21 lutego to Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego. Prawdziwe święto mają wtedy puryści, którzy mogą bez przeszkód wytykać innym błędy językowe. Ale w dzisiejszym świecie posługiwanie się wyłącznie językiem ojczystym to stanowczo za mało!
Era smartfonów i wszelkiego rodzaju aplikacji wprowadziła do naszej codzienności czynnik, którego wcześniej nie znaliśmy - dostęp do globalnych zasobów. Granice, które jeszcze niedawno były dosyć widoczne, bo bez komputera nie mogliśmy korzystać z dobrodziejstw Internetu, zostały całkowicie zniwelowane. Mieszczące się w naszych kieszeniach urządzenia nie tylko są tysiące razy potężniejsze, niż komputer sterujący lądowaniem Apollo na Księżycu - są dosłownie oknem na świat.
Co za tym idzie, otworzyło to przed wieloma osobami zupełnie nowe perspektywy i możliwości. Weźmy chociażby bariery językowe, które dzięki najróżniejszym aplikacjom mogą zostać w łatwy sposób zniesione. Bo dzisiaj „mamy apkę” właściwie na wszystko, więc na tłumaczenia również.
Szczęśliwie dla nas, iTranslate występuje również w wersji nie-Voice, czyli po prostu w formie tradycyjnej aplikacji przetwarzającej tekst. Bezpłatna wersja wyświetla reklamy, które są jednak na tyle mało inwazyjne, że nie przeszkadzają w korzystaniu z programu. Aplikacja obsługuje 92 języki i jest to liczba robiąca wrażenie, jeśli mamy być szczerzy. Ale ważne, że są wśród nich najważniejsze globalne języki, a same tłumaczenia działają na wysokim poziomie.
W tym drugim najpierw musimy pobrać odpowiedni pakiet językowy na smartfona - nie są to wielkie paczki, zajmują najwyżej kilka megabajtów. Dzięki temu możemy korzystać z opcji tłumaczenia tekstu widzianego z wykorzystaniem wizjera kamery w naszym urządzeniu mobilnym.
Jeśli chodzi o samą mechanikę, to nawet pomimo tego, iż Google Translate często pokazuje przetworzony tekst w myśl zasady „Kali chcieć, Kali móc”, jest to bezsprzecznie najlepsze narzędzie na rynku, za które nie zapłacimy ani grosza, w dodatku z rozbudowaną funkcjonalnością.
Na zakończenie - zapewne intryguje Was hasło widniejące na fotografii. Takie oznaczenia znaleźć można było (nie jesteśmy pewni, czy wciąż można) w Czechach. Miały one zapobiegać dołączaniu się turystów zagranicznych do wycieczek z przewodnikiem dla turystów krajowych, a wynikało to z tego, że osoby z zagranicy naliczane miały dodatkowe opłaty. Ot, ciekawostka!
Źródło: Technologie.ngo.pl