W domu w Gayaza w Ugandzie mieszka ponad czterdzieścioro dzieci o specjalnych potrzebach, w różnym wieku i z różnymi niepełnosprawnościami.
Zbyt chore
Dom mieści się w Gayaza – mieście znajdującym się około 20 km na północ od Kampali – stolicy kraju. Poza ugandyjską zakonnicą w domu pracują jeszcze trzy kobiety; gotują posiłki, przebierają i myją dzieci, sprzątają dom. Podopieczni mają zapewnioną opiekę medyczną w pobliskim szpitalu. Niestety, dzieci zgromadzone w tej placówce są zbyt chore, by mogły uczęszczać na szkolne zajęcia. W domu są jednak dobrze zaopiekowane, przysposabiane – w miarę możliwości – do samodzielności. Niektóre mają zajęcia z tańca.
Została krawcową!
W historii domu są też podopieczni, którzy ułożyli sobie samodzielne życie. Tak było z dziewczyną o imieniu Miremba. Ta młoda kobieta cierpi na głuchotę oraz nietrzymanie moczu. Wykształciła się na krawcową i teraz prowadzi punkt usługowy, w którym naprawia ubrania. Miremba przyznaje, że jej niepełnoprawność jest problemem dla części klientów, którzy z tego powodu odchodzą.
Prowadzący dom uskarżają się na codzienne bolączki: nieustanny brak środków na żywienie i artykuły do higieny ciała. Tak jak w przypadku Kisozy – dzieciom brakuje nawet najbardziej podstawowego sprzętu.
Pozamykane w domach
Dzieci mieszkające w domu są osierocone przez rodziców lub są sierotami społecznymi. Sytuacja osób dotkniętych niepełnosprawnością w Ugandzie jest bardzo trudna. Nie są społecznie akceptowane.
Namaganda Kevin, mieszkanka domu, ma dopiero 13 lat, a już zdarza się jej odczuwać niechęć ze strony innych. – Nie lubię, gdy mówią źle o mojej chorobie – żali się dziewczynka.
Bardzo często, gdy ojciec dziecka orientuje się, że dziecko jest chore, opuszcza rodzinę. Chore dzieci żyją zamknięte w domach. Rzadko które ma szanse iść do szkoły. Raz, że rodzicom brakuje wiedzy, jak pomagać swoim dzieciom. Dwa, sporadycznie kogoś na to stać. Pensja nawet w dobrym zawodzie jest bardzo niewielka – nauczyciel zarabia około 600 zł, kierowca – 400 (za jego pensję można kupić najtańszy, używany rower). A kilogram ryżu kosztuje 6 zł, kilogram mięsa – 18 zł. To generuje ogromną biedę. Na szkołę specjalną, która kosztuje 3500–6000 zł rocznie, poza nielicznymi rodzinami, nikogo nie stać.
Co może pomóc?
Siostry ze Zgromadzenia Córek Maryi, prowadzące sierociniec, planują inwestycje, które pomogą w usamodzielnieniu się finansowym placówki. Pierwsza z nich to budowa chlewni. Zapewni to, po pierwsze, jedzenie dla podopiecznych, ale także zyski (ze sprzedaży prosiąt i obornika), które pokryją część kosztów prowadzenia domu. Planowane są zyski na poziomie 3600 euro rocznie.
Druga inwestycja to zakup ziemi uprawnej (2 akry), aby móc uprawiać zboże oraz hodować zwierzęta. I znów ma to zapewnić pożywienie podopiecznym sierocińca oraz stałe wpływy ze sprzedaży produktów rolnych.
Dodatkowo projekt przewiduje sfinansowanie półrocznych kosztów utrzymania domu, dopóki nie stanie się on bardziej samowystarczalny. Średnie miesięczne rachunki medyczne oraz koszty zakupu pieluch, papieru toaletowego i środków do utrzymania czystości wynoszą 1000 euro. Projekt jest realizowany wraz z Fundacją Dzieci Afryki.
Piłka po stronie Afryki
– Po dziesięciu latach pracy i ponad 330 zrealizowanych projektach widzę, jak głęboki sens mają te inwestycje, które dają ośrodkom w Afryce szanse na samowystarczalność finansową. Największą radością jest, gdy widzimy, że dom dziecka czy szkoła są utrzymywane przez ufundowaną przez nas fermę, kurnik czy hodowlę – mówi Wojciech Zięba, prezes Polskiej Fundacji dla Afryki. – Takie projekty dają utrzymanie bardzo potrzebnym placówkom, dają pracę miejscowym ludziom i pobudzają lokalną gospodarkę. Nie bez znaczenie jest także to, że dają Afrykańczykom poczucie sprawczości i wzięcie losu we własne ręce. Bo – jak często powtarzam – piłka jest po stronie Afryki.
Przekaż 1,5% swojego podatku dla Polskiej Fundacji dla Afryki – KRS: 0000415325.
Źródło: Polska Fundacja dla Afryki