Nie chcemy prywatyzacji stołówek? Więc może je uspołecznić
Warszawa jest kolejnym miastem, w którym opinię publiczną elektryzują plany prywatyzacji stołówek. Czy rozwiązaniem konfliktu mogą być przedsiębiorstwa nastawione raczej na realizowanie celów społecznych niż na maksymalizację zysku?
Ile kosztuje 10 milionów oszczędności?
Władze Warszawy chcą prywatyzacji stołówek w kilkudziesięciu szkołach (najwięcej w Śródmieściu – 25 i na Mokotowie – 23). Planowane oszczędności to około 10 milionów złotych – tyle kosztują wynagrodzenia dla osób obsługujących kuchnie w publicznych szkołach oraz stałe koszty utrzymania stołówek.
Jednak przekazanie stołówek ajentowi lub wynajęcie firmy cateringowej dowożącej posiłki do szkół ma swoją cenę – zdaniem osób protestujących przeciw zmianom, rezygnacja samorządu z prowadzenia szkolnych stołówek wiązała się w polskich warunkach do tej pory z podwyżką dziennych kosztów obiadu (ponoszonych przez rodziców bądź opiekunów dziecka) o około 30%.
Koszty zmiany poniosą nie tylko rodzice, ale przede wszystkim pracownicy stołówek – w całej Warszawie miasto zlikwiduje około 190 miejsc pracy. Często są to osoby po pięćdziesiątce, znalezienie pracy będzie dla nich wyjątkowo trudne.
Jednocześnie młodzi warszawscy działacze społeczni, zrzeszeni w nieformalnej inicjatywie „Prawo do miasta” zauważają, że oszczędności finansowe są znikome, gdy porównamy je z rocznym budżetem promocyjnym miasta (60 mln zł), dopłatą miasta do budowy stadionu Legii (500 mln zł) czy budową Parku Fontann (11,5 mln zł).
Zdaniem przeciwników zmian policzyć należy również koszty społeczne – wyższe ceny za obiad w szkołach mogą sprawić, że uboższe rodziny będą rezygnowały z posiłków w szkołach, co grozi popadnięciem dzieci w niedożywienie (już teraz, według szacunków, w Polsce niedożywione może być nawet co czwarte dziecko). Zewnętrzna firma cateringowa, zdaniem działaczy, niesie ze sobą również ryzyko, że posiłki nie będą pełnowartościowe.
Jak nie zwolnić kucharek – przykład z Małopolski
Okazuje się jednak, że alternatywa stołówki publiczne-catering prywatny jest fałszywa. Przekonują się o tym mieszkańcy gminy Raciechowice w województwie małopolskim, gdzie z inicjatywy burmistrza Marka Gabzdyla powstała spółdzielnia socjalna świadcząca usługi żywieniowe i porządkowe. Spółdzielnia zatrudnia kucharki, panie sprzątające i obsługę techniczną z kilku szkół na terenie gminy.
– Brałem udział w finansowanych ze środków Funduszu Inicjatyw Obywatelskich szkoleniach dotyczących spółdzielni socjalnych. Przyszło mi do głowy, że spółdzielnię socjalną mogą utworzyć osoby zajmujące się obsługą szkół na terenie gminy. Spółdzielnia socjalna Przystań została utworzona przez samorząd i jednostkę Ochotniczej Straży Pożarnej w Kwapienicach, dzięki czemu pracujący tam mają mocne gwarancje stałego zatrudnienia – wspomina burmistrz w rozmowie z redakcją ekonomiaspoleczna.pl.
Wprawdzie dostarczane przez spółdzielnie obiady w szkolnych stołówkach podrożały, ale cena sześciu złotych za pełnowartościowy posiłek pozostaje w zasięgu rodziców, uważa Gabzdyl. Głównym celem utworzenia spółdzielni było zresztą nie tyle utrzymanie bardzo niskich cen za obiady, ile zagwarantowanie godziwego zatrudnienia. I ten cel został zrealizowany.
W spółdzielni pracuje 18 osób. – Wśród personelu naszych szkół było kilka osób, które przeszły na emeryturę lub z innych powodów nie chciały przystąpić do spółdzielni. Wszyscy chętni zostali członkami – mówi burmistrz Gabzdyl.
Praca w spółdzielni daje szanse na lepsze wynagrodzenie oraz pomaga podnosić kwalifikacje zawodowe członków. Pracownicy spółdzielni nie tylko gotują obiady, ale również prowadzą przedsiębiorstwo, zajmują się zamówieniami, dokumentami, planowaniem – nowa sytuacja wymusiła nowy podział ról i pozwoliła nabrać pewności siebie.
Poza gotowaniem i sprzątaniem w szkołach spółdzielnia świadczy również usługi cateringowe na zewnątrz (między innymi dostarcza obiady do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej). Spółdzielcy planują także utworzenie gospodarstwa agroturystycznego w jednym z budynków OSP. Będzie to w pewnym sensie kontynuacja pomysłu, który pojawił się gdzieś na samym początku szkoleń z FIO, by biznes społeczny w Raciechowicach oprzeć o lokalne rolnictwo. Już teraz zresztą spółdzielnia socjalna się w pewnym stopniu tym zajmuje.
– Nasze przedsiębiorstwo społeczne kupuje wiele produktów od okolicznych rolników – jest to i tańsze, i zdrowsze, i lepsze dla lokalnej ekonomii – podkreśla burmistrz Gabzdyl.
Jedzenie zamiast śmieci
Właśnie kwestie lokalnego rolnictwa i dobrej jakości jedzenia były kluczowe dla osób, które założyły przedsiębiorstwo społeczne zajmujące się cateringiem w 18 szkołach Wschodniego Kentu w Wielkiej Brytanii. Whole School Meals działa od 2005 roku i jest spółką należącą w 75% do 18 szkół hrabstwa a w pozostałej części do kilku osób prywatnych, pracujących społecznie jako zarząd.
Celem przedsiębiorstwa jest dostarczanie pełnowartościowych, zdrowych posiłków za niewygórowaną cenę do szkół na terenie hrabstwa. Obecnie spółka świadczy usługi dla 24 placówek. Jak w rozmowie z ekonomiaspoleczna.pl podkreśla członkini zarządu Stephanie Hayman, ceny za obiady w Whole School Meals są nieco poniżej średniej dla całego kraju.
Jednak i tu nie chodzi przede wszystkim o cenę. Hayman zapytana o największy sukces przedsiębiorstwa mówi: – Najważniejsze było dla nas przejęcie społecznej kontroli nad lokalną usługą, tak ważną dla dobrostanu naszych dzieci. Udało nam się osiągnąć finansową stabilność i jednocześnie dostarczać wysokiej jakości świeże jedzenie, pozyskiwane głównie od lokalnych, niezależnych producentów. Nasze dzieci są obecnie żywione, a nie – tak jak to było wcześniej – napychane śmieciowym jedzeniem.
Społeczna własność gwarantem społecznych korzyści
Cały swój zysk Whole School Meals reinwestuje w lokalne cele społeczne związane ze zdrowiem, edukacją i wychowaniem. Organizowane są między innymi spotkania dla mieszkańców oraz „szkoła zdrowego jedzenia”.
– Jedzenie dostarczane przez komercyjnych przedsiębiorców było naprawdę niskiej jakości. Sytuacja poprawiła się nieco, gdy rząd kilka lat temu wprowadził nowe standardy żywienia w szkołach. Jednak jedynie przedsiębiorstwo społeczne zarządzane przez lokalną wspólnotę daje gwarancję najwyższej jakości – jest przecież własnością ludzi, którzy są również odbiorcami usług – mówi Hayman.
Na to, jak istotna jest wysoka jakość żywienia w szkołach zwraca od kilku lat uwagę Jamie Olivier – brytyjska gwiazda programów kulinarnych i przedsiębiorca społeczny zmieniający nawyki żywieniowe Brytyjczyków. Olivier pokazuje, że edukacja dotycząca żywienia jest bardzo ważnym elementem wychowania oraz ma kluczowe znaczenie w profilaktyce zdrowotnej społeczeństwa.
Brytyjski kucharz-społecznik pokazuje na przykład, że aż 10% środków wydawanych na służbę zdrowia w Wielkiej Brytanii przeznaczanych jest na leczenie cukrzycy i jej komplikacji – choroba ta jest zaś bardzo często wynikiem niewłaściwej diety. Społeczeństwa zwyczajnie nie stać na rezygnację z wartościowych, dostępnych dla wszystkich codziennych posiłków – dowodzi Olivier.
Niestety w Polsce władze samorządowe niektórych miast szukając oszczędności zdają się nie zauważać tej szerszej perspektywy. Rodzice uczniów już zwarli szyki i na kilku posiedzeniach rad dzielnic w Warszawie (a wcześniej m.in. na radzie Krakowa) mocno zaprotestowali przeciwko rezygnowaniu ze stołówek. Z kolei kucharki zakładają związki zawodowe, by bronić swoich miejsc pracy.
Być może warto pójść dalej i przyjrzeć się polskim i zagranicznym rozwiązaniom, które są dowodem na to, że gdy w grę wchodzi biznes społeczny (a nie ten nastawiony przede wszystkim na zysk) odciążenie budżetu samorządu nie musi wiązać się ze spadkiem zatrudnienia, gwałtownymi podwyżkami i pogorszeniem jakości świadczonych usług.
Źródło: ekonomiaspoleczna.pl