Nie kamery, a ludzie gwarantuję bezpieczeństwo w szkołach
OBEM, SZUMAŃSKA: O poziomie bezpieczeństwa w szkole decydują ludzie, więc to w ich dobre przygotowania należy inwestować, a nie w zazwyczaj bezużyteczną, a nawet szkodliwą technologię. Ten głos, choć spójny i szeroko uargumentowany, zupełnie się nie przebił. Nie doczekał się nawet przekonującej odpowiedzi. Po co w takim razie organizować konsultacje?
To nie monitoring jest potrzebny szkołom, tylko dobrze przygotowani ludzie – taki wniosek płynie z opinii przekazanych Ministerstwu Edukacji Narodowej w ramach konsultacji publicznych programu „Bezpieczna+”. Krytyczne stanowisko wobec kamer w szkołach wystosowała nie tylko Fundacja Panoptykon i Centrum Edukacji Obywatelskiej, ale także Rzecznik Praw Dziecka, Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych, Zakład Kryminologii Instytutu Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, Związek Nauczycielstwa Polskiego i szereg organizacji społecznych: Towarzystwo Edukacji Antydyskryminacyjnej, Fundacja Autonomia i Centrum Cyfrowe. MEN odniósł się do krytyki jedynie zdawkowo, a kamery pozostały w programie. W najbliższych latach MEN planuje wydać na rozwój kamer w szkołach 30 milionów złotych.
Wielkie nieporozumienie
Sytuacja, w której udaje się pogodzić interesy wszystkich stron biorących udział w konsultacjach projektu aktu prawnego, należy do rzadkości. W tym przypadku linia konfliktu przebiega nie – jak to często bywa – między różnymi grupami interesów konsultującymi projekt, ale między twórcami projektu a konsultowanymi. Zagadką pozostaje, dlaczego tak stanowcza krytyka kamer pozostała jedynie głosem wołającego na puszczy. MEN nie tylko nie zrezygnował z krytykowanej części projektu i nie przesunął pieniędzy na kluczowe działania dotyczące rozwijania kompetencji uczniów, nauczycieli i rodziców, ale nawet w sposób wyczerpujący nie ustosunkował się do wszystkich przedstawionych uwag.
W efekcie konsultacji MEN wprowadził do projektu kilka dodatkowych postanowień. Niestety, niektóre dają jeszcze więcej powodów do niepokoju. Bo dopisanie postanowienia dotyczącego rejestrowania nie tylko obrazu, ale też dźwięku (czyli po prostu podsłuchiwania) czy odesłanie do płatnej i występującej tylko po angielsku normy technicznej trudno określić inaczej, jak mianem wielkiego nieporozumienia.
To nie panaceum
Obejmując urząd, premier Ewa Kopacz złożyła szereg obietnic. Kamery w szkołach były jedną z nich. Ma to zdecydowanie większą moc sprawczą niż nawet najlepiej uargumentowane zastrzeżenia przedstawione w konsultacjach. Te jednak wcale nie są błahe.
Po pierwsze, monitoring nie jest panaceum na problemy szkoły. Kamera nie wychwyci agresji werbalnej ani aktów cyberprzemocy, które obecnie są jednym z kluczowych problemów. A nawet w przypadku przemocy fizycznej czy kradzieży da się kamerę oszukać lub uniknąć jej wzroku.
Po drugie, ewentualne decyzje o instalowaniu w szkołach nowych kamer powinny być poprzedzone skrupulatnym zbadaniem efektywności i skutków ubocznych pierwszego programu dofinansowania kamer zainicjowanego przez Romana Giertycha jeszcze w 2007 roku.
Erozja zaufania
Po trzecie, monitoring wizyjny ogranicza prawa osób monitorowanych, a jego funkcjonowania nie reguluje w Polsce żadne prawo. Jeśli monitoring ma być rozwijany, powinny zostać sformułowane szczegółowe zasady dotyczące tego, gdzie mogą być instalowane kamery, jak długo mogą być przechowywane nagrania, jak mają być zabezpieczone, kto i na jakich warunkach może mieć do nich dostęp. I to na poziomie ustawowym.
Po czwarte, wykorzystywanie monitoringu wizyjnego w szkołach powoduje erozję zaufania między dziećmi a dorosłymi, psuje relacje między kadrą pedagogiczną a rodzicami, negatywnie odbija się na klimacie szkoły.
Po piąte, montując w szkole kamery, działamy antywychowawczo i uczymy dzieci, że podglądanie kogoś bez pytania jest w porządku. W ten sposób wychowujemy pokolenie, które nie rozumie wartości, jaką jest prywatność i autonomia drugiej osoby. Co w rzeczywistości, w której technologia coraz bardziej ingeruje w nasze życie, jest szczególnie szkodliwe.
Ostatni dzwonek
O poziomie bezpieczeństwa w szkole decydują ludzie, więc to w ich dobre przygotowania należy inwestować, a nie w zazwyczaj bezużyteczną, a nawet szkodliwą technologię. Ten głos, choć spójny i szeroko uargumentowany, zupełnie się nie przebił. Nie doczekał się nawet przekonującej odpowiedzi. Po co w takim razie organizować konsultacje? Po co trwonić czas organizacji na przygotowanie opinii? Czy jest jeszcze szansa, że rząd wsłucha się w tej sprawie w głos obywateli? To już ostatni dzwonek.
Czy jest jeszcze szansa, że rząd wsłucha się w tej sprawie w głos obywateli? To już ostatni dzwonek.