Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
9 czerwca 2017 miał miejsce Pierwszy Kongres Wrocławskich Organizacji Pozarządowych. O jego przebiegu, współpracy z władzami miasta oraz związanych z nim rozczarowaniach i nadziejach rozmawiają Agata Bulicz z Dolnośląskiej Federacji Organizacji Pozarządowych i Wojtek Staniewski ze Stowarzyszenia TRATWA, członkowie Koalicji organizującej Kongres.
1. Kongres Wrocławskich Organizacji Pozarządowych za nami.
Wojtek Staniewski: – Z pozycji organizatora odbiera się takie wydarzenie na pewno inaczej, niż z pozycji uczestnika. Ja mam wrażenie, że ciągle coś nosiłem. Najpierw materace na występ akrobatek, potem jakieś drobiazgi na spotkania branżowe, potem bębny. Dużo było takich mróweczek po stronie logistycznej. Nie wszystko zagrało (np. nagłośnienie), ale dwa obrazki pozostaną mi na długo w pamięci. Pierwszy to początek koło godz. 9.45, ponad 200 osób rozrzuconych swobodnie po Skate-Parku i przed nim – wszystkie w rozmowach. Świetnie wpasowane w przestrzeń. Nigdy nie widziałem nas tylu. Ogromna liczba nowych twarzy. I drugi – koniec, przed 18.00, siedzimy w kręgu przy bębnach, na sali najwytrwalsi, albo ci, co dopiero przyszli – około 50 osób. Powtarzamy rytm za naszym wodzirejem. Większość twarzy dobrze znam. Jesteśmy praktycznie w swoim gronie. Urzędnicy i NGO w niespotykanej dla mnie wcześniej symbiozie. Razem z nami szef departamentu spraw społecznych. Trudno mi wyobrazić sobie ten Kongres bez niego – od początku do końca dbał o spójność działań, logistykę i przede wszystkim o komunikację na linii urząd – organizacje. Wspólnie bębnimy o dobrą pogodę dla wrocławskich organizacji pozarządowych. Jest moc, jest radość, jest zmęczenie.
Agata Bulicz: – Tak, to największe spotkanie wrocławskiej pozarządówki, jakie kiedykolwiek udało nam się zorganizować. Zrobiliśmy je razem – Urząd i NGOsy – i mamy ochotę na kolejne. Ja z tego dnia też na długo zapamiętam Skate-Park – ogromny i gorący i podobnie jak Ty, widzę mnóstwo nowych twarzy, słyszę gwar rozmów. Grupki rozmówców się mieszają. Nie umiem oszacować liczby uczestników. Kiedy post factum usłyszałam od kolegi, że na liście mieliśmy zapisanych prawie trzysta osób, trudno mi było w to uwierzyć. Nie było łatwo wytrwać w tej przestrzeni przez cały dzień. Trudno było ją okiełznać: nieszczęsne nagłośnienie, upał. Wszyscy, którzy spędzili tam więcej niż dwie godziny wykazali się niezwykłym hartem ducha. Coś mnie jednak ciągnie do takich miejsc i czuję, że one dobrze do nas pasują. Nie umiem jeszcze powiedzieć, dlaczego. Chciałabym, żebyśmy oswoili tę przestrzeń i uważam, że jak na pierwszy raz wyszło nam naprawdę dobrze. Kończyliśmy Kongres z frekwencją, jaką zwykle miewaliśmy do tej pory na najliczniejszych naszych spotkaniach.
W.S.: – Przestrzeń na pewno oswoimy, ale i tak niezadowolonych było sporo. Podobno jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził. Ja będę się źle czuł w Narodowym Forum Muzyki, ktoś inny nigdy nie doceni pozarządowego przesłania Skate-parku i Kompleksu Legnicka 65. Czy to znaczy, że powinniśmy organizować dwa kongresy?
A.B.: – Kongresy, tak jak i miejsca musimy współtworzyć. Ja będę się czuła dobrze w każdym miejscu, otwartym na spotkanie i dialog. Faktura i kolor ścian mają dla mnie znaczenie drugorzędne. Chciałabym jednak, żebyśmy w gronie kilkudziesięciu wrocławskich organizacji powiedzieli sobie, że kongres robimy u siebie. Może warto postawić sobie taki cel: piąty kongres robimy wyłącznie w przestrzeniach wrocławskich organizacji pozarządowych.
2. Karagana syberyjska – czego się boimy?
W.S.: – Na zakończenie zasadziliśmy drzewo kongresu. Ma rzucić cień na krasnala Wolontarka, który stoi przed Kompleksem Legnicka 65. Nazywa się karagana syberyjska i jest nie tylko rośliną ozdobną, jej młode strąki są jadalne. Trzeba uważać, bo ma też kolce. W naszym klimacie nadaje się do uprawy niemal wszędzie. Dobrze znosi niską temperaturę, przejściową suszę, zanieczyszczone, miejskie powietrze i lekkie zasolenie podłoża. Doskonale nadaje się do przycinania. Ten opis zwrócił naszą uwagę, gdy wybieraliśmy roślinę na DRZEWO KONGRESU. Widocznie uważamy, że potrzebujemy zdolności przystosowawczych, aby się rozwijać. Czy my się boimy, że możemy nie przetrwać?
A.B.: – Mój strach o pozarządówkę jest ogromny. Kongres go tylko wzmacnia. Taki tłum społeczników, który jako środowisko pozostaje niewidoczny, bierny, w gruncie rzeczy nijaki. Nie artykułujemy swoich stanowisk i interesów. Umiemy razem zrobić projekt, choćby kongres czy strategię, ale nie umiemy być razem w procesie, w tworzeniu relacji między nami, we wzajemnym wzmacnianiu się, w tworzeniu miasta naszpikowanego inicjatywami społecznymi. W Kongresie, i to chyba mnie najbardziej uderzyło, nic nas nie porwało, nie mieliśmy pytań do kandydatów do WRDPP, nie mieliśmy żadnego apelu, postulatu do Prezydenta. Cieszy nas frekwencja, ale nasza osobność została dotkliwie obnażona. Byliśmy życzliwi w rozmowach, ale nie byliśmy jednością. Nie było magii. I nie wiem, czy kiedykolwiek się pojawi w masie 150 organizacji.
W.S.: – My jesteśmy dla siebie wciąż anonimowi. Łatwo jest wypowiadać się i zachowywać dynamicznie, gdy można liczyć na życzliwą interpretację. Gdy jest się wśród swoich. Obawa przed konfrontacją stanowisk może paraliżować, zwłaszcza, gdy ma się pewność, że w gąszczu poglądów i perspektyw, część słuchaczy mnie w ogóle nie zrozumie. W tym kontekście trudności z nagłośnieniem wydają mi się chichotem losu. Bardzo chciałbym nie bać się o przyszłość inicjatywy oddolnej w moim otoczeniu, ale boję się. Boję się własnej bezradności. Już teraz miałem wrażenie, że chcieliśmy zbyt wiele osób zadowolić. Jeżeli jak najszybciej nie zamienimy tego nastawienia na „razem zrobić”, to, moim zdaniem, nic dobrego z tego nie wyjdzie. Boję się, że zamiast myśleć globalnie, a działać lokalnie, będziemy myśleć lokalnie, a działać wybiórczo.
3. Czy umiemy rozmawiać ze sobą?
A.B.: – Myślę, że my chcemy rozmawiać ze sobą i rozmawiamy. Tylko, że mówimy często różnymi językami, a do tego mamy zupełnie odmienne perspektywy i doświadczenia. Żyjemy w jednym mieście, ale doświadczamy go na różne sposoby. Do tego dodajmy całą naszą różnorodność sektorową: duzi i mali, profesjonalni i hobbystyczni, działający na terenie jednego osiedla i ogólnomiejscy. Kongres jest dobrą okazją, żeby siebie zobaczyć i usłyszeć. Nie mam jednak złudzeń, jeżeli nie będziemy pracować nad wspólnymi koalicjami i grupami branżowymi przez okrągły rok, to mamy marne szanse na budowanie strategii i priorytetów, które sami mielibyśmy potem wdrażać. Musimy jako środowisko szukać dróg prowadzących do budowania trwałych porozumień i tych branżowych, i tych dotyczących trzeciego sektora w mieście.
W.S.: – W ocenie uczestników Spotkania Branżowe były kulminacyjną częścią Kongresu. Z uznaniem wypowiadano się o wspólnej moderacji grup przez przedstawiciela Urzędu i przedstawiciela NGO. Trudno się nie zgodzić, ale przecież wiemy, że w dwie godziny nie sposób uzgodnić priorytety i najważniejsze kierunki działania sektorowego, a do tego jeszcze sformułować tezy dla strategii współpracy międzysektorowej. Część problemu mogą rozwiązać Grupy Dialogu Społecznego. Na tym Kongresie wielokrotnie słyszałem tę nazwę w kontekście nadziei na zbudowanie relacji między nami – ludźmi z NGO. Spotkanie Branżowe Ekonomii Społecznej z dumą ogłosiło, że oto właśnie powołują GDS ds. Ekonomii Społecznej. Szło za tym widoczne przekonanie, że jesteśmy w stanie dokonać w tym obszarze przełomu. Wystarczy rozmawiać. Bardzo cieszy mnie ta ufność, ponieważ wiąże się bezpośrednio ze ścieżką „załatwiania istotnych spraw”, którą próbujemy wytyczyć: GDS – Federacja – WRDPP.
A.B.: – Po Kongresie liczba GDS wzrosła. To oznacza, że szukamy przestrzeni realnego dialogu. On jest siłą tych grup, nie prowadzi jednak do porozumień branżowych ani uwspólniania kierunków. Nie chcemy tego, czy ciągle jesteśmy na to za słabi?
W.S.: – Przyczyn jest na pewno wiele. Dla przykładu moja branża – animacja społeczno-kulturalna – oznacza dla mnie budowanie relacji. Budujemy je organizując potańcówkę seniorów, piknik osiedlowy, klub szachowy, mistrzostwa NGO w grillowaniu, czy prowadząc Klub Młodzieżowy w duchu laissez faire, albo Akademię Młodych Liderów. Każde z tych działań jest potrzebne, każde wymaga specjalizacji i każde jest z innej bajki. Porozumienie branżowe, aby spełnić swoje zadanie, musiałoby zapewnić zrozumienie dla poszczególnych misji, a przede wszystkim wytyczyć obszary wspólne. Powinniśmy sobie pomagać, a nie przeszkadzać. Tak rozumiem solidarność wewnątrzsektorową.
A.B.: – W takim razie potrzebujemy jeszcze innej, bardziej zinstytucjonalizowanej formy dialogu. GDSy mają zbyt delikatną naturę. Powoływane są oddolnie. Konstytuują się, kiedy zgłoszony do Rzecznika ds. dialogu społecznego temat uzyska aprobatę. Zaczyna się rozmowa, która ma prowadzić do znalezienia rozwiązań określonego przez grupę problemu. I tak GDSy kroczą od problemu do problemu, od zadania do zadania. Od porozumień branżowych oczekujemy innej perspektywy. GDSy mogłyby stać się trampoliną do tworzenia porozumień branżowych, mogłyby zadziałać jak poligon, na którym się poznajemy, dyskutujemy i budujemy wzajemne zaufanie. Może za chwilę pojawi się potrzeba, by móc więcej w ramach umowy kilku organizacji z jednej branży?
W.S.: – Koalicje kilku organizacji już bywają. Ja mam na myśli uzgodnienia istotne w skali środowiska. Na moim Spotkaniu Branżowym było ponad 20 organizacji zajmujących się edukacją pozaformalną. Trzeba pomysłu, aby w takiej grupie skonstruować „okrągły stół”. To zadanie, moim zdaniem, dla federacji wrocławskich organizacji pozarządowych we współpracy z odpowiednimi Departamentami Urzędu Miasta. Ogromna praca – niezbędna.
4. Czy umiemy rozmawiać z Panem Prezydentem?
W.S: – Ja nie umiem. Pan Prezydent mówi o uwspólnianiu miasta, a ja widzę, że catering na Kongres robi firma zewnętrzna. Nagranie z Kongresu robi ARAW – publiczna spółka non profit, a sam Kongres odbywa się w Centrum Sportów Ekstremalnych należącym do Miejskiego Centrum Sportu. Gdzie jest uwłaszczanie potencjału oddolnego (organizacji pozarządowych), gdzie troska o subsydiarność. Jestem wdzięczny za catering, nagranie i wspaniałe miejsce, gdzie czuć ducha młodości, ale uwspólnianie, to również przekazywanie zadań wraz z obiektami i środkami finansowymi na ich prowadzenie organizacjom – oczywiście w dłuższej perspektywie czasowej. Trudno mi/nam się rozmawia z władzami miasta, bo tych perspektyw nagromadziło się tak wiele, każdy ma swoje racje. Samorząd odpowiada za markę – Miasto Wrocław. Odpowiada za nią również od strony menedżerskiej, nie dziwię się więc, że chce swoich podwykonawców kontrolować. Z drugiej strony jednak, gdy sektor miał możliwości zatrudniania menedżerów, miał na to środki, to też nie wyglądał od tej strony źle. Trudność chyba polega właśnie na równowadze pomiędzy misją i zarządzaniem.
A.B.: – My, jako środowisko do tej pory nie rozmawialiśmy z Prezydentem. To był nasz pierwszy raz. Jest takie powiedzenie: einmal ist keinmal (jeden raz się nie liczy). Powiem Ci, czy umiemy rozmawiać, kiedy będziemy to robić częściej. Realizowanie usług publicznych przez organizacje pozarządowe powinno być naszym wspólnym celem, wytyczonym w strategii współpracy. Póki nie mamy w szeregach pozarządówki specjalistów od mediów czy nagłośnienia, wsparcie ze strony spółek miejskich jest jednym z lepszych rozwiązań. Pytanie, czego my chcemy jako środowisko pozarządowe. Jak wielu z nas chce uwłaszczenia? Rok temu zabiegaliśmy o to, żeby imprezy pozarządowe miały relacje online i w rezultacie umowy dżentelmeńskiej z Biurem Partycypacji Społecznej mieliśmy relację na żywo z Kongresu, a do tego mamy zapis całego wydarzenia, który można sobie obejrzeć, kiedy tylko chcemy. To był nasz cel i nie powinniśmy o tym zapominać. A może czas we Wrocławiu na media obywatelskie, angażujące mieszkańców, które będą dotyczyły spraw dla nich ważnych. ARAW byłby doskonałym partnerem, wspierającym ich rozwój we Wrocławiu.
5. Czy odnieśliśmy sukces?
A.B.: – Tak, porządnie odrobiliśmy nasze zadanie, pracowaliśmy nad tym przez prawie rok razem – urząd i organizacje. Kongres nie był celem samym w sobie, miał służyć głównie podniesieniu rangi wyborów do Wrocławskiej Rady Pożytku Publicznego i to się nam udało. Liczba oddanych głosów przerosła nasze oczekiwania. Dostrzegamy zmianę w naszych relacjach – tych stricte pozarządowych i międzysektorowych. Wiemy o sobie więcej: czym się zajmujemy, jak pracujemy, w czym jesteśmy mocni, co lubimy. Pracujemy nad bazą organizacji pozarządowych, ale ważniejsze jest to, że zaczynamy mieć w pamięci coraz większą liczbę kontaktów. Musimy tylko zadbać o dostępność do tej wiedzy. Szukamy klucza do integracji naszego środowiska i nie zamierzamy się poddać w najbliższym czasie. Próbujemy oddolnie się federalizować. Nasza koalicja dalej chce pracować. Aktualnie zajmuje się strategią współpracy. To wiele powodów do dumy oraz powód, by być przekonanym, że możemy więcej zrobić na rzecz rozwoju trzeciego sektora we Wrocławiu oraz poprawy współpracy międzysektorowej.
W.S.: – Też uważam, że znajdziemy wiele argumentów „za” – 300 osób na sali, skala koalicji na rzecz organizacji kongresu, wymiar długofalowy (WRDPP i strategia współpracy). To wszystko przemawia za sukcesem. Z drugiej strony jednak Kongres uświadomił mi jak dużo pracy przed nami, przede mną. Tego potencjału, który mógłby zainicjować procesy o odpowiedniej społecznej randze, z tego co zobaczyłem, jeszcze nie ma. Nie ma go również moja organizacja (TRATWA). To są dopiero widoki na potencjał. Jestem przekonany, że stać nas na kontynuowanie dialogu – i tego branżowego, i tego interdyscyplinarnego. Jestem pewien, że znajdziemy formułę przedstawicielstwa (federacji), która zadowoli wszystkich. Stopniowo nauczymy się w sprawach istotnych mówić jednym głosem. Jeżeli tak się stanie, to bez wątpienia dzięki Kongresowi. Jest jednak jeden warunek fundamentalny, który musiałby zostać spełniony. Czas, który poświęcimy sobie. Bez tego nie może być, moim zdaniem, mowy o sukcesie Kongresu.
Źródło: Autorzy
Ten tekst został nadesłany do portalu. Redakcja ngo.pl nie jest jego autorem.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.