Obywatele piszą lokalne prawo? Dlaczego nie!
Tylko obywatelska inicjatywa uchwałodawcza bezpośrednio zmusza radnych do opowiedzenia się za propozycją mieszkańców lub przeciw niej. Jednak aż cztery na pięć samorządów nie pozwala mieszkańcom pisać uchwał. Można to zmienić.
Są takie miejscowości w Polsce, w których projekty uchwał przygotowują nie tylko radni i burmistrz, lecz także mieszkańcy. W Katowicach powstał w ten sposób program zniżek dla seniorów i rodzin wielodzietnych, w Gorzowie Wielkopolskim mieszkańcy zainicjowali budowę pomników Wincentego Witosa i Żołnierzy Wyklętych, w Jaworznie rada przyjęła zgłoszoną przez mieszkańców uchwałę o budżecie obywatelskim. Zgodnie z prawem samorząd może uprawnić mieszkańców do zgłaszania projektów uchwał. Ale nie musi tego robić.
Sprawdziliśmy: obywatelską inicjatywę uchwałodawczą, czyli prawo mieszkańców do zgłaszania projektów, przewiduje co piąty samorząd: 20 proc. gmin, 1,5 proc. powiatów i jedno województwo – lubuskie (między 3 sierpnia do 3 września 2016 r. zapytaliśmy wszystkie urzędy, czy statut danej gminy/powiatu/województwa przewiduje obywatelską inicjatywę uchwałodawczą – odpowiedziała połowa samorządów). Zdecydowana większość pozostawia pracę uchwałodawczą radnym oraz wójtowi, burmistrzowi lub prezydentowi miasta. Dlaczego? Zidentyfikowaliśmy główne powody.
Są inne sposoby zgłaszania pomysłów? Tak, ale…
„W imieniu mieszkańców gminy działają radni, za których pośrednictwem mieszkańcy mają prawo zgłaszania wniosków” – odpowiadają nam urzędnicy z Kleczewa, a z Gorlic informują, że „z inspiracją podjęcia inicjatywy uchwałodawczej w określonej sprawie mogą występować organizacje społeczne i zawodowe, zarządy osiedli działające na terenie miasta oraz mieszkańcy”. „Mieszkańcy mogą zgłaszać radnym, burmistrzowi swoje pomysły. Poza tym od kilku lat funkcjonuje w naszym mieście budżet obywatelski, gdzie mieszkańcy zgłaszają projekty, na które potem głosują” – odpowiadają urzędnicy z Sochaczewa.
Niektóre odpowiedzi urzędów sugerują, że inicjatywa obywatelska to fanaberia działaczy społecznych, a istniejące instrumenty angażowania mieszkańców powinny w zupełności wystarczyć: można przecież zgłosić pomysł w formie wniosku lub w rozmowie z radnym, a jeśli spełnia określone kryteria, można nawet spróbować zdobyć na niego pieniądze w ramach budżetu obywatelskiego.
Jednak tylko obywatelska inicjatywa uchwałodawcza bezpośrednio zmusza radnych do opowiedzenia się za propozycją mieszkańców lub przeciw niej. – Skuteczność tej formuły polega na tym, że rada miasta nie ma możliwości nie zająć się złożonym przez mieszkańców projektem. Radni oceniają uchwały i potrafią wycofać projekt wskazując błędy merytoryczne albo przyjąć uchwały społecznie pożyteczne – mówi Dariusz Wilczewski, były radny i były wiceprezydent Konina, inicjator wprowadzenia OIU w tym mieście.
– Kiedy radny nie spełnia złożonej przez siebie obietnicy wyborczej, możemy złożyć własny projekt uchwały – mówi Marcin Wichert, aktywista miejski i jeden z inicjatorów OIU w Starogardzie Gdańskim. – Wtedy radny będzie musiał jasno zadeklarować swoje stanowisko głosując za lub przeciw projektowi – dodaje.
Będzie za dużo projektów? Obawa na wyrost
Kamila Nankiewicz, aktywistka miejska, wspomina trwający ponad rok bój o inicjatywę uchwałodawczą dla mieszkańców Złotoryi: – Radni bali się, że będą musieli analizować dziesiątki pomysłów mieszkańców. Jednak te obawy nie potwierdziły się. Inicjatywa była wykorzystana tylko dwa razy od tego czasu: jedna dotyczyła połączenia szkoły podstawowej z gimnazjum, a druga nadania honorowego obywatelstwa zasłużonym mieszkańcom. Może w przyszłości mieszkańcy będą z niej częściej korzystać?
Obywatelska inicjatywa uchwałodawcza jest korzystna dla radnych: dostają informację o sprawach ważnych dla mieszkańców, gotowe propozycje rozwiązań, często już skonsultowane. Np. w radni Gdańska odrzucili obywatelski projekt uchwały w sprawie cen wywozu śmieci. Skłonił on jednak samorząd do poszukiwania alternatywnych rozwiązań w tym temacie.
Obawa, że rada miejska nie będzie mogła pracować, bo będzie rozpatrywać ogromne ilości obywatelskich projektów, dotyczy wielu miejscowości i sprawia, że najbardziej emocjonującym wątkiem w dyskusji nad wprowadzeniem obywatelskiej inicjatywy do statutu jest liczba podpisów koniecznych do jej zgłoszenia. Część władz samorządowych tę poprzeczkę chce ustawić jak najwyżej. Wysiłek związany ze zbieraniem dużej liczby podpisów ma zniechęcić do zgłaszania projektów słabych, niemerytorycznych, nieprzemyślanych.
– Pamiętam, że był duży opór radnych przed wprowadzeniem OIU w Koninie. Myślę, że zabrakło edukowania wszystkich zainteresowanych stron. Rada miasta obawiała się kuriozalnych pomysłów czy złośliwości ze strony mieszkańców – wspomina Damian Kruczkowski, wiceprezes stowarzyszenia Akcja Konin.
– Jak się okazało, obawy były na wyrost – mówi Kruczkowski. – Już pierwszy projekt Akcji Konin został przez radnych przyjęty. OIU w Koninie nie jest nadużywana, zawsze są to projekty odzwierciedlające zainteresowania mieszkańców. Pod konińskimi projektami wystarczy 200 podpisów, ale z reguły inicjatorzy potrafią zebrać więcej, minimum to 600, zdarzyło się nawet 1800. Nie jest to zbieranie na ilość, na rekord, tylko przy tej okazji toczy się zawsze w mieście dyskusja nad tymi projektami.
Liczba podpisów koniecznych do złożenia projektu, jest określana w statucie samorządu. Najtrudniej zgłosić projekt w Warszawie, tu inicjatorzy muszą znaleźć 15 tys. chętnych do poparcia pomysłu. Ale są też miejscowości, gdzie wystarczy zebrać 50 podpisów, np. Krasnopol w województwie podlaskim. Oczywiście, liczba wymaganych podpisów powinna odpowiadać liczbie mieszkańców miejscowości, ale ważne, aby nie była ona zbyt duża – by nie odstraszyć obywateli od zgłaszania swoich propozycji uchwał, ale też nie za mała – aby inicjatorzy przy okazji zbierania poparcia dla projektu mogli spotkać się z różnymi grupami społecznymi i poznać ich opinie.
Dyskusja nad progiem podpisów może skończyć się jak zdarzyło się np. w Olsztynie. – Dyskusje, negocjacje i poszukiwanie kompromisów w sprawie OIU trwały przeszło rok – opowiada Jarosław Skórski, doradca prezydenta Olsztyna ds. polityki prorodzinnej, przewodniczący Rady Osiedla. – Początkowo ogromna nieufność, po kilku spotkaniach przerodziła się we w miarę zgodną współpracę. Polityka, nawet taka mała, to sztuka kompromisu – zaproponowana przez urząd miasta liczba wymaganych pod projektem uchwały podpisów (500), zmalała do 150. Inicjatorzy początkowo chcieli 50. Olsztyn ma 175 tys. mieszkańców.
Sejm nie podejmuje tematu
Pojawia się postulat, by ustawowo uprawnić mieszkańców do wnoszenia projektów uchwał. Samorządy mogłyby jedynie ustalić zasady realizacji tego uprawnienia. Takie rozwiązanie zawierał m.in. projekt prezydenta Bronisława Komorowskiego, złożony w 2013 r. Sejm poprzedniej kadencji nie podjął jednak żadnej decyzji w tej sprawie – odbyło się jedynie wysłuchanie publiczne. Postulat, by zagwarantować prawo inicjatywy uchwałodawczej mieszkańców w przedwyborczym kwestionariuszu MamPrawoWiedziec.pl poparło 51 obecnych posłów, wszyskich opcji.
Dwoje posłów jest przeciwnikami ustawowego zobowiązania samorządów do wprowadzenia obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej: Bożena Szydłowska (PO), była radna i burmistrz Swarzędza oraz Jerzy Meysztowicz (Nowoczesna). Przez pierwszy rok Sejm VIII kadencji nie podejmował tematu.
Podpowiadamy, jak krok po kroku wprowadzić obywatelską inicjatywę uchwałodawczą, pokażemy gotowe wzory pism i podstawę prawną, konsultujemy problematyczne sytuacje. Jeśli napotkasz na opór władz lokalnych, pomożemy Ci ich przekonać. Będziemy też wymieniać się doświadczeniem – podobne działania podejmują mieszkańcy różnych miejscowości.
Zapraszamy do udziału w dwugodzinnym webinarium 16 listopada o 17.
Źródło: MamPrawoWiedziec.pl