Pomimo upływu 25 lat nie wyciągnięto nauki z bolesnej lekcji wielkiej powodzi 1997 roku na Odrą – twierdzą ekolodzy z Międzynarodowej Kolacji Czas na Odrę, którzy zebrali się w rocznicę kataklizmu przy tablicy przypominającej wysokość fali powodziowej na budynku w centrum Wrocławia.
Doświadczenia kolejnych powodzi z ostatniego ćwierćwiecza podważają wiarę w regulację rzek, budowę obwałowań oraz zbiorników zaporowych jako panaceum na zagrożenie. Polski nie stać na dalsze utrzymywanie skompromitowanego systemu ochrony przeciwpowodziowej i zwiększanie strat powodziowych. Potrzebujemy nowoczesnego, zintegrowanego systemu ochrony przeciwpowodziowej opartego na współczesnej wiedzy i korzystający z bogatych doświadczeń innych państw.
Realizując zadania z zakresu ochrony przeciwpowodziowej, przez lata ignorowano naturalne zdolności retencyjne zlewni i pozwalano na niekontrolowaną zabudowę terenów zalewowych. Pojemność dolin rzecznych była w drastyczny sposób ograniczana poprzez budowę obwałowań. Przybywa powierzchni uszczelniających glebę i przyspieszających spływ wód, postępuje regulacja i kanalizacja rzek. Zmiany te nie tylko zwiększają ryzyko powodzi, ale i suszy.
Powódź na Odrze w 1997 została pierwotnie wyolbrzymiona jako „powódź tysiąclecia”, a obecnie częściowo zapomniana. „Jedno i drugie podejście jest szkodliwe. Pojęcie powodzi tysiąclecia ukuto by motywować do regulacji rzek i przykryć błędy w zarządzaniu. Z drugiej strony tej skali zagrożenie może się pojawić choćby i w przyszłym roku, a zsumowane straty z mniejszych powodzi też są gigantyczne – dlatego właśnie powinniśmy zmienić nasze podejście do wód, rzek i dolin”, zauważa Krzysztof Smolnicki z Fundacji EkoRozwoju.
Wezbrania wód – nawet olbrzymie – są zjawiskiem naturalnym. Są jednym z czynników kształtujących doliny rzeczne. Rozmiar strat jest wynikiem nieprawidłowej gospodarki człowieka min. zabudowującego tereny zalewowe. Istnieje możliwość ograniczenia strat przy zachowaniu i wykorzystaniu walorów przyrodniczych dolin rzecznych.
W krajach Unii Europejskiej odchodzi się obecnie od technik regulacji rzek jako metody ochrony przeciwpowodziowej. Rozwiązań alternatywnych korzystnych dla ludzi i natury jest wiele. Stosuje się choćby rozszerzanie rozstawu obwałowań i likwidacja wałów, które nie chronią ludzi bądź cennej infrastruktury, połączone z rewitalizacją terenów nadrzecznych, wespół z wykupami gruntów oraz rekompensatą finansową dla ich użytkowników, budowę polderów przeciwpowodziowych, renaturyzację koryt rzecznych ze szczególnym uwzględnieniem terenów górskich i podgórskich czy też stopniową wymianę nieprzepuszczalnych materiałów używanych m.in. do budowy parkingów, na pokrycia umożliwiające pochłanianie wód opadowych. Niezbędnym uzupełnieniem działań technicznych powinny być działania „miękkie” takie jak: wdrożenie powszechnego i niezawodnego systemu ostrzegania dla obszarów i ludzi zagrożonych zalaniem ze szczególnym uwzględnieniem tych „chronionych” obwałowaniami i zbiornikami a także edukowanie służb i mieszkańców terenów zagrożonych powodzią. Ważne jest również uspołecznione opracowanie i wdrożenie - spójnych w obrębie zlewni - lokalnych planów i działań przeciwpowodziowych w gminach doświadczonych powodzią lub na nie narażonych.
Tymczasem w Polsce, za miliardowe pożyczki z Banku Światowego, prowadzone są obecnie regulacje Odry do III klasy drogi wodnej pod pretekstem umożliwienia pracy lodołamaczy mających chronić przed zatorami lodowymi. „To absurd i pretekst lobby, aby wykorzystać pożyczki Banku Światowego. Kto widział ostatnio powodzie lodowe na Odrze środkowej i granicznej gdzie budowane są w tej chwili ostrogi. To tym bardziej nierealne wobec postępującego ocieplenia klimatu” – komentuje inwestycje Radosław Gawlik ze Stowarzyszenia Ekologicznego EKO-UNIA. „Płynąłem w ostatnich tygodniach kajakiem z Wrocławia do Berlina i widziałem jak kamienuje się rzekę na dziesiątkach kilometrów jej biegu przy użyciu ciężkiego sprzętu. Ochrony przeciwpowodziowej w ten sposób nie poprawimy. Niszczymy natomiast walory przyrodnicze i turystyczne pięknej rzeki i doprowadzimy do suszy. Spięta kamiennymi ostrogami rzeka obniży bowiem swoje dno i wody gruntowe w okolicy” – dodaje Gawlik.
Skala planowanych inwestycji i zniszczeń w dolinie Odry, ale również potrzeba zmian podejścia do gospodarki wodnej zmotywowała kilkadziesiąt organizacji ekologicznych z Czech, Polski i Niemiec do reaktywowania Międzynarodowej Koalicji Czas na Odrę. „W pierwszej fali działań naszej koalicji koncentrowaliśmy się na dużych programach rządowych dotyczących regulacji rzek – typu polski Program Odra 2006. Teraz zauważyliśmy, że inwestycje są dzielone i pokazywane jako mało znaczące – jednak ich skumulowane oddziaływanie stanowi poważne zagrożenie dla społeczności lokalnych żyjących nad Odrą. Brakuje też debaty publicznej o wizji rozwoju doliny Odry. Nie jesteśmy przeciwko żegludze śródlądowej – rzecz w tym by dopasowywać jednostki do rzeki, a nie rzekę do barek” – zwraca uwagę Dorota Chmielowiec-Tyszko z Koalicji Czas na Odrę!
Dlatego celem Koalicji Czas na Odrę! nie jest blokowanie zrównoważonych inwestycji, ale wykorzystanie potencjału dziesiątej co do wielkości rzeki w Unii Europejskiej oraz rozwój doliny Odry w harmonii z naturą. Ten kierunek wyznacza również Ramowa Dyrektywa Wodna UE, która wprowadza konieczność renaturyzacji dolin rzecznych oraz włączania społeczności lokalnych we współdecydowanie o gospodarce wodnej.
Źródło: Koalicja Czas Na Odrę