Pomocą psychologiczną dla powodzian zajmują się przede wszystkim lokalne przychodnie pedagogiczno-psychologiczne i ośrodki pomocy kryzysowej, we współpracy z samorządami. Jakość tej pomocy zależy od świadomości i zaradności lokalnych władz. A z tym bywa różnie.
Zgodnie z informacjami Państwowej Straży Pożarnej podczas tegorocznej powodzi ucierpiało ponad 52 tys. gospodarstw rolnych, z terenów zalanych ewakuowano około 30 tys. ludzi. Jak wynika z naukowych statystyk co najmniej 10% z nich czyli około 3 tys. osób dotyka tzw. zespół stresu pourazowego (PTSD), wymagający zazwyczaj interwencji psychologicznej. Około 20% osób dotkniętych PTSD, czyli około 600 osób będzie potrzebowało być może terapii długoterminowej trwającej nawet kilka lat.
– Powódź, jest wydarzeniem traumatycznym. Obok doraźnych skutków psychicznych związanych z dużym stresem może obudzić na nowo lub zintensyfikować problemy psychologiczne z jakimi dana osoba borykała się wcześniej. Wracają problemy z uzależnieniami, skłonności do depresji, przemoc w rodzinie, stare lub skrywane konflikty rodzinne – tłumaczy Beata Wasiuta, koordynator pomocy psychologicznej na terenie gminy Gorzyce w woj. podkarpackim. Powódź zabrała tam 1200 domów.
W tutejszym Centrum Wspierania i Rehabilitacji Społecznej (CWiRS) pracuje około 20 psychologów, którzy od kilku tygodni, jako wolontariusze, obok swojej codziennej pracy pomagają powodzianom. Wspiera ich Ośrodek Wsparcia i Interwencji Kryzysowej (OWiIK)ze Stalowej Woli. Jako jedni z pierwszych zorganizowali również pomoc z poza regionu.
– Mieszkańcy Gorzyc, będą potrzebowali doraźnej pomocy psychologicznej i wsparcia jeszcze przez co najmniej kilka tygodni. Najgorsze są tygodnie kiedy opada woda i straty są widoczne czarno na białym. Tymczasem zaczyna się sezon urlopowy, potrzeba świeżych sił. Dlatego angażujemy psychologów, studentów psychologii i kierunków pokrewnych z Warszawy, Krakowa – mówi Beata Wasiuta.
Wolontariat w Gorzycach
Joanna Michalska, również jako wolontariuszka, w Warszawie i Krakowie organizuje pomoc psychologiczną dla gminy Gorzyce. Zgłaszają się studenci i absolwenci psychologii z warszawskiego SWPS, Uniwersytetu Warszawskiego, Uniwersytetu Jagiellońskiego. Już 5 lipca 2010r. w Gorzycach rozpoczęła pracę grupa 5-7 osób, które przez tydzień lub dwa będą prowadziły interwencję kryzysową. Wcześniej przeszły specjalne, 5-godzinne szkolenie prowadzone przez Marię Dekert, dyrektor starowolskiego Ośrodka Wsparcia i Interwencji Kryzysowej. Kolejna grupa ma przyjechać w połowie lipca. Gmina zapewnia wolontariuszom nocleg (trzeba mieć tylko śpiwór i karimatę), wyżywienie, prawdopodobnie zwrot kosztów podróży do Gorzyc i ubezpieczenie.
– Potrzebujemy osób, które dyżurować będą przy telefonie CWiRS. Organizujemy także osoby do opieki nad dziećmi, kiedy rodzice sprzątają po powodzi. Część z nich udało się wysłać na wakacje, ale są też te najmłodsze, dwu-, trzy- i czteroletnie, które nie mogą na dłużej opuścić domu – mówi Beata Wasiuta.
Priorytetem jest jednak pomoc w terenie.
– Po takim wydarzeniu jak powódź nie można czekać aż ludzie sami zgłoszą się po pomoc – tłumaczy Beata Wasiuta. – Trzeba wyjść do nich i zapytać, jak się czują i czego im potrzeba. Pomoc polega zazwyczaj na rozmowie, wspieraniu w akceptacji nawet najtrudniejszych emocji. Złość, rozżalenie, rozpacz, czasem nienawiść to naturalne reakcje, ale trzeba być na nie przygotowanym, nie brać do siebie, potrafić rozładować, pozwolić się wygadać. Trzeba być uważnym, aby wyłapać te osoby, które potrzebują terapii długoterminowej. Psycholog, jadąc w teren, bierze ze sobą pomoc materialną, pyta o potrzeby, spisuje listę oczekiwań, rozwozi i zbiera informacje.
Zajęci porządkami
Zgodnie z informacjami Państwowej Straży Pożarnej w czasie powodzi na terenie Polski powstało 15 dużych rozlewisk, do pomocy powodzianom w maju i w czerwcu zaangażowano 17 tys. strażaków, 13 tys. policjantów, 8 tys. żołnierzy. Pomoc psychologiczna nie jest wliczana do statystyk.
– Brakuje jednego centrum koordynującego pracę psychologów na tych terenach. Być może w niektórych rejonach ludzie są zostawieni sami sobie – mówi Joanna Michalska.
Informacje na ten temat przynoszą jedynie media i organizacje pozarządowe.
– Zajmujemy się przede wszystkim pomocą materialną dla powodzian. Nie słyszałam o jakiejś organizacji, która skoncentrowałaby się na zdrowiu psychicznym powodzian. – mówi wolontariuszka stowarzyszenia Tratwa z Wrocławia, utworzonego specjalnie, by pomagać w sytuacji powodzi.
W rejonie Wrocławia jedna z najbardziej poszkodowanych miejscowości to Jelcz-Laskowice. – Obiektów mieszkalnych, w których zniszczenia oszacowano na więcej niż 20 tys. złotych było na terenie naszej gminy 91. Już dzień po powodzi zorganizowaliśmy specjalne dyżury dla powodzian w powiatowej przychodni psychologiczno-pedagogicznej – mówi Robert Walkowiak, zastępca burmistrza.
– W naszej przychodni pracuje psycholog i dwóch pedagogów, którzy dyżurują na zmianę, trzy razy w tygodniu po dwie godziny, poza godzinami pracy – opowiada Danuta Dymała z PPP w Jelczu-Laskowicach. – Aby ludzie widzieli, że mogą do nas przyjść, zamieściliśmy informacje na ten temat w lokalnej prasie, rozdawaliśmy ulotki. Przyszły trzy osoby. W tej chwili ludzie są zajęci porządkami, dlatego nie przychodzą do nas. Są zdeterminowani, nikt się nie chce rozklejać.
Konsekwencje
Każdy kataklizm to przeżycie traumatyczne, związany z nim stres pozostawia po sobie ślady, obniża równowagę psychofizyczną, czasem na wiele lat. Specjalne badania na ten temat przeprowadzono w Stanach Zjednoczonych, w dolinie Shenandoah, w stanie Wirginia. Jeszcze 7 lat po ogromnej powodzi jaka miała tam miejsce pod koniec XX w. ok. 30% badanych przyznawało się do reakcji charakterystycznych dla stresu pourazowego. Były to m.in.: lęk, natrętne wspomnienia urazu, koszmary, trwale obniżone samopoczucie.
Praktyka psychologiczna pokazuje, że pomoc i wsparcie psychologów na terenach popowodziowych powinna trwać co najmniej kilka miesięcy. Proces zdrowienia polega na przejściu z roli ofiary do roli ocalonego i związanej z tym ulgi. Osoby, które doświadczyły powodzi muszą uporać się z poczuciem bezradności, zagrożenia. Czasem dotyczy to całych społeczności. Najłatwiej mają te osoby, które zaangażowane są w życie publiczne, mają dużą, wspierającą rodzinę, nie utraciły poczucia mocy i sprawczości. Najtrudniej radzą sobie osoby przewlekle chore, samotne, takie, które przeżyły inne wydarzenie traumatyczne nieco wcześniej (np. wypadek samochodowy, rozwód), rodziny ofiar śmiertelnych (w Polsce śmiertelnych wypadków związanych z kataklizmem było 19), osoby uzależnione, rodziny w trudnej sytuacji materialnej, rodziny dysfunkcyjne.
Wsparcia ze strony psychologów potrzebują również ratownicy, ochotnicy, pracownicy sztabów kryzysowych, żołnierze, strażacy. Zwłaszcza, ci, którzy narażeni są na ataki rozżalonych, zrozpaczonych ludzi, którzy zetknęli się z wyjątkowo dramatycznymi sytuacjami, w tym śmiercią na skutek powodzi lub ci, którzy musieli zmierzyć się z własną bezradnością czy też poczuciem winy. Dla wszystkich ważnym momentem jest rocznica powodzi. Wracają wspomnienia, uruchamiają się emocje. To moment dokonania bilansu negatywnych i pozytywnych skutków wydarzenia. Wtedy również przydaje się wsparcie specjalistów.
Ilu psychologów pomaga w tym roku powodzianom – nie wiadomo. Wiadomo, że nikt nie koordynuje i nie kontroluje ich pracy oraz, że prawdopodobnie pracują za darmo, jako wolontariusze. Z badań naukowych można się również dowiedzieć, że ich praca ma być może zasadnicze znaczenie dla przyszłości społeczności, w której działają.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)