Kiedy po raz pierwszy usiadłem przy łóżku chorego, zastanawiałem się, jak ja mam przeczekać tę noc. Kiedy w trakcie rozmowy, pomiędzy pielęgnacją, z głębokiej szpitalnej ciszy zaczął wydobywać się dialog.
Mogłem usłyszeć o strzępach młodości pana Marcina, załatanym sumieniu, licznych błędów na ścieżkach błądzeń, ale i też o sukcesach, spełnionym po części biznesie.
Możemy w myślach przeklinać wszystko co stało się absurdem, aczkolwiek za murem niestałych uczuć trzeba będzie w końcu spotkać się ze sobą, tak jak tamtej nocy na pierwszym dyżurze. Często zaczynają na nas spływać fale różnych czerwonych lampek stopu, czy faktycznie droga na płaszczyźnie wspólnej wędrówki ramię w ramie z chorymi pod opieką, którą sobie formuję będzie odpowiednim i wyznaczonym celem…?
Zasłuchany w tysiące ludzkich opowieści uświadamiam sobie, że jednak wybieram kierunkowskaz w stronę towarzyszenia sobie nawzajem, gdzie sami pacjenci dla nas opiekunów bywają ludzkimi odbiciami w lustrach wewnętrznego pokoju. Wszystkie te porozrzucane kawałki rozsypanego cierpienia, kałuży łez, rozmów na tle niecierpliwości, wyznań w pustych salach chorych, pokonując jedne i te same drogi do szpitala i z powrotem, w wyświetlonym przez siebie filmie i myśli z kamieni, zdajemy sobie sprawę, że tak naprawdę Oni, czyli Pacjenci są nam tak na prawdę potrzebni w pokonaniu bariery otwartej postawy i spojrzenia na coś więcej niż tylko poczucie obowiązku, że to tylko praca, wielogodzinne dyżurowanie. Dzisiaj boimy się używać terminu MISJA, ponieważ w tym słowie wyczuwam u niektórych osób zawstydzenie, pewną cząstkę słabości, niemoc, również naiwność. Ale kiedy zaczyna się rozsuwać zasłony szpitalnego parawanu, za którym nagle dostrzegasz obrazy dobroci, dość sporo przegadanego czasu z pacjentami, bo akurat była taka potrzeba, to to coś zacznie wzrastać i kiełkować w twoim sercu.
„NIE – WIDOCZNI”, to pacjenci w swoich bolesnych dolegliwościach, siedzący na krzesłach szpitalnej sali lub trwający w zamyśleniu, w szpitalnych zabiegowych gabinetach. „NIEWIDOCZNI” to również opiekunowie chorych, bo czy warto zastanawiać się nad tym, że trzymanie dłoni pacjenta, to pusty i bez znaczenia akt? Opiekunowie osób starszych bywają często tzw. pierwszym kontaktem w jakiejkolwiek potrzebie.
Wejść całym sobą w świat osób chorych, w to potoczne i dla niektórych lakoniczne, skarłowaciałe „towarzyszenie”, staje się jednak odkrywaniem tego, co dzieje się za tajemniczym parawanem codziennej pomocy, nie jakieś nadzwyczajnej, która uobecnia się często na bloku operacyjnym, ale takiej prostej i cichej, zwykłej i szarej.
„NIE – WIDOCZNI” w naszej codzienności, w opiece środowiskowej i stacjonarnej. WIDOCZNI dla siebie nawzajem zarówno pacjenci, jak ich opiekunowie.
Autor:
Marcin Staszak - Fundacja Bezpieczny Port
Źródło: Fundacja Bezpieczny Port