Ruch kobiecy rozwijał się szybko i zyskiwał, oprócz nieprzejednanych wrogów, ciągle nowe zwolenniczki i zwolenników. Działo się tak przede wszystkim dlatego, że sytuacja kobiet była rzeczywiście zła. Przedstawiamy kolejny odcinek cyklu "Jestem kobietą".
Ale działo się tak także dlatego, że w jego
działania włączały się wielkie kobiece osobowości.
Siostry Grimké, Lucretia Mott, Elizabeth Cady oraz Lucy Stone, która była jedną z bardziej znanych
kobiet w tamtym czasie. Niezmordowana abolicjonistka, działaczka ruchu na rzecz ograniczenia
sprzedaży alkoholu i w końcu praw kobiet. Zasłynęła ona także tym, że biorąc ślub, zachowała swoje
panieńskie nazwisko. Ta, wydawałoby się banalna sprawa, stała się szeroko komentowana w prasie,
wzbudzając nieodmiennie zdumienie i niezrozumienie. Ich, Lucy Stone i jej męża decyzja, stanowiła w
1855 roku wyraz i symbol niezgody na nierówne traktowanie kobiet i mężczyzn przez prawo małżeńskie.
To Lucy Stone w jednym ze swoich wystąpień mówiła
"Kiedy byłam dziewczynką ciągle słyszałam: to nie jest dla ciebie, kobietom to nie wypada;
kiedy chciałam się uczyć, okazało się, że najbliższy uniwersytet, na którym mogły studiować
kobiety, był w Brazylii" i dalej "Nie mówcie nam, zanim jeszcze się urodzimy, że
najlepiej wyjdzie nam gotowanie, cerowanie skarpetek i przyszywanie guzików. Wiele osób twierdzi,
że mamy wszystkie prawa, które są nam potrzebne. Przykro mi, ale uważa tak również wiele
kobiet".
Wśród silnych osobowości ruchu kobiecego tego okresu
była także Ernestine Rose. Polka z pochodzenia, która przyjechała do Stanów Zjednoczonych jako
młoda dziewczyna, bardzo szybko zyskała opinię jednej z bardziej niecodziennych postaci i sławę
niezwykle elokwentnej mówczyni. Na jednym ze spotkań w 1851 roku mówiła: Niedawno miałam okazję
obserwować dwie rozprawy przed tym samym sądem. W jednej z nich oskarżony odpowiadał za kradzież
pary butów, za co został skazany na 6 miesięcy więzienia. W drugiej sądzono męża za pobicie żony. W
ramach kary sąd udzielił mu reprymendy. Nic dziwnego, przecież buty zostały zabrane przez osobę, do
której nie należały, żona zaś oberwała od swojego prawowitego właściciela".
I jeszcze jedna postać, niezwykła tym bardziej, że
urodziła się jako niewolnica. Walczyła najpierw o zniesienie niewolnictwa, a potem o prawa kobiet.
Doskonale rozumiała obydwie te sytuacje. Jej zaangażowanie w ruch na rzecz praw kobiet pomogło w
dokonaniu przełomu co do kwestii rasowych. Stało się jasne, że prawa kobiet, to nie tylko prawa
białych kobiet.
Tak, kwestia praw kobiet wymagała zmiany. Trzeba
było dużo siły charakteru i odwagi, żeby przeciwstawić
się obowiązującemu podziałowi ról. Trzeba było niezwykłej wyobraźni, żeby wyjść poza istniejące
ograniczenia i zobaczyć możliwość inne, sprawiedliwsze relacje między ludźmi. Trzeba było w końcu
osobowości, żeby entuzjazmem zarazić innych. Takie cechy musiało mieć wiele kobiet, choć do dziś
pamiętamy, niestety, tylko niektóre.
Na podstawie: "Women together. A history in
documents of women's movement in the United States", Judith
Papachristou, 1976.
Jestem
kobietą! Wydaje się, że to niewinne oświadczenie.
Wypowiedziane zwyczajnie, bez dumy, zażenowania, po prostu: jestem kobietą. Może nawet zbędne, bo
potwierdzające to, co i tak widać. Czy zawsze było tak było? No właśnie! To ciekawy wątek. Organizacje kobiece, a zwłaszcza
feministyczne, doskonale znają historię ruchu kobiecego. Wiedzą, ile już udało się osiągnąć i co jeszcze zostało do
zrobienia, żeby to proste oświadczenie nie niosło ze sobą zbędnych konotacji, żeby nie dzieliło,
nie wskazywało z góry miejsca w hierarchii społecznej. Dla pozostałych, tych, którzy mają
szczęście, że są kobietą albo to szczęście, że są mężczyzną, ale nie zajmują się tą problematyką na
co dzień, ta historia przemian świadomościowych, nawet
jeśli amerykańska, też może być ciekawa.