29 i 30 czerwca 2002 w warszawskim Parku Łazienkowskim miała miejsce impreza ekologiczna 'Dni przyrody z WWF'.
W miejscu nietypowym, bo w indiańskim tipi, pokazano wiele slajadów, filmów, zdjęć i diaporam obrazujących fakt, że stan przyrody w Polsce, wciąż stosunkowo dobry, choć już nieidealny, nie pozostanie takim, jeśli wszyscy 'użytkownicy' środowiska i, co może ważniejsze, decydenci, nie zmienią swego postępowania.
Oprócz pokazów można było też posłuchac wypowiedzi członków klubu Gaja, którzy opowiadali o swych prośrodowiskowych i ekologicznych akcjach (np."Teraz Wisła" i "Zwierzę nie jest rzeczą"). Oba dni spotkania urozmaicone były poza tym koncertem duetu Luka i Ruffus - muzyków grających na didgeridoo.
Dodatkową atrakcją była (i ciągle jest) wystawa niezwykle pięknych zdjęć Yanna Arthusa-Bertranda "Ziemia z nieba", rozwieszona na parkanie ogradzającym Łazienki od strony Alej Ujazdowskich.
Konferencja
Ważnym punktem imprezy była konferencja "Jak chronić polską przyrodę w Unii Europejskiej?". Oprócz działaczy Światowego Funduszu na rzecz Przyrody (WWF) i dziennikarzy udział wzięli goście specjalni: prof. Ewa Symonides – wiceminister ds. środowiska i Główny Konserwator Przyrody, słynny fotograf przyrody Tomasz Gudzowaty, Sylvie Dardecki, współorganizatorka polskiej edycji wystawy „Ziemia z nieba” i filmowiec natury.
Podczas konferencji można było dowiedzieć się, jakie są zagrożenia i szanse dla ochrony polskiej przyrody w aspekcie naszego przyszłego wejścia do UE, pracownicy WWF-u omówili także najpoważniejsze problemy, dotyczące rzek, lasów, efektu cieplarnianego, rolnictwa, oraz przedstawili swoje stanowisko wobec niektórych działań krajów Unii w kwestii przyrody.
O tym jak potrzebna była ta konferencja świadczyły liczne pytania przybyłych dziennikarzy i zdziwienie, wyrażane co chwila przez gości, na wieść o wielu faktach, których sobie nie uświadamiali.
Stanowisko działaczy WWF-u
Prezentacje działaczy WWF-u miały głównie charakter informacyjny. Dowiedzieliśmy się, że polski krajobraz stoi przed wieloma zagrożeniami, wynikającymi z jednej strony z braku świadomości ekologicznej Polaków, z innej strony zaś z wymagań Unii wobec naszego środowiska. O ile nie zdziwił nikogo fakt, że rodacy nie dbają o przyrodę, o tyle zaskakująca jest kwestia europejskiego stanowiska wobec naszych „pagórków i łąk zielonych…”. Otóż wyjąwszy niektóre kraje skandynawskie (Szwecja i Finlandia) i Szwajcarię, obszar Unii to środowisko niemal całkowicie przetworzone przez cywilizację, zniekształcone i zanieczyszczone. Nic więc dziwnego, że budżetowcy wspólnoty co roku przeznaczają sporą część pieniędzy na tzw. ochronę (w rzeczywistości na renaturalizację) swojej przyrody. Niestety jest już, jak stwierdziła prof. Symonides, „po ptokach”.
Na tym tle o środowisku polskim można powiedzieć, że jest to natura w pełnym znaczeniu tego słowa. Być może już niedługo, ponieważ wymagania Unii (szczególnie te dotyczące rolnictwa, podwyższania jego standardów do poziomu Europy Zachodniej i konieczności budowy nowych dróg i autostrad) w dużym stopniu zniszczą gdzieniegdzie dziewiczy ciągle polski krajobraz.
Inną sprawą jest sposób eksploatacji środowiska przez polskich rolników i przedsiębiorców. Brak świadomości ekologicznej powoduje, że podchodzą oni do bogactw Matki Natury jak do produktu, własności prywatnej, podczas gdy jest to dziedzictwo, które przekazujemy pokoleniom. W konsekwencji w ciągu niedługiego czasu (nie stuleci, ale dziesięcioleci) stracimy bezpowrotnie wiele gatunków roślin i zwierząt, klimat rozgrzeje się do czerwoności, a niebieską planetę albo pokryją pustynie, albo zaleją roztopione lodowce i takie oto dziedzictwo zostawimy potomkom.
Argumenty rządu
Prezentacje zakończyła równie ciekawa dyskusja, której tok wyznaczały argumenty wiceminister Ewy Symonides z jednej strony i dyrektora Programu WWF dla Polski Ireneusza Chojnackiego z drugiej strony. Dyrektor przekonywał, że sprawa odpowiedzialności za stan polskiej przyrody musi zostać objęta programem edukacyjnym przewidzianym na dłużej, skierowanym do wszystkich, nie tylko do ekologów, ponieważ zawsze znajdzie się wytłumaczenie dla niszczącej działalności człowieka. Taki program przede wszystkim miałby uświadamiać i wpajać potrzebę owej odpowiedzialności przeciętnym ludziom. Jeśli zaś chodzi o wątek wejścia naszych krajobrazów do Unii, to przestrzegał przed popełnianiem błędów wspólnoty i te słowa kierował już raczej tylko do wiceminister ds. środowiska. Prof. Symonides odpowiadała na niemal każde pytanie i zarzut jednym, ale poważnym argumentem – nasz kraj nie ma pieniędzy na to, by chronić środowisko, na to by robić to inaczej niż narzuci nam to Unia i że rolników nie przekona żadna edukacja, ale dopłaty do ekologicznej eksploatacji środowiska, nawet jeśli się im powie, że są jego integralną częścią.
Polska do tego stopnia cierpi na brak gotówki, argumentowała dalej wiceminister, że odpłatnie przejmuje od Stanów Zjednoczonych gazy zanieczyszczające, by wyemitować je u siebie. Tym przykładem prof. Symonides ucięła wszelkie kontrargumenty WWF-u, że nie brak funduszy jest problemem, ale sposób ich wykorzystania. Przy tak postawionej sprawie hasła Chojnackiego „Zostawmy dzieciom żyjącą planetę” i „Serce WWF-u jest przyrodnicze” jawiły się jako głos ekologicznego idealizmu, natomiast wypowiedzi wiceminister zaś brzmiały jak głos rozsądku.
Smutne wnioski
Niestety na pytanie postawione w tytule panelu każdy z uczestników musiał odpowiedzieć sobie sam. Mój wniosek był niezwykle smutny: by chronić polskie środowisko w Europie Zjednoczonej musimy je najpierw zrównać ze standardami europejskimi, by potem dostać pieniądze na jego renaturalizację. A może chronić je przede wszystkim przed Unią?
Każdemu, kto wyszedł z indiańskiego tipi z podobną konkluzją, na pocieszenie pozostało przytulić się do przechadzającej się po Łazienkach w strugach deszczu maskotki WWF-u, wielkiej pandy rozdającej cukierki. Oby nasze dzieci mogły podziwiać także prawdziwe pandy, nie tylko takie, które mówią ludzkim głosem i pachną męskimi perfumami.