Uparcie milczał, lub mówił od rzeczy i wykonywał dziwne ruchy. A to wszystko w porannym programie TVP, potem w wagonie warszawskiego metra i supermarkecie. Wszyscy byli przekonani, że był pijany lub naćpany. Sytuacje zostały jednak precyzyjnie wyreżyserowane, a zachowanie aktora Bartłomieja Topy było prowokacją, która miała wzbudzić zainteresowanie akcją społeczną fundacji Synapsis.
Informacja o dziwnym zachowaniu aktora błyskawicznie obiegła plotkarskie portale. Redaktorzy i internauci byli przekonani, że aktor coś musiał "wziąć". W porannym programie TVP nie odpowiadał na pytania i "tępo" wpatrywał się w gości i przedmioty. Podczas jazdy metrem również zauważono jego nietypowe zachowanie: ciągle się przesiadał, rytmicznie się poruszał, uparcie zawieszał wzrok na światełkach, nie mógł znieść pisku nadjeżdżającego składu metra. Był w tym tak naturalny, że nikt nie miał wątpliwości, że Topa zwariował.
Prowokować z misją
Szybko okazało się, że szukające sensacji media oraz czytelnicy zostali wprowadzeni w błąd. Perfekcyjnie zaplanowana akcja spełniła oczekiwania. Pomysł na tego rodzaju performance wypłynął od fundacji Synapsis, która zamówiła go u reżysera Tomka Wlazińskiego oraz aktora Bartłomieja Topy. Celem było zwrócenie uwagi społeczeństwa na problem autyzmu.
Dla reżysera i aktora było to wyjątkowo trudne zadanie aktorskie. Obaj pracowali pod okiem specjalistów, by jak najstaranniej oddać zachowanie osoby dotkniętej autyzmem: często przesadnego zwracania uwagi na detale, panicznego kulenia się w obliczu nieprzyjemnych dźwięków. Aktor przyznał, że była to dla niego najtrudniejsza rola życia.
Czy akcja zmieni nastawienie zwykłego człowieka do "nienormalnych", autystycznych osób? Czy spełni oczekiwania organizatorów? Prowokacja okazuje się niezbędnym środkiem, by przebić się przez szum informacyjny. Organizatorom należy się duży plus za inicjatywę.
Źródło: Gazeta Wyborcza