycypacja w danym przypadku dotyczy.
Nie ma ucieczki od partycypacji
Warto podkreślić, że poza kilkoma ustawami, zobowiązującymi do pewnych form partycypacji, nie jest ona obligatoryjnym obowiązkiem prawnym władz publicznych. Jednak zachętą do jej stosowania są regulacje Unii Europejskiej, która przyjęła zasadę preferencji w finansowaniu dla projektów, które ją uwzględniają. Ale zachęty finansowe to nie jedyny powód, dla którego władze coraz mniej obawiają się podejmowania dialogu społecznego i partycypacji obywatelskiej. Kolejną przyczyną jest coraz bardziej powszechny dostęp do Internetu, co utrudnia podejmowanie decyzji w tajemnicy przed społeczeństwem. Z drugiej strony, media społecznościowe ułatwiają podejmowanie oddolnych inicjatyw, samoorganizowanie się w ramach różnych form demokracji bezpośredniej.
Najczęstsze trudności w rozwiązywaniu konfliktów
I choć przeciwdziałanie konfliktom nie jest jedynym pożytkiem z partycypacji społecznej, często to ten argument najbardziej przekonuje sceptyków. Pięć najważniejszych przyczyn trudności w rozwiązywaniu konfliktów wokół spraw przestrzennych w Polsce według K. Pawłowskiej to:
- zbyt późne podejmowanie prób rozwiązywania konfliktów;
- rozwiązywanie konfliktów na płaszczyźnie prawnej, a nie merytorycznej;
- traktowanie przekonywania protestujących jako jedynej i wystarczającej formy porozumiewania się ze społeczeństwem;
- podejmowanie komunikacji ze społeczeństwem jako wymuszonej reakcji na konflikt, a nie jako inicjatywy władz publicznych;
- brak umiejętności zarządzania konfliktem.
Sześć kroków do porozumienia
Proces partycypacji społecznej nie powinien poprzedzać procesu decyzyjnego ani być jego skutkiem. Powinien mu towarzyszyć. Przedsięwzięcie można podzielić na cztery etapy: programowanie, projektowanie, podejmowanie decyzji, realizacja. Towarzyszy im sześć faz partycypacji:
- skuteczne informowanie interesariuszy o zamierzeniu, poprzedzone identyfikacją interesariuszy i sporządzeniem ich listy;
- dzięki przeprowadzeniu badań społecznych rozpoznanie potrzeb, które mają być zaspokojone przez realizowane przedsięwzięcie;
- prezentacja projektu interesariuszom, połączona z wyjaśnieniem ze strony projektantów w sposób, który umożliwi dobre zrozumienie również wśród nieprofesjonalistów;
- przeprowadzenie dyskusji nad projektem między projektantami, władzami oraz interesariuszami;
- wskutek poprzednich etapów – akceptacja projektu lub wybranej wersji alternatywnej, a następnie etap podejmowania decyzji i realizacja przedsięwzięcia.
Jeśli natomiast nie dojdzie do akceptacji projektu, należy sporządzić listę kwestii spornych i negocjować je, aż do podpisania porozumienia między władzami, projektantami i interesariuszami. Najlepiej, gdy ostateczne rozstrzygnięcie jest przypieczętowane pełnym porozumieniem i akceptacją, ale nie zawsze jest to możliwe. Proces partycypacji społecznej należy zmodyfikować, jeśli z inicjatywą wychodzą nie władze publiczne, a sami mieszkańcy. Wówczas faza pierwsza winna polegać na informacji skierowanej do władz i zjednaniu sobie ich poparcia. Nie potrzebne są wówczas badania społeczne ani prezentacja projektu interesariuszom. Natomiast dyskusja i negocjacje potrzebne są, gdy do projektu trzeba będzie przekonywać władze.
Demokracja = partycypacja. Przykłady z zagranicy
Jak wspomniano wcześniej, partycypacja społeczna jest pewnego rodzaju standardem w krajach takich jak USA, Wielka Brytania, Holandia czy Niemcy. Jednak pochodzące z nich dobre przykłady nie zawsze przekonują Polaków do tego, że można je zaimplementować w naszej rzeczywistości. Po pierwsze – kraje te są bogatsze, po drugie – są to społeczeństwa bardziej dojrzałe i bardziej demokratyczne. Fakt? Mit? Odpowiedź różni się w zależności od tego, czy na ten temat wypowiadają się sceptycy po polskiej stronie, czy organizatorzy partycypacji w tych bogatszych krajach. Pewne jest, że partycypacja jest silnie zdeterminowana przez warunki społeczno-kulturowe danego kraju i okresu historycznego. Dlatego obcych wzorców nie można kopiować. Można je naśladować, dostosowując do lokalnych uwarunkowań.
Jednym z takich wzorców jest przykład z Tokio, aglomeracji liczącej 35 mln mieszkańców, czyli prawie tyle, ile wynosi liczba obywateli całej Polski. W dzielnicy Roppongi powstały dwa zespoły urbanistyczne – Roppongi Hills (2003 r.) oraz Tokyo Midtown (2008 r.). Zbudowano w nich wieżowce o rekordowej wysokości 54 kondygnacji. Drapacze chmur i wiele innych obiektów wzniesiono na scalonych przez dewelopera działkach. Powstało miasto w mieście – z mieszkaniami, biurami, sklepami, hotelami, muzeami, klubami, lokalami gastronomicznymi, kinami… Mieszka w nim 2000 osób, a pracuje blisko 8000. Nie udałoby się, gdyby nie partycypacja społeczna, która rozpoczęła się już na etapie wykupu i scalania gruntów. Mieszkańcom likwidowanych nieruchomości obiecano gwarancję zamieszkania w nowo budowanym zespole w większym, lepiej wyposażonym i nowoczesnym mieszkaniu. W Roppongi Hills jeden z wieżowców w całości zajmują poprzedni mieszkańcy dzielnicy. W ten sposób udało się również zachować wspólnotę lokalną, co jest szczególnie ważne w kulturze japońskiej. Teren Roppongi Hills zajmowany jest przez zieleń w 40%, a Tokyo Midtown w 50%. Ogrody istniejące wcześniej zachowano i zaadaptowano do nowych założeń urbanistycznych, dziś są parkami publicznymi. W jednym z ogrodów rośnie 140 drzew, które rosły tam wcześniej. Na czas rewitalizacji zostały przesadzone poza obręb terenu inwestycji, a po jej zakończeniu powróciły na miejsce. Proces się opłacił, zarówno społeczności lokalnej, władzom, jak i deweloperowi, który rozwija kolejne tego typu przedsięwzięcia. Nie jest to jednak sprawa łatwa. Budowanie społecznej zgody trwa niekiedy dłużej niż sama inwestycja. W Roppongi Hills budowa trwała 4 lata, a konsultacje społeczne i negocjacje – 11 lat.
Partycypacja po polsku
W warunkach polskich zapewnienie zieleni w miastach to zadanie lokalnych samorządów, a urządzanie i utrzymanie tych terenów obciąża budżet miasta. Dlatego to właśnie samorządy miejskie i mieszkańcy są jedynymi obrońcami terenów zieleni. Ich planowanie i zarządzanie nimi to zagadnienie ściśle związane z ideą partycypacji. Pierwsze i najczęściej podejmowane próby wspólnego działania społeczności lokalnych dotyczą zwykle ogródków osiedlowych lub placów zabaw, czyli elementarnych form miejskiej zieleni. Przyczyną protestów przeciw różnym przedsięwzięciom budowlanym bardzo często bywa obrona nieurządzonych przestrzeni zielonych, które służyły mieszkańcom jako miejsca wypoczynku. Szczególny związek terenów zielonych z ideą partycypacji polega także na tym, że urządzanie i utrzymanie zieleni to praca, którą po części można powierzyć organizacjom pozarządowym i wolontariuszom.
Polskie przykłady procesów partycypacyjnych, zakończonych sukcesem, zalecenia dla organizatorów dyskusji publicznych, szczegółowe omówienie faz partycypacji można znaleźć w wydanym przez Fundację Sendzimira poradniku „Przyroda w mieście. Usługi ekosystemów – niewykorzystany potencjał miast”. Pokazują one, że od dialogu ze społeczeństwem i uwzględniania jego zdania w procesach decyzyjnych nie można uciec. Rządzenie bez partycypacji i komunikacji będzie coraz trudniejsze. I jak przekonuje K. Pawłowska, w komunikację społeczną nie trzeba wierzyć – trzeba się jej uczyć, uczyć i jeszcze raz uczyć!
Tekst powstał na podstawie artykułu K. Pawłowskiej pt."Partycypacja społeczna w podejmowaniu decyzji dotyczących przyrody w mieście" w: "Przyroda w mieście. Usługi ekosystemów – niewykorzystany potencjał miast", © Fundacja Sendzimira 2012
Źródło: Fundacja Sendzimira