PODGÓRSKI: Samorządowcy wcale nie palą się do powoływania rad.
Nowelizacja ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie przeprowadzona w 2009 roku dała możliwość powoływania wojewódzkich, powiatowych i gminnych rad działalności pożytku publicznego jako organów konsultacyjnych i opiniodawczych dla władz samorządowych szczebla regionalnego i lokalnego. Jak po trzech latach od wprowadzenia tych przepisów wygląda praktyka? Czy Rady powstają? Jak jest ich rola? Zaczynamy dyskusję na ten temat. Pierwszy głos - naszego czytelnika - Adama K. Podgóskiego. Zachęcamy do komentowania i przesyłania własnych przemyśleń.
Ustawa z 24 kwietnia 2003 r. o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie nakłada (art. 35. ust. 1) na ministra ds. zabezpieczenia społecznego, czyli pracy i polityki społecznej, wymóg bezwzględny powoływania krajowej Rady Działalności Pożytku Publicznego – organu opiniodawczo-doradczego.
I ta Rada powstaje, rodząc się, co wykazuje tegoroczne doświadczenie, w mniejszym lub większym bólu i z zadziwiającą zwłoką. Gdyby minister miał dowolność w tej materii, pewnie by nie powstała. Rada, obecnie IV już kadencji, usiłuje coś pożytecznego zrobić, chociaż trudno ją nazwać „organem opiniodawczo-doradczym” ministra, gdyż dotąd nie poprosił jej ani o radę, ani o opinię. W poprzednich kadencjach, żaden minister, też nie.
Lokalnie dobrowolnie
Natomiast marszałkowie województw, starostowie i prezydenci oraz burmistrzowie mogą według własnego uznania powoływać odpowiednio: wojewódzkie, powiatowe, miejskie lub gminne rady działalności pożytku publicznego (RDPP), jako organy konsultacyjne i opiniodawcze. Do zadań takich organów należą zgodnie z ustawą:
1) opiniowanie projektów strategii rozwoju odpowiednio powiatów lub gmin;
2) opiniowanie projektów uchwał i aktów prawa miejscowego dotyczących sfery zadań publicznych oraz współpracy z organizacjami pozarządowymi i innymi wymienionymi przez ustawę podmiotami, w tym programów współpracy z organizacjami pozarządowymi;
3) wyrażanie opinii w sprawach dotyczących funkcjonowania organizacji pozarządowych;
4) udzielanie pomocy i wyrażanie opinii w przypadku sporów między organami administracji publicznej a organizacjami pozarządowymi;
5) wyrażanie opinii w sprawach dotyczących zadań publicznych, w tym zlecania tych zadań do realizacji przez organizacje pozarządowe oraz inne podmioty oraz w sprawach rekomendowanych standardów realizacji zadań publicznych.
Zakres i waga kompetencji wcale nie małe. Rady miałyby co robić, gdyby powstały. Ale nie wszędzie powstają, a raczej chciałoby się rzec, powstają zbyt rzadko. Dlaczego?
Dlaczego władze samorządowe?
Nie do końca zrozumiała jest intencja zapisu ustawowego, rozstrzygającego, że o powołaniu albo niepowołaniu RDPP decyduje organ samorządowej władzy terenowej. Przyjęcie takiego rozwiązania przeczy deklarowanej zasadzie niezależności organizacji pozarządowych. To przecież nie te organy nadają organizacjom status pożytku publicznego i nie one decydują, czy taki status im się należy. Ubieganie się o status organizacji pożytku publicznego jest samoistnym uprawnieniem każdej organizacji. Władze samorządowe nie mają w sferze swojego władztwa żadnych pól działania związanych z pożytkiem publicznym.
Ustawa z 7 kwietnia 1989 r. Prawo o stowarzyszeniach nadaje wojewodom i starostom uprawnienia organów nadzorujących. Pierwsi sprawują nadzór nad działalnością stowarzyszeń jednostek samorządu terytorialnego (na podległym im obszarze), drudzy nad innymi stowarzyszeniami. Obowiązek nadzoru nie daje jednak prawa ingerencji w działalność organizacji, ani tym bardziej prawa ograniczania ich inicjatyw, zwłaszcza w kwestii powoływania specyficznych przedstawicielstw, jakimi bez wątpienia są RDPP.
A tak się niestety dzieje, gdyż rady pożytku szczebla powiatowego lub gminnego mogą powstać nie wcześniej, niż organ stanowiący odpowiednio powiatu lub gminy określi, w drodze uchwały, tryb powoływania członków oraz organizację i tryb działania odpowiednio rady powiatowej lub rady gminnej, biorąc pod uwagę potrzebę zapewnienia reprezentatywności organizacji pozarządowych oraz podmiotów, o których mowa w art. 3 ust. 3, terminy i sposób zgłaszania kandydatur na członków rad oraz potrzebę zapewnienia sprawnego funkcjonowania tych rad.
Samorząd może, ale nie musi
Należy zastanowić się, dlaczego przepisy ustawy z 2003 roku zakładają niezrozumiałą fakultatywność decyzji organów władzy. Organ władzy samorządowej może, ale zupełnie nie musi, nawet na wyraźną wolę organizacji, powołać RDPP. Może natomiast, wbrew woli uprawnionych organizacji, rady nie powoływać, nie będąc na domiar zobowiązanym ani do rozpatrywania wniosku, ani do odpowiadania na niego, ani tym bardziej uzasadniania decyzji negatywnej.
Nagminnie więc tak się właśnie dzieje, że marszałkowie, starostowie, prezydenci, burmistrzowie nie powołują RDPP, nie reagują na inicjatywy organizacji. Nie muszą! Dlaczego naganne, niedemokratyczne praktyki, w państwie, które chce jawić się jako demokratyczne, są tolerowane i dopuszczane? Pewnie dlatego, że na prawdziwej demokracji władzy różnych szczebli, mimo powszechnych deklaracji, wcale nie zależy.
Nieoficjalnie słyszy się takie argumenty: "Po co nam jakieś rady? Przecież mamy radnych, a oni wiedzą najlepiej, co mieszkańcom gminy, a więc i organizacjom pozarządowym potrzeba, na czym im zależy". Bałamutne usprawiedliwienia wynikają z „wrodzonej” niechęci władzy do poddania się oddziaływaniom obywateli. Nawet jeśli zdobywa rządy pod hasłami zmian i podmiotowego traktowania „ludu”.
Organizacje mogą, ale tego nie robią
W tej sytuacji należałoby się zastanowić, czy organizacje samodzielnie nie powinny powoływać rad. Procedura oczywiście jest do określenia, np. wola większości OPP działających w gminie czy w województwie.
Organizacje OPP są z reguły największymi, najaktywniejszymi organizacjami w mieście czy gminie, organizacjami o największym stopniu obywatelskiego i społecznego oddziaływania. W odróżnieniu od pozostałych organizacji, których sensu istnienia i dokonań nie kwestionuję, mają one własne specyficzne problemy i uwarunkowania działalności, o których nie mogą rozmawiać wspólnie z przedstawicielami samorządu, wobec braku reprezentacji. Trudno uznać, że jest to stan rzeczy właściwy.
Organizacje mogą oczywiście powoływać samodzielne ciała kolegialne, przedstawicielskie zajmujące się obszarem działalności pożytku publicznego. Prawo im tego nie broni. Mogą, ale czemu tego nie robią?
Pytanie proste, ale odpowiedź niełatwa i złożona. Otóż, wiele organizacji, odważyłbym się nawet powiedzieć, że większość, jest silnie uzależniona od organów władzy samorządowej. Są pozarządowymi, w tym także „pozasamorządowymi”, jedynie z niezbyt fortunnie przyjętej nazwy. Nie odważą się robić nic bez przyzwolenia tej władzy, a już zupełnie nie zrobią nic przeciw niej. Bo o pieniądze od władzy nieustannie zabiegają, podobnie jak o jej sympatię.
Chwalebnymi wyjątkami są organizacje strażnicze, które z coraz większym powodzeniem starają się władzę kontrolować w dobrze pojętym interesie i społeczeństwa, i tej władzy (przed czym ona się zresztą mocno broni).
Nie współdziałają
Poza tym organizacje wcale nie pałają chęcią współdziałania. Dla większości liczy się tylko własny interes, zabieganie o łaskawość rządzących i o dotacje. Inne organizacje postrzegane są, jeśli nie jako wrogowie, to jako rywale. Także związywanie aliansów z organizacjami źle przez władze widzianymi, samodzielnymi, niepokornymi, nie wchodzi raczej w rachubę, ze względu na kunktatorstwo i koniunkturalizm.
Konkludując: aktualne przepisy prawa są tak skonstruowane, że istnienie lub nieistnienie RDPP zależy wyłącznie od widzimisię osób rządzących na poziomach lokalnych i regionalnych. Jeśli chcą, powołują radę na wniosek organizacji, jeśli nie chcą, a najczęściej nie chcą – nie powołują i nawet nie muszą objawiać swojego stanowiska.
Fakt ten potwierdza smutną konstatację, że samorządy nie widzą w organizacjach pozarządowych partnerów do współpracy. Wcale nie zależy im na opiniach i konsultacjach przedstawicieli trzeciego sektora, a głoszone publicznie hasła i apele o aktywność obywatelską, o społeczeństwo obywatelskie, są w ustach lokalnych polityków tylko pustymi frazesami.
Traktuję niniejsze rozważania jako próbę skłonienia zarówno organizacji pozarządowych, jak i przedstawicieli władz samorządowych do rozmyślań na temat, czy obowiązujące regulacje prawne są potrzebne, czy wnoszą coś istotnego do życia społecznego, czy wprost przeciwnie: są utrudnieniem na drodze do demokracji uczestniczącej i społeczeństwa obywatelskiego. I czy jak najszybciej nie należałoby zmienić tych przepisów? Bo są one po prostu albo niemądre, albo zbyteczne. Albo i takie, i takie!