Organizacje wyznaniowe: Nie wystarczy odebranie przywilejów
ROGACZEWSKA: Samo odebranie kościelnym osobom prawnym udogodnień, które obecnie posiadają, nie spowoduje, że uzyskamy pożądane efekty. Chodzi nam zaś przede wszystkim o dwa konkretne cele: jasne rozdzielenie Państwa od Kościoła, ale zarazem także społeczne wsparcie misji wspólnot religijnych.
W systemie demokratycznym, opartym na regule sprawiedliwości, wydaje się być oczywistym, że stowarzyszenia i organizacje stworzone przez obywateli o poglądach religijnych powinny być zrównane w swoich uprawnieniach ze stowarzyszeniami stworzonymi przez obywateli o innym światopoglądzie. Wydaje się to intuicja tak oczywista, że trudno znaleźć rozsądne argumenty na rzecz uprzywilejowania – na przykład w systemie podatkowym – jednych organizacji kosztem drugich.
Wydaje się to być, jak już wspomniałam, wyraźną niesprawiedliwością. Nie zamierzam kwestionować tego faktu. Chciałabym jednak zaproponować inne rozwiązanie niż to najbardziej oczywiste, jakim wydaje się być odebranie kościelnym osobom prawnym tych przywilejów czy też udogodnień. Wydaje mi się, że rozwiązanie sytuacji powinno być bardziej subtelne i złożone niż proste „odebranie praw nabytych”.
Problemem nie są bowiem same przywileje, ale raczej kwestia problematycznych stosunków między państwem i Kościołem oraz problemu, jakim jest publiczne finansowanie działania organizacji religijnych. W Polsce większość NGO-sów jest, niestety, uzależniona od funduszy publicznych. Uzyskiwanie publicznych pieniędzy nie jest zaś wcale samym tylko błogosławieństwem. Przez wszystkie organizacje pozarządowe dostęp ten jest okupiony określonym kosztem, jakim jest konieczność dopasowania się do dyrektyw polityk publicznych i unijnych czy krótki okres budżetowania (projekty na rok lub dwa, rzadko dłuższe). Wysokie są koszty obsługi tych funduszy oraz te związane z przechodzeniem okresowych kontroli i audytów, które niekiedy trwają miesiącami, paraliżując działanie organizacji. Organizacjom kościelnym (niektóre z nich, jak zakonne dzieła, istnieją od setek lat), które działają z dłuższą perspektywą (opiekując się choćby osobami zależnymi, wymagającymi tego przez całe lata), taki rodzaj kosztów transakcyjnych może utrudniać działania w znacznie większym stopniu niż organizacjom świeckim.
Przykład Wspólnoty „Chleb Życia” siostry Małgorzaty Chmielewskiej pokazuje, że organizacje religijne często nie rozwiązują tylko pojedynczego problemu (jak bezrobocie czy bezdomność), ale pracują w całym obszarze doświadczenia człowieka. Starają się przywrócić ludziom godność, sens życia, uczynić ich zdolnymi do więzi i miłości, uzdrowić duchowo i emocjonalnie. Ten typ działania wymaga o wiele dłuższej perspektywy niż perspektywa roku budżetowego, a także łatwo te działania zniszczyć przez nadmiar kontroli publicznej.
Dlatego też najsłuszniejszym rozwiązaniem byłoby takie, które dawałoby organizacjom kościelnym wybór – albo chcą podlegać pod wszystkie przepisy prawa publicznego, mając wówczas pełen dostęp do publicznych funduszy, albo też chcą działać według przepisów prawa kościelnego, zachowując swoją unikalność oraz szeroką autonomię – wówczas jednak powinny przede wszystkim bazować na dobroczynności darczyńców i wsparciu społecznym. Możliwe jest też rozwiązanie pośrednie, jakim jest wyodrębnienie działalności projektowej poprzez na przykład założenie świeckiego stowarzyszenia przy parafii, które zdobywa środki publiczne na konkretne projekty, przechodzi publiczny audyt, podczas gdy parafia jako kościelna osoba prawna może nadal działać w swój specyficzny, mniej formalny sposób (trudno przecież rozliczać na przykład czas poświęcony na rozmowy duszpasterskie, odwiedziny chorych etc.).
Samo odebranie kościelnym osobom prawnym udogodnień, które obecnie posiadają, nie spowoduje, że uzyskamy pożądane efekty. Chodzi nam zaś przede wszystkim o dwa konkretne cele: jasne rozdzielenie Państwa od Kościoła, ale zarazem także społeczne wsparcie misji wspólnot religijnych, które w dzisiejszym świecie stają się czasem jedynymi depozytariuszami sensu, poczucia wspólnoty, przygarnięcia wykluczonych. Dlatego o wiele lepszym rozwiązaniem byłaby, z jednej strony, społeczna promocja dobroczynności indywidualnej i korporacyjnej, z drugiej zaś – samoedukacja kościelnych osób prawnych (na przykład parafii) tak, by lepiej i sprawniej pełniły swoją misję społeczną, z trzeciej wreszcie – zachęcanie wierzących do działania w świeckich organizacjach, ale w duchu swojej wiary i wartości, które uznają.
Trzeba także bardzo uważać na to, aby rozpowszechniony w Polsce imperatyw nieufności, pewna obsesja procedur, kontroli i audytu nie stał się ważniejszy od imperatywu zwyczajnego towarzyszenia ludziom w ich biedach, trudnych doświadczeniach i samotności.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)