Temat otwarcia nowych rynków pracy w Niemczech, Austrii i Szwajcarii jest bardzo lubiany przez media, które głównie interesują się tym, ile osób wyjedzie po 1 maja 2011 roku z Polski lub ile rąk do pracy zabraknie polskim pracodawcom. W kontekście otwarcia niemieckiego rynku pracy i odpływu pracowników z Polski pojawiają się takie sformułowania jak „drenaż mózgów” czy „exodus fachowców”. Wyjazdy zarobkowe Polaków obrosły swoistą medialną mitologią, ale naprawdę ciekawe zagadnienia pozostają niezauważone. Kilka z nich przedstawiła dr Izabela Grabowska-Lusińska z Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego na seminarium dotyczącym wsparcia dla migrantów, zorganizowanym 16 marca 2011 r. przez Wojewódzki Urząd Pracy w Warszawie.
Migracje zarobkowe były, są i będą
Niektóre media postrzegają
migracje zarobkowe w kontekście otwarcia niemieckiego rynku pracy jako duże zagrożenie dla stabilizacji polskiego rynku pracy. Media przywołują obraz masowych migracji do Wielkiej Brytanii i Irlandii, które miały jednak nieporównywalnie inny charakter niż wyjazdy zarobkowe do Niemiec. Te bowiem są względnie stałe na polskim rynku pracy i mają miejsce przynajmniej od ostatnich zaborów i okresu międzywojennego, nie ominęły nawet okresu PRL. Po transformacji ustrojowej nastąpiły ograniczenia formalnych dróg zarobkowych, lecz sam ruch migracyjny, liczony w liczbie osób wyjeżdżających do prac sezonowych, nie zmalał. Niemcy są naszym tradycyjnym docelowym krajem migracyjnym, do którego sezonowo wyjeżdża ok 350 tys. Polaków rocznie. Do Austrii – kolejne 100 tys. rocznie. I to nie jest żadnym
novum. Niektóre wywiady z niemieckimi pracodawcami sugerują wręcz, zwróciła uwagę dr Grabowska-Lusińska, że segmentacja na niemieckim rynku pracy spowodowała swoiste uzależnienie niektórych branż gospodarki od migrantów. Przykładowo sadownicy i właściciele plantacji szparagów nie znajdują chętnych do pomocy na lokalnych rynkach pracy i gdyby nie sezonowi pracownicy z zagranicy (żeby nie rzec z Polski), musieliby likwidować gospodarstwa.
Migracje selektywne i cyrkulacja mózgów
Jak zbadał Ośrodek Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego, grupy migrantów różnią się strukturą w zależności od kierunku migracji. Do Wielkiej Brytanii i Irlandii wyjechała duża populacja osób młodych, wykształconych (często po studiach wyższych). Jest to grupa o dużym kapitale ludzkim, adaptująca się w nowych realiach gospodarczych i społecznych łatwiej niż populacja o wykształceniu zawodowym bądź podstawowym, która migruje sezonowo do Holandii i Niemiec. Migranci różnią się także wiekiem i czasem pozostawania poza granicami kraju. Statystyczny Kowalski
jadący do Anglii lub Irlandii miał w latach 2004–2009 ok. 25 lat, a statystyczny Malinowski jeżdżący sezonowo do Niemiec miał ok. 34 lat. Kowalski mógł pozwolić sobie na wyjazd długoterminowy. Malinowski zostawiał w Polsce rodzinę, do której wracał z zarobionymi pieniędzmi. Taki obraz będzie jednak ulegał zmianie, gdyż niemiecki rynek pracy po pełnym otwarciu zaoferuje duże możliwości rozwoju osobom w wieku 18–25 lat. Chodzi tu głównie o kształcenie zawodowe oparte w dwóch trzecich na płatnych praktykach zawodowych.
Nawet jeżeli znacznie wzrośnie udział osób młodych w
migracjach zarobkowych do Niemiec, to (wbrew mitom głoszonym przez media) według badaczy nie nastąpi „drenaż mózgów” na polskim rynku pracy, lecz jedynie płynna „cyrkulacja mózgów”. Chodzi o wymianę pracowników, zdobywających coraz wyższe kompetencje zawodowe, pomiędzy rynkami pracy różnych państw. Cyrkulacja między polskim a niemieckim rynkiem pracy już ma miejsce. Szacuje się, że około trzech na czterech migrantów sezonowych zachowuje stałe zatrudnienie w Polsce, a na czas pobytu w Niemczech otrzymuje urlop bezpłatny. Po otwarciu niemieckiego rynku pracy okres migracji może jednak ulec wydłużeniu, gdyż:
a) statystyki zawyżyć może grupa migrantów młodych, niezależnych, uczących się przez 2–3 lata w Niemczech lub podejmujących tam niesezonową pracę po studiach,
b) nie będą obowiązywały trzymiesięczne ograniczenia dla kontraktów sezonowych i niektórzy stali migranci mogą zechcieć przedłużać czas pobytu zagranicą.
Zagrożenia dla polskiego rynku pracy
W drugim z przypadków polscy pracodawcy mogą zostać narażeni na sezonowe braki kadrowe na lokalnych rynkach pracy. Zagrożeniem dla pracodawców może być także duży popyt na fachowców w Niemczech i możliwy wzrost migracji polskich
specjalistów wykwalifikowanych. Jaka będzie skala tych zagrożeń nie wiadomo. Wiadomo, że będzie zależeć nie tylko od tego, jak statystyczny Malinowski oceni opłacalność wyjazdu zarobkowego „na dłużej”, lecz również od tego, jak swoje szanse na pracę zagranicą ocenią ludzie młodzi. Ci zaś, jak zwróciła uwagę dr Grabowska-Lusińska, często nie podejmują decyzji racjonalnych a podlegają tzw. intencjonalnej spontaniczności – decyzje o wyjeździe podejmują szybko, są skłonni do powrotu do kraju po pewnym czasie, lecz równie szybko mogą znów wyjechać, jeżeli warunki pracy w Polsce
nie będą im odpowiadać. O nich także powinni zawalczyć pracodawcy, by w długiej perspektywie nie cierpieć na znaczne braki kadrowe.