MASŁOWSKI: Jest masa gmin, w których to organizacje nie są zainteresowane powołaniem rady. Mają doświadczenie bycia niesłuchanym albo mają inne, efektywniejsze okazje do współpracy z samorządem.
Przymus kiepsko się sprawdza w naszych warunkach kulturowych, więc jestem przeciwnikiem powoływania rad działalności pożytku publicznego z przymusu.
Są ku temu co najmniej trzy powody.
Po pierwsze, taki, że to samorząd jest suwerenem i organizatorem wspólnoty samorządowej w danym miejscu, więc to on decyduje o regułach. Po drugie, w nowo powstałym Modelu Współpracy administracji z organizacjami pozarządowymi kwestię tą nazywano duchem albo kulturą współpracy. Nie ma co powoływać rady, gdy tej kultury nie ma, gdy brak woli do dyskusji. W tej chwili samorząd nie jest zainteresowany powoływaniem rad. Dla przykładu, na Śląsku działa niewiele rad. W 140-tysięcznym Rybniku, gdzie działa CRIS, nie ma rady, bo samorząd nie widzi sensu takiej formy współpracy, nie było też żadnego oddolnego, szerokiego ruchu organizacji w tej sprawie. W większości śląskich gmin nikt się do nich nie garnie: ani organizacje do uczestnictwa, ani samorząd do powoływania. Nie powstała nawet wojewódzka rada działalności pożytku publicznego, choć wnioskowały o to organizacje, pod egidą Śląskiego Forum Organizacji Pozarządowych KAFOS dwa lata temu! Rada nie powstała, samorząd powołał na razie panią pełnomocnika. Na ile jest to markowanie działań, a na ile rzeczywiste zainteresowanie dialogiem pokaże czas.
Dlaczego tak jest? Moim zdaniem śląski samorząd rad się boi. Uważa, że oznaczałoby to dla niego dzielenie się władzą i w ten sposób patrzy na radę. Nie jak na ciało konsultacyjne, ale prawie uchwałodawcze. Jest to co prawda pusta fantazja, bo nie mamy żadnych doświadczeń w tym zakresie, ale nadal aktualna.
Po trzecie, jest masa gmin, w których to organizacje nie są zainteresowane powołaniem rady. Mają doświadczenie bycia niesłuchanym albo mają inne, efektywniejsze okazje do współpracy z samorządem. Dużej części organizacji nie chce się zajmować sprawami „systemowymi”, jak konsultowanie uchwał, bo zwyczajnie nie ma czasu, część ma natomiast doświadczenie bycia niechcianym, niesłuchanym – więc im się nie dziwię. Przymusowa rada stawiałaby pod znakiem zapytania autentyczność tego ciała.
Trudno mi zatem wskazać jakieś uniwersalne kryteria, których zastosowanie powodowałoby, że pomysł z lokalną radą pożytku się sprawdza. Decyduje lokalna kultura współpracy i autentyczna wola – co ważne – obu stron. Może rozwiązaniem byłoby wprowadzenie obowiązku powoływania rad, jeśli wnioskowałby o to jakiś procent organizacji pozarządowych, np. 10%. Tylko, że w niektórych gminach oznaczałoby to dosłownie kilka organizacji.
Źródło: informacja własna ngo.pl