5 marca 2003 odbyło się trzecie spotkanie z cyklu 'Jakie państwo?', poświęcone problemom mniejszości narodowych. Gościem seminarium był Piotr Tyma - sekretarz zarządu Związku Ukraińców w Polsce. Spotkanie poprowadził Przemysław Radwan-Rohrenschef.
Termin konferencji nie był najszczęśliwszy - Środa Popielcowa w połączeniu z meczem Wisła - Lazio zdecydowanie obniżyła frekwencję. Tym niemniej niezbyt liczna grupa obecnych na spotkaniu miała okazję wysłuchać bardzo interesującej prelekcji sekretarza zarządu Związku Ukraińców w Polsce, Piotra Tymy.
Pytanie o udział mniejszości w budowaniu państwa może się wydać egzotyczne, zwłaszcza w państwie praktycznie jednonarodowościowym, jakim jest Polska. Kwestie mniejszości w Europie Środkowo-Wschodniej są jednak z konieczności obciążone kontekstami historycznymi. Dominuje widzenie poprzez pryzmat stereotypów i przecenianie negatywnych doświadczeń sprzed nierzadko kilkuset lat.
Najbardziej powszechnymi stereotypami mniejszości, istniejącymi w świadomości społecznej, jest postrzeganie ich w kategorii zagrożenia dla integralności terytorialnej państwa oraz potencjalnej piątej kolumny w chwilach zagrożenia. Relacje polsko-niemieckie są w wielu środowiskach zdominowane przez nieodłączne wspomnienie września 1939 roku; polsko-ukraińskie - przez ukraiński oddział SS i "bandy" UPA. A jest to tylko sięganie do historii najnowszej; jakież bogactwo kryje w sobie zmitologizowany Grunwald, pruski "drang nach Osten" czy powstanie Chmielnickiego! Podobnie stosunki polsko-żydowskie - problem winy Polaków w zbrodni w Jedwabnem został złagodzony oskarżeniem Żydów o masową kolaborację z NKWD.
Z drugiej strony stosunek mniejszości do państwa również nie jest pozbawiony stereotypów. Państwo jest traktowane jako zagrożenie tożsamości, instytucja, która wspiera separatyzmy, dezintegruje, manipuluje. Wielu Białorusinów na Podlasiu uważa, że ruch ukraiński tamże jest wynikiem intryg SB.
W polityce Polski wobec mniejszości w XX wieku można wyróżnić trzy okresy. W dwudziestoleciu międzywojennym mniejszości stanowiły znaczący procent – ponad 1/3 – obywateli państwa. Nie można idealizować tego okresu, pewne formy dyskryminacji miały miejsce – getto ławkowe, blokowanie ukraińskiego uniwersytetu we Lwowie, konsekwentne nazywanie Ukraińców Rusinami – tym niemniej mniejszości miały swoją reprezentację w Sejmie, swoje organizacje, prasę. W Polsce Ludowej polityka państwa wobec mniejszości dążyła do gettyzacji. Miały one prawo do tożsamości, ale w ściśle określonych ramach. Każda miała jedną organizację – było więc Białoruskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne, Niemieckie, Litewskie czy Ukraińskie, i możliwość wydawania tylko jednej gazety. W III Rzeczpospolitej, choć daleko jest do doskonałości, stosunki między państwem a mniejszościami mają formę bardziej cywilizowaną, skończył się prymat obywatelstwa nad narodowością. Nastąpił renesans pojęcia etniczności, nie tylko w Polsce, ale w całej Europie. Pojawiła się potrzeba unormowania wzajemnych stosunków z powstałymi po rozpadzie ZSRR państwami oraz dostosowania naszego prawa do norm UE.
Problematyka mniejszości jest dostrzegana jako kwestia państwowa zarówno na szczeblu centralnym (regulacje prawne, np. wciąż nie uchwalona ustawa o mniejszościach narodowych i etnicznych, udział w mediach, kwestia podwójnego obywatelstwa), jak i samorządowym (oświata, lokalna działalność kulturalna). Niedawny spis powszechny ujawnił wciąż istniejącą nieufność obu stron. Ankieterzy często dość dowolnie interpretowali wymóg deklarowania narodowości, a i ankietowani nie przyznawali się do swojego pochodzenia z urojonej lub prawdziwej obawy przed nietolerancją czy nawet szykanami otoczenia.
Kwestia stosunku kultury dominującej do mniejszości jest wciąż daleka od rozwiązania. Przykład ukraiński jest dość dobitny – przymusowe rozproszenie musiało doprowadzić do niechcianej asymilacji. W części środowisk lokalnych niewygodne jest przyznawanie się do innej niż polska narodowości. Dyskryminowany jest język mniejszości, ich wiara i zwyczaje. Ciężko mówić o ogólnopolskim dialogu, skoro ten problem został dostrzeżony tylko w części kraju. Moda na etniczność, szukanie własnych korzenie jeszcze do nas nie dotarła.
Wciąż brakuje ustawy regulującej status mniejszości. Jeżeli Polska aspiruje do UE, musi mieć takie regulacje. Postulat uchwalenia ustawy jest papierkiem lakmusowym dobrych intencji polskiej klasy politycznej. Oponenci wskazują na jej koszt: wykonanie dwujęzycznych tablic, znaków, pieczątek. Ale ten problem pojawi się tylko w niewielkiej części polskich miejscowości, bo mniejszości są zbyt rozproszone. Również argument o czekaniu z uchwaleniem ustawy dopóki takie regulacje nie pojawią się w krajach skąd pochodzą mniejszości, jest już raczej zbyt przestarzałym odwołaniem się do starotestamentowego „oko za oko, ząb za ząb”.
Osiem projektów ustawy nie wyszło poza komisje. Jeśli mniejszości narodowe mają brać aktywny udział w budowaniu państwa, muszą mieć do tego podstawy prawne.
Źródło: inf. własna