Są organizacje, w których członkami (stowarzyszenia lub zarządu fundacji) są wyłącznie nauczyciele szkoły, pracownicy lokalnego domu kultury lub osoby z rady sołeckiej. Portal ngo.pl przygląda się sytuacji, w której instytucja publiczna zakłada organizację.
„Pozarządowość” organizacji
W trakcie badań okazało się, że w podobnej sytuacji jest część sektora organizacji działających w dziedzinie edukacji oraz rozwoju lokalnego. Nie znamy skali zjawiska, w badaniach dostrzeżono jednak, że organizacje „zrastają się” nie tylko z muzeami czy domami kultury, ale także szkołami oraz sołectwami. Łączą je silne związki personalne, zasoby lokalowe oraz finansowe, a niekiedy również podobna struktura organizacyjna.
– Zdarza się, że członkami stowarzyszenia lub zarządu fundacji są przede wszystkim nauczyciele danej szkoły, pracownicy lokalnego domu kultury lub osoby z rady sołeckiej. Niekiedy zależności służbowe z miejsca pracy przekładają się na kształt relacji interpersonalnych w organizacji, a autorytet liderów wynika z funkcji, jaką pełnią w życiu zawodowym – mówi Piotr Adamiak ze Stowarzyszenia Klon/Jawor.
Z wywiadów wynika, że założenie organizacji, której misja stanowi wierne odbicie misji instytucji macierzystej, pozwala instytucji publicznej na pozyskiwanie dodatkowych funduszy z puli przeznaczonej dla trzeciego sektora. W taki sposób funkcjonują na przykład niewielkie organizacje nastawione na rozwój danej wsi, stanowiące „duplikat” sołectwa, lub stowarzyszenia edukacyjne, które przejmują część zadań szkół.
Jak symbioza wygląda w praktyce?
Jedno z badanych stowarzyszeń zostało założone przez sołtysa wsi, który objął funkcję prezesa organizacji. Założono ją po to, by pozyskiwać pieniądze na rozwój wsi i dofinansować w ten sposób sołectwo. Dzięki temu udało się we wsi zbudować świetlicę wiejską. Stowarzyszenie prowadzi więc działalność zbieżną z celami sołectwa. Z drugiej strony, zdarza się również, że działania stowarzyszenia są dofinansowywane z funduszu sołeckiego. Siła związku między stowarzyszeniem a sołectwem jest tak duża, że mieszkańcy wsi mieli trudności z rozróżnieniem, które zadania były realizowane przez pierwszy, a które przez drugi z tych podmiotów.
W innym stowarzyszeniu, działającym na rzecz szkoły, członkami i członkiniami są wyłącznie nauczyciele tej placówki. Szkoła udostępnia organizacji sprzęt, pomieszczenia, ponosi opłaty za media. Dyrektor szkoły jest wiceprezesem stowarzyszenia – zadania związane z pracą społeczną zleca nauczycielom jako ich przełożony. Twierdzi, że „ma sposoby na oporniaków”, wykorzystuje swoją pozycję zawodową. Ocena zaangażowania w działalność stowarzyszenia wchodzi w skład oceny pracy zawodowej.
Jakie są konsekwencje?
Ścisły związek organizacji z instytucjami publicznymi może mieć daleko idące konsekwencje. Przede wszystkim takie stowarzyszenia i fundacje realizują zadania należące do sfery publicznej, korzystając przy tym ze środków przeznaczonych dla trzeciego sektora.
– Część pieniędzy przeznaczonych do zagospodarowania przez trzeci sektor płynie do sektora pierwszego. Takie działania wpływają też na zachowanie władz lokalnych, które mogą obniżać budżet instytucji publicznych, zakładając, że część ich zadań zostanie zrealizowana przez organizacje społeczne – mówi Piotr Adamiak ze Stowarzyszenia Klon/Jawor.
Ale to nie jedyne konsekwencje.
– Organizacje takie realizują różne pożyteczne działania, zaspokajają społeczne potrzeby, zapewniają szerszy dostęp do różnych dóbr, wykorzystując zasoby swojej „macierzystej” instytucji. Jednak to wykorzystywanie nieswoich zasobów nie zawsze jest należycie uregulowane na gruncie formalno-prawnym, choć wydaje się, iż zadbanie o przejrzystość, ustalenie czytelnych zasad posługiwania się publicznym majątkiem jest w tym przypadku kluczowe. Warto odpowiedzieć sobie na proste pytanie: czy na takich samych zasadach zasoby te są użyczane innym podmiotom pozarządowym? – mówi ekspertka Lidia Kuczmierowska.
Raczej negatywnie nie ocenia tego zjawiska socjolog Anna Kwiatkiewicz:
– Doświadczenia zawodowe i społeczne mogą się nawzajem uzupełniać i wzmacniać. Może to powodować, że osoba zaangażowana jednocześnie w pracę w instytucji publicznej i pozarządowej w bardziej świadomy sposób oceni każdą sferę swej aktywności oraz że będzie pracowała w duchu „międzysektorowym”. Ważne jest jednak sporządzenie zakresów obowiązków w ramach pracy i działalności społecznej, tak aby pracownik wiedział, kiedy realizuje swoje zadania zawodowe, a kiedy poświęca czas na rzecz organizacji pozarządowej.
A Wy, jak oceniacie zjawisko organizacji-córek?
Czy instytucje publiczne „podkradają” pozarządówce pieniądze zakładając organizacje-córki? Czy nauczyciele, mieszkańcy, pracownicy domu kultury realizują po prostu swoje obywatelskie prawo do stowarzyszania się? Czy są to prawdziwie niezależne inicjatywy obywateli czy raczej pozarządowe duplikaty publicznych podmiotów?
Źródło: inf. własna ngo.pl