Wyludniona, skuta dyktą i blachą falistą Warszawa nie zdążyła 1 maja przeżyć wejścia Polski do Unii w radosnej atmosferze. Taką szansą była sobotnia Parada Schumana, wieńcząca odbywające się od tygodnia XI Spotkania Europejskie. Trochę na pohybel eurosceptykom, uczestników wiodła na Plac Teatralny polska konnica, a przemaszerowano tam krokiem poloneza.
1 maja, nie licząc śniadania u Schumana, zmobilizowali się w Warszawie jedynie przeciwnicy UE i zwolennicy Piotra Ikonowicza. Szczyt Gospodarczy wygonił z miasta nadmiernie przezornych, tak więc warszawiacy świętowali (lub opłakiwali – w przypadku eurosceptyków) akcesję zgodnie z majowym kanonem urlopowym – grillując lub fotografując się na Majorce.
W sobotę, 8 maja było inaczej. Fundacja imienia Roberta Schumana zaprosiła na tradycyjną już Paradę Schumana młodzież ze Szkolnych Klubów Europejskich z całej Polski, przedstawicieli Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego, ambasadorów i dyplomatów, przedstawicieli władz oraz „ojców” akcesji – Tadeusza Mazowieckiego, Jana Truszczyńskiego, Danutę Huebner. Przyjechały też zaprzyjaźnione organizacje z Ukrainy, Białorusi i Bułgarii. Ich obecność – podkreślano – była wyrazem naszej troski o ich europejskie aspiracje.
Tegoroczną Polską Nagrodę Europejską im. Roberta Schumana, przyznawaną przez Fundację, odebrała Danuta Huebner. Wręczający ją na dziedzińcu zamkowym Tadeusz Mazowiecki podkreślał, że nawet w okresie trudnym Danuta Huebner trzymała się swojego zadania – jak najlepszego przygotowania wejścia Polski do Unii.
Z dziedzińca Placu Zamkowego ruszono Krakowskim Przedmieściem w stronę Miasteczka Europejskiego, przygotowanego na tę okazję przez Urząd Komitetu Integracji Europejskiej. Paradę wiodły kolejno dzieci z flagami 25 unijnych państw, a następnie w pełni uzbrojone siły rycerstwa. Ba, krok parady był wiązany, grano bowiem poloneza, co mogło wytrącić eurosceptykom argument o „zgniłym kosmopolityzmie”.
W Paradzie odnalazły się na swój sposób różne środowiska, którym nie zawsze było po drodze z organizatorami. Wrogą paradzie enklawę stanowiła niewielka grupka dość posępnie wyglądających członków i członkiń Młodzieży Wszechpolskiej. Uczestnicy demonstracji, ciasno otoczeni kordonem policji, wytrwali na stanowiskach niemal do końca imprezy. Pod czerwonymi krawatami wystąpiło Stowarzyszenie Koliber, zapowiadające na sztandarach, że Polacy będą teraz budować eurosocjalizm. Bliżej nieznane motywy postępowania powodowały Stowarzyszeniem „Pro Europa”, które na paradzie pojawiło się z sobowtórem Fidela Castro. Pozdrowił go ze sceny jeden z konferansjerów. Ta bezrozumna gafa sprawiła, że Castro stał się głównym pozującym do zdjęć. I tak młodzież zabierze ze spotkań europejskich souvenir w postaci zdjęcia z dyktatorem…
W Miasteczku Europejskim szpalerem ustawiono stoiska kilkunastu różnych instytucji i organizacji pozarządowych. Można było zasięgnąć informacji, między innymi, o College of Europe, Europejskim Programie Młodzież, Instytucie Francuskim, ale także PCK czy Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej.
Gorączka zbierania ulotek ogarnęła przede wszystkim młodzież szkolną, która – o dziwo – dopiero po chwili dostrzegła ofertę kulinarną! Rozstawiono namioty z kuchnią polską, francuską, niemiecką, grecką, włoską oraz angielską (złośliwie wspomnę, że złożoną głównie z kanapek i herbaty). Apetyty rozkładały się równomiernie, z lekką przewagą preferencji w kierunku francuskich bagietek. Pogoda nie dopisała, więc warszawiacy nie stawili się na Paradzie tak licznie, jak choćby poprzednim razem, a zapał idących trzeba było kilkakrotnie podgrzewać.