Oksfordzka w formie, europejska w treści. Debata Szkoły Liderów
Rozpoczął się warszawski program debat oxfordzkich. To jedna z najstarszych form debatowania - formuła zniechęca do argumentacyjnych matactw, porządkuje myśli i sprzyja stawianiu jasnych tez. W czwartek, 29 stycznia 2004 odbyła się piewsza z kilkumiesięcznego cyklu debat i dotyczyła federacyjnego modelu wspólnej Europy.
Po pierwsze, przestrzegaj reguł
Trudno zdecydować się, jak pisać o debatach oksfordzkich, bo nie tylko tematy, ale i sama forma są niezwykle zajmujące. W relacji – tracą na atrakcyjności. Procedury debaty są sztywne, ale mają swoje zalety i logikę. Istnieje podział na dwie strony: propozycji (strona proponująca tezę) i opozycji (strona tezie przeciwna). Po każdej ze stron zasiada trzech debatantów – żaden z nich nie może przemawiać ponad ustalony czas, co osobom nawykłym do ferworu dyskusji lub przesadnie wielbiącym brzmienie własnego głosu może wydawać się szczególnie frustrujące. Mówców dyscyplinuje również publiczność – uczestnicy debaty mogą w dowolnym momencie zadać pytanie lub zgłosić informację. Przywilejem przemawiającego jest jednak możliwość nie przyjęcia pytania, co czyni czasem z obawy przed jego treścią. Nad przebiegiem debaty i przestrzeganiem jej zasad czuwa Marszałek, choć dzięki powszechnej zgodzie na zasady nie musi on zwykle nadużywać swych uprawnień.
- Debata oksfordzka ma w Anglii niezwykle długą historię i ogromne znaczenie – mówi prof. Zbigniew Pełczyński. – Parę dni temu po debacie na temat edukacji rządowi Tony Blaira udało się przetrwać jedynie pięcioma głosami. Debaty sią więc nie tylko stare, ale i witalne. W Polsce ich pojęcie w ogóle nie istniało, bo równano je z dyskusją. Tymczasem debata jest sformalizowaną formą dyskusji. Może się wydawać nieco sztuczna, ale ma swoją logikę, tradycję i doskonale się sprawdza.
Debaty oksfordzkie upowszechniane są w dużej mierze przez absolwentów Szkoły Liderów. Rozpoczęty właśnie cykl debat w warszawskim Pałacu Tyszkiewiczów – Potockich ma służyć budowaniu przestrzeni otwartej i czytelnej dyskusji o sprawach społecznie istotnych. Pierwsza debata z tego cyklu dotyczyła federalnego modelu Europy.
Po oksfordzku o Europie
W czwartkowej debacie wzięli udział Henning Tewes i Aleksandra Goraj po stronie opowiadającej się za federalistycznym modelem wspólnej Europy oraz Bronisław Wildstein, Marcin Barcikowski i Rafał Ciesielski po stronie federalizmowi przeciwnej. Linia sporu rysowała się bardzo niewyraźnie: żadna ze stron nie sprzeciwiła się federacji jako modelowi pożytecznemu dla państw europejskich. Propozycja podniosła, że federacyjna Europa pozwoliłaby zrealizować potencjał wszystkich jej członków – w duchu solidarności i współpracy. Opozycja, choć nie odżegnywała się od samego pomysłu, twierdziła, że w obecnej sytuacji federacja jest zupełnie niemożliwa, a pchnięcie Europy w tym kierunku byłoby projektem inżynierii społecznej.
Obie strony miały sporo do zarzucenia obecnej formule współpracy w ramach Unii Europejskiej: nadmierną centralizację, brak wpływu obywateli na decyzje Unii czy rozsadzające Unię od wewnątrz ambicje państw członkowskich. Różne były jednak drogi wyjścia: nie możemy się dogadać w obecnej formule, zaproponujmy federację – deklarowała propozycja. Nie możemy się dogadać, więc nie będzie federacji – sprzeciwiali się mówcy opozycyjni.
– Federacja oznacza jedynie, że chcemy umieścić kompetencje tam, gdzie najskuteczniej będą wykorzystywane – przekonywał Henning Tewes. - Nie chcemy żadnego superpaństwa europejskiego, które jest oddalone od obywateli. Wypowiadamy się za takim modelem Unii Europejskiej, który z jednej strony zapewnia spójność i skuteczność decyzji oraz gwarantuje harmonijny rozwój wszystkich państw. Ubolewam nad tym, że konstytucja europejska nie pchnęła Europy w stronę tego modelu.
– Nawet jeśli zgodzimy się, że model federalistyczny jest dobry dla Polski i dla Europy, to jest on obecnie nie do zrealizowania. Jest on możliwy, kiedy podmioty tworzące federację czują, że ich własny interes jest wspólny lub podporządkowany interesowi wspólnoty. Czy są w Europie państwa, gdzie takie myślenie dominuje? - pytał Michał Barcikowski.
Komentował też Bronisław Wildstein: – Jakkolwiek byśmy go nie nazwali, federalizm zakłada jedno państwo. Do jego powstania potrzebna jest wspólnota polityczna, która ma poczucie jednoczącego ją interesu. Jeżeli tego zabraknie - a w Europie jej nie ma – federacja będzie jedynie płaszczykiem, pod którym silniejsze państwa będą w stanie narzucić swoją wolę słabszym.
My, obywatele
Poważnym argumentem przeciw federacji było to, że nie istnieje poczucie wspólnoty interesów na tyle silne, by taką Europę budować. Pomysł jest dalece przedwczesny w momencie, gdy nie ma demosu europejskiego, a istnieje demos poszczególnych państw – twierdziła opozycja. Jednakże z sali padło kilka interesujących głosów na temat tego, że federalizm dobrze zrobiłby europejskiemu poczuciu obywatelstwa.
– Obywatele powinni mieć prawo udziału w decyzjach, które ich dotyczą - mówił Henning Tewes. - Na tym właśnie opiera się model federalistyczny. Kompetencje do podejmowania decyzji są w federacji rozrzucone na różnych poziomach – podejmowane w Brukseli, ale również w państwach, regionach, miastach. Obywatelstwo nabiera tu prawdziwego znaczenia, i to w wielu wymiarach.
Wątek tożsamości Europejczyków pojawiał się w dyskusji kilkukrotnie.
– Demos jest wykwitem działania demokratycznych instytucji – przekonywał Sebastian Kawczyński. - Prosty przykład historyczny: to ordynacja do sejmu galicyjskiego spowodowała, że pojawili się tam posłowie chłopscy z Wincentym Witosem na czele. Jeśli na poziomie europejskim stworzymy takie instytucje – pozwolimy zaistnieć europejskiej wspólnocie politycznej.
Oponował Bronisław Wildstein: – Nieprędko powstanie wspólnota na kontynencie, który nie jest w stanie afirmować własnej tożsamości kulturowej, a dyskusja nad konstytucją europejską tego dowodzi. Europa nie jest wspólnotą terytorialną ani polityczną, ale kulturową i najpierw musi nauczyć się to doceniać.
Na żywo ciekawiej
Czwartkowa debata zgromadziła około 50 osób. Reguły pozwalały na zabieranie głosu, komentarze i wzajemne riposty – bez słownych przepychanek i uciekania w mało znaczące dygresje. To sprzyja dyskusji. Można się będzie o tym przekonać w każdy ostatni czwartek miesiąca w Pałacu Tyszkiewiczów -Potockich – kolejna debata 26 lutego 2004.
Źródło: inf. własna