Ostatni wrześniowy weekend, piękny i słoneczny, zakończył się informacją sprowadzającą bardzo ciemne chmury. Sejm przegłosował rozszerzenie opłaty reprograficznej na smartfony i tablety, co w efekcie sprowadza się do uznania wszystkich użytkowników za potencjalnych złodziei.
Opłata reprograficzna (tzw. opłata CL) określana jest mianem „podatku od piractwa”. W teorii, stanowi ona rekompensatę dla twórców, mającą pokryć potencjalne straty wynikające z kopiowania ich dzieł na różnych nośnikach danych. Do tej pory podatek obejmował czyste płyty CD/DVD/Blu-Ray, kasety oraz urządzenia kopiujące/kserujące. Zgodnie z decyzją polityków, teraz do tej listy dołączą tabelty i smartfony.
Cała historia ma swój początek w zeszłym roku, kiedy Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego do spółki z ZAiKS-em oraz innymi OZZ zaproponowało (a właściwie – domagało się) włączenie smartfonów i tabletów w poczet urządzeń objętych opłatą CL. Teraz, podczas wspólnego posiedzenia Komisji Kultury i Środków Przekazu oraz Komisji Innowacyjności i Nowoczesnych Technologii, zapadła decyzja.
To właśnie tam padły znamienne słowa wiceministra kultury, Andrzeja Wyrobca: „Jest uzgodnienie dotyczące listy czystych nośników i wysokości opłat od tych czystych nośników (…) Do końca września daliśmy sobie jeszcze czas na wpisanie w słupki (…) uzgodnionych przez strony kwot (…) odsetek od czystych nośników. Wydaje się, że jest bardzo blisko tego porozumienia, po to byśmy - po pierwsze - wyeliminowali z listy czystych nośników te urządzenia, które po prostu już nie są… są nieaktualne, typu np. kasety magnetofonowe, a wprowadzili urządzenia najbardziej w tej chwili powszechne, popularne, które między innymi z tego powodu są nabywane, że umożliwiają kopiowanie czy korzystanie z utworów… to jest mówię o tabletach i smartfonach”.
Wszystko wskazuje więc na to, że decyzja już zapadła, a ustalić pozostało tylko wysokość nowego podatku oraz termin wprowadzenia nowych przepisów w życie. Smartfony i tablety mają zająć miejsce kaset magnetofonowych i dyskietek, jako urządzeń nieaktualnych. W sieci zapanowało święte oburzenie – bo nowe przepisy stanowią kolejny zdobyty przez rządzących szczyt absurdu. Pomijając nawet fakt, że pieniądze z opłaty reprograficznej nie trafiają do twórców, tylko do OZZ, a przede wszystkim do ZAiKS-u (który być może przekaże artystom niewielki ułamek tej kwoty), popełniono karygodny błąd merytoryczny. Uznano, mianowicie, że smartfony i tablety stoją na równi z czystymi płytami CD czy kserokopiarkami. A tak nie jest.
Urządzenia mobilne nie są tworzone z myślą o kopiowaniu czegokolwiek – w przeciwieństwie do innych objętych ustawą narzędzi. Smartfony i tablety przeznaczone są do komunikacji, przeglądania sieci i korzystania z aplikacji. To dosyć mocno rozgranicza je od urządzeń stworzonych w celu powielania materiałów; urządzeń, które figurują na liście. Zresztą nie pierwszy raz ZAiKS proponuje wprowadzenie absurdalnych, pozbawionych logicznych podstaw opłat – kilka lat temu podobna propozycja padła w związku z aparatami cyfrowymi, ale wtedy Sejm ją odrzucił, określając pomysł mianem przesadnego. Teraz jednak dopuszczono coś o wiele bardziej absurdalnego. I niebezpiecznego.
Bo skoro będziemy zmuszeni do uiszczania opłaty za „bycie potencjalnym złodziejem” - do tego sprowadza się znowelizowana ustawa – to skąd pewność, że niedługo nie będziemy również zmuszeni do płacenia podatku na poczet „domniemanych zarobków” albo pójdziemy profilaktycznie do więzienia, bo może kiedyś popełnimy przestępstwo. To oczywiście przesadzone wizje, ale jeśli wprowadza się kolejne absurdalne prawo, mające na celu ściągnięcie pieniędzy od obywateli, należy mieć się na baczności. Wszakże przeczy to podstawowej prawnej zasadzie, w myśl której nikt nie jest winny, dopóki nie udowodni mu się winy.
A w kwestii rozszerzenia opłaty reprograficznej, spełnia się, niestety, inna maksyma związana z prawem: ubi ius incertum, ibi ius nullum – gdzie prawo niepewne, tam w ogóle nie ma prawa.
No bo jakże to? W takim razie, skoro będziemy uiszczać „opłatę za piractwo”, może sobie bezkarnie ściągać muzykę i filmy z sieci? Na chłopski rozum, owszem. Polskie prawodawstwo właśnie zalegalizowało piractwo internetowe, zmuszając obywateli do odprowadzania opłaty za taki proceder. A co, jeśli nigdy w życiu nie skorzystamy z nielegalnych kopii, kupując muzykę w cyfrowej dystrybucji? Wychodzi na to, że poniesiemy opłatę od korzystania ze smartfona czy tabletu, jako odtwarzacza muzyki. Chyba, że wraz z wciągnięciem urządzeń mobilnych na listę elementów objętych opłatą reprograficzną, otrzymamy też możliwość zwrotu zapłaconego z góry podatku za piractwo. Może po prostu do PIT-a dołączymy wyciągi z konta bankowego z transakcjami za legalne multimedia i powiemy: „Hola, hola, czemu ZAiKS pobiera ode mnie opłatę podwójnie?”.
Oczywiście tak nie będzie, bo chodzi o wyciągnięcie z obywateli dodatkowych pieniędzy – a warto przypomnieć, że na pensje ZAiKS-u w ubiegłym roku przeznaczono ponad 50 mln złotych. Ile dokładnie? Nie wiadomo, podobnie jak nie wiadomo, ile dokładnie ZAiKS wypłaca „chronionym” przez siebie artystom – instytucja nie udostępnia żadnych danych na ten temat. Co ciekawe, sami artyści nie widzą problemu w tym, że za rzekomą kradzież ich muzyki pobierana będzie opłata, która do nich nie trafi. Krzyczą tylko wtedy, gdy są okradani przez odbiorców, nie przez państwo. Z jednej strony, trudno się dziwić – niektórzy dostają z ZAiKS-u ogromne pieniądze pochodzące z tantiem. Z drugiej – ZAiKS ma problem z ustaleniem praw autorskich dla muzyka, który nie zgłosił swoich utworów w określonym terminie, a teraz przymiera głodem. Dla niego również nie znajdą się pieniądze z „podatku od piractwa”.
Jest coś bardzo niepokojącego w tym, jak traktuje się obywateli. Wprowadzanie opłaty za czyn domniemany jest wysoce niesprawiedliwe, zwłaszcza w momencie, kiedy zaufanie społeczne do władzy nie jest – delikatnie mówiąc – najwyższe. Tego typu zachowania raczej nie pomogą z jego odbudowaniu, ponieważ w oczach obywateli państwo po raz kolejny wyjdzie na złodziejską organizację, domagającą się pieniędzy za nic.
To również smutna informacja dla wszystkich fanów technologicznych gadżetów – ceny smartfonów, tabletów i netbooków mogą wzrosnąć od kilkudziesięciu do nawet kilkuset złotych. Opłata reprograficzna doliczana będzie, bowiem, do ceny urządzenia, a więc pierwsze koszty poniosą producenci, potem dystrybutorzy, a na koniec my, użytkownicy. Politycy i ludzie władzy już od jakiegoś czasu skutecznie zniechęcali do siebie świat cyfrowy, ale wydaje mi się, że tym razem kropla przeleje czarę goryczy. Rozszerzanie opłaty reprograficznej na smartfony i tablety może być jednym z najgorszych pomysłów władzy od lat.
Źródło: Technologie.ngo.pl