Życie w społeczności lokalnej ma jedną niezaprzeczalną zaletę. Jest nią koncentracja członków danej grupy wokół wytyczonych celów oraz przywiązanie do jednego wspólnego terytorium. Miejsce zamieszkania to teren prywatny. Jego naruszenie, poprzez próbę ingerencji w środowisko mieszkańców, wywołuje zazwyczaj falę skarg i protestów.
„Nic o nas, bez nas” – ta zasada przyświeca egzystencji grup lokalnych i w ich mniemaniu winna być respektowana przez wyższe ograny władzy, tudzież prywatnych przedsiębiorców, usiłujących rozwijać swe inwestycje na cudzym terenie. NIMBY (Not In My Back Yard), czyli „nie na moim podwórku” jest deklaracją oporu wobec działań godzących w interes danej grupy społecznej. Dotyczy on niekonsultowanych decyzji odnośnie budowy autostrad, oczyszczalni ścieków czy wysypisk odpadów w pobliżu lub sąsiedztwie miejsca zamieszkania społeczności, która nie wyraża na to zgody. Hasło ukryte pod akronimem NIMBY oznacza wystąpienie przeciwko cudzym interesom na rzecz obrony interesów własnych.
Powody wystosowywania protestów są jasno sprecyzowane. Społeczności lokalne sprzeciwiają się budowaniu na ich terenie inwestycji niepożądanych, wywołujących lęk lub niebezpiecznych. Dezaprobata ma ścisły związek z aspektem terytorialnym. Komunikat „wszędzie, tylko nie u nas” uświadamia, że powstanie autostrady bądź kliniki dla osób chorych na AIDS, wydaje się szkodliwe o tyle, o ile ma miejsce na terenie należącym do protestującej zbiorowości. Ta zaś nie koncentruje się na etyczno-moralnej ocenie przydatności takiej inwestycji w ogóle, może nawet uznawać ją za potrzebną, z zastrzeżeniem, że zostanie przeniesiona gdzie indziej, wszystko jedno dokąd, byle nie było jej w najbliższym otoczeniu.
Protestujący pod szyldem NIMBY prowadzą działalność doraźną. Bunt i niezadowolenie zanikają wraz z rozwiązaniem lub zakończeniem sporu, dlatego też owe zjawisko ma charakter przejściowy, ale też niehomogeniczny, ponieważ w danej społeczności nie każdy musi podzielać opinie wszystkich i być przeciwny takiej inwestycji. Budowa drogi dojazdowej ze wsi do miasta dla jednych będzie komunikacyjnym udogodnieniem, dla innych natomiast albo zbytecznym wydatkiem obciążającym budżet sołectwa, albo zapowiedzią niepokojących procesów urbanizacyjnych, które naruszą lokalną autonomię mieszkańców. Często więc w ramach NIMBY protestuje tylko odsetek niezadowolonych jednostek. Zdarza się również, że bunt jest inspirowany przez samozwańczych wyrazicieli woli ogółu, którzy wypowiadając się w imieniu poszkodowanych, mają na względzie tylko własny interes.
Badania potwierdzają, że syndrom NIMBY występuje u osób i grup, dla których poczucie bezpieczeństwa jest równoznaczne z komfortem ekonomicznym. Toteż wśród przeciwników nowych inwestycji przeważającą większość stanowią właściciele domów – ich zdaniem zmiany zachodzące w najbliższych otoczeniu mogą spowodować spadek wartości nieruchomości, które zamieszkują. Protesty są jednak uciążliwe przede wszystkim dla przedsiębiorców – opóźniają realizację ich zamiarów, a także narażają na ponoszenie dodatkowych kosztów z tego tytułu.
Inicjatywa lokalna nie zawsze jest skuteczna, ponieważ niektóre inwestycje przynoszą duże korzyści społeczne, biorące górę nad partykularnymi interesami mniejszości. Przykładem przebudowa stołecznej alei Wilanowskiej i ostry sprzeciw osób walczących o zachowanie swoich działek, przez które ma przebiegać nowa trasa. Mimo protestów runęły już wszystkie domy, więc inwestycja zostanie pomyślnie sfinalizowana, tyle że kosztem właścicieli nieruchomości.
Na nic zdały się też demonstracje mieszkańców Józefowa (pod Warszawą) przeciwko zakładaniu ośrodków terapeutycznych Monaru. Choć grożono podpaleniem nowej placówki, ośrodek ostatecznie powstał, w czym duża zasługa przede wszystkim środowiska artystycznego, które podjęło się skutecznych mediacji z protestującymi. Wciąż na wojennej ścieżce z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad są mieszkańcy Magdalenki i Sękocina (Mazowsze). Im z kolei nie podoba się pomysł rozbudowy drogi wojewódzkiej kosztem wycięcie znacznej części lasu.
Ustawa o ochronie i kształtowaniu środowiska z 2000 roku oraz art. 5 obowiązującej Konstytucji RP daje obywatelom prawo do nienaruszalności własnego terytorium oraz możliwość zintegrowania swych działań w obronie przyrody. To uprawomocnia postępowanie NIMBY, któremu zaradzić może tylko współudział inwestorów i obywateli w pracach nad drażliwymi projektami.
***
Konrad Wojciechowski – absolwent UW (Wydział Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji), z dyplomem magistra socjologii oraz animatora działań lokalnych (antropologia kulturowa). Na co dzień realizuje się w zawodzie dziennikarza. Pisuje głównie o sporcie, jego teksty ukazywały się w m.in. w "Polityce" i "Tylko Piłka". Obecnie działa oddolnie, współpracując z lokalną gazetą "Południe". Pracuje też nad biografią zespołu Perfect.
Źródło: inf. własna