Bartłomiej Piotrowski zawsze chciał mieć ksywkę. Przylgnął do niego reklamowy Świstak. Zamiast zawijać sreberka, woli „grać w życie”. Człowiek od budowania społeczności. Wulkan energii, postać nietuzinkowa.
Świstak nie ogląda się na opinie innych. Uważa się za aktywistę i patriotę lokalnego. Twórczy, uśmiechnięty i zaangażowany we wszystko, co robi. Kreuje, pomaga innym tworzyć innowacyjne rozwiązania i wprowadzać je na rynek. Łączy nieintegrowalne światy biznesu, organizacji pozarządowych, nauki i miasta. Biją od niego szczerość i sympatia.
– Kiedy zaczynałem rozwijać swój biznes, dowiedziałem się, że jest osoba, która zna mnóstwo ludzi w Krakowie i że warto ją poznać – mówi Amadeusz Ley, członek zarządu Alfa TEAM, wspólnik Świstaka przy startupuj.pl i przyjaciel. – Okazało się, że oprócz biznesu łączy nas tzw. wspólnota charakterów. Bartek jest autentyczny w tym, co robi i szybko zjednuje sobie ludzi. Może to działać w drugą stronę, nie wszyscy zaakceptują to, co robi – dodaje.
Życie – game start
Tuż po szkole średniej Świstak zdecydował, że pójdzie na informatykę z przedsiębiorczością. – Rodzice wiele razy zadawali mi pytania, czy to dobry wybór. Ja tępo odpowiadałem, że tak – śmieje się. – Miałem wyobrażenie, że gdy skończę informatykę, to będę pisał scenariusze gier. Zrobił licencjat na tym kierunku. Potem przeniósł się na psychologię, którą jednak po dwóch latach porzucił. Edukację dokończył jako magister ekonomii o specjalności doradztwo personalne.
Przez jakiś czas zajmował cię coachingiem, który według niego ma ścisłą definicję: zadawanie pytań klientom, coach powinien być jak „kartka papieru”. Zgodnie z tym założeniem, nie chciał naprowadzać rozmówcy na rozwiązanie. W coachingu chodzi przecież o to, żeby klient sam dotarł do celu. Potem stwierdził, że lepiej się odnajduje w mentoringu, doradztwie, gdzie ma szansę zawodowo „podpowiadać” innym. Dzięki kilkuletniej współpracy z biznesem i doświadczeniu w pracy z różnymi projektami czuje się na siłach, żeby podsyłać ludziom gotowe rozwiązania.
– Bycie za fasadą pytań jest dla mnie wyzwaniem. Poza tym klient nie zawsze może sam wymyślić innowacyjny projekt, często dzieje się to kosztem czasu i większego wysiłku – mówi. Sam korzystał z porad kilku mentorów. Jednym z autorytetów jest dla Świstaka jego ojciec, Andrzej Piotrowski oraz Piotr Śliwiński.
Dzika wiewiórka
– Rozwój to wytyczanie kierunku, w którym statek ma płynąć – tłumaczy mentor. – To proces, który trwa w czasie.
Jak się rozwijać? Zdaniem Świstaka nie ma na to jednej recepty. Statek płynie do portu, może zmieniać kierunki, ale ten port wciąż jest. U Bartka portem jest pomaganie ludziom, a jego statek przepływał przez kierunki studiów, akcje społeczne, organizacje, innych ludzi. Podróż zależy od wielu rzeczy. Nie da się przebyć drogi na skróty. Z tego powodu Świstak nie jest zwolennikiem NLP [neurolingwistyczne programowanie].
– Gadanie w stylu: „Przeczytasz tę książkę i po tygodniu jesteś innym człowiekiem”, jest wątpliwe etycznie. Skojarzenie, jakie mi przychodzi do głowy, to: skuteczne, ale niebezpieczne. Po czymś takim człowiek przez tydzień chodzi napalony jak dzika wiewiórka, zmieniłby świat, a potem zazwyczaj wraca do siebie. Nie twierdzę, że nie ma w tym plusów, ale to nie moja bajka – dodaje.
Różańcowy biznes
Lekcje przedsiębiorczości w szkole. Nauka pisania CV, wypełnianie PIT-a. I… wbijanie do głowy, że praca na etacie jest szczytem osiągnięć. – Nie dość, że szkoła zabija kreatywność, to kształci etatowców. Potem ludzie idą do pracy do korporacji, która często niszczy pasję i chęć pomocy innym. Wmawia się im, że praca w korporacji czy firmie jest super, bo to stały, pewny dochód i odprowadzane składki – mówi Świstak.
Zdaniem trenera potrzebne są zmiany. Lekcje przedsiębiorczości mogłyby wyglądać inaczej. – Podstawą jest stworzenie modelu biznesowego, który jest rodzajem uproszczonej wizji firmy czy organizacji, czymś w stylu biznesplanu – tłumaczy Świstak. – Pozwoli to na szybkie i sprawne wyznaczenie celów, odnalezienie zasobów i stanowi podstawę rozmów z inwestorami – wylicza. Modele biznesowe można zastosować nie tylko w biznesie, ale i środowisku pozarządowym, kółku różańcowym, start-upie, itd.
Grantoza
Co się dzieje, gdy w organizacji nie ma pieniędzy? Są dwie odpowiedzi: kilku zapaleńców wypruwa sobie żyły, żeby działać albo panuje grantoza. To ostatnie równa się życiu od grantu do grantu, wszystko zapisane równiutko w tabelkach. Organizacja musi myśleć o pieniądzach. Choćby dlatego, by uniknąć sytuacji, że Asia od finansów nie postarała się o granty, to cała organizacja leży.
Z NGO nie jest jednak tak źle. Biznes może uczyć się od organizacji tworzenia świetnych akcji marketingowych, społecznych virali, dużo lepszej reklamy przygotowywanej bez pieniędzy lub bardzo niskim kosztem.
Ja tobie, ty mnie
Pomoc innym? Tak, ale nie za wszelką cenę. – Moim celem jest służenie innym, ale nie poświęcanie się. Nie będę udawał Chrystusa, skoro nim nie jestem – mówi Świstak. – Najsilniejszym pomostem między ludźmi jest współpraca.
Świstak założył TEAM po to, żeby łączyć przedsiębiorców, pytać o ich potrzeby i na nie odpowiadać. Podobne założenie przyświeca Fundacji Kraków Miastem Start-upów i inicjatywie startupuj.pl. TEAM opiera się na networkingu i rozwoju członków z różnych branż. Polecanie znajomych? – Gdy ktoś komuś załatwia pracę w urzędzie, nie może to budzić dobrych skojarzeń. Zupełnie czym innym jest dostać kontakt do kogoś, kto potencjalnie kupi twoją usługę – przekonuje Świstak.
– Poznałam Bartka osiem miesięcy temu na spotkaniu klubu TEAM – opowiada Paulina Galińska, wspólniczka przy startupuj.pl i coach Fundacji KMS. – Chciałam działać w obszarze start-upów w Krakowie. Świstak to dobry partner do współpracy, potrafi budować zaufanie i bardzo dużo daje innym. Poza tym dysponuje szeroką wiedzą merytoryczną, którą chętnie się dzieli – dodaje.
Kluczowym celem wspólników jest edukacja w zakresie potrzeb grupy docelowej start-upu, oszczędność biznesu już w fazie testowania. Ważne jest zbadanie, czy produkt rzeczywiście przyda się ludziom i jak można go rozpowszechnić na podstawie wiedzy z zakresu zarządzania i marketingu. – Fundacja KMS jest zalążkiem do dyskusji z miastem i uczelniami na ten temat – mówi Amadeusz Ley.
Środowisko start-upów jest nowe i dość specyficzne, dlatego wypracowanie relacji z innymi grupami to wyzwanie. Istnieje potrzeba zapełnienia luk kompetencyjnych i stworzenia przestrzeni dla tego typu przedsiębiorczości. – Za obydwiema inicjatywami stoją praktycy, którzy prowadzą własne biznesy – mówi Paulina Galińska. – W KMS poza przedsiębiorcami działają również naukowcy i przedstawiciele kultury, dzięki czemu dialog staje się jeszcze bardziej możliwy.
Z lewej i prawej
Współpraca jest ważna szczególnie tam, gdzie ludzie mówią różnymi językami, mają inny sposób myślenia. Było to widoczne np. w trakcie akcji NIE dla ACTA, której Świstak był jednym z moderatorów. – Moim zdaniem i lewicowcy, i prawicowcy mogą się od siebie bardzo dużo nauczyć, potrzebne im wzajemne słuchanie i czerpanie od siebie – mówi.
Świstak moderował wydarzenie NIE dla ACTA na Facebooku. Na początku dołączyło do niego kilkaset osób, potem na rynek przyszło 15 tysięcy bojowników. – Przeraziło mnie to. Wcześniej miałem do czynienia z „ogarnianiem” Free Hugs, ale to wydarzenie było zupełnie inne. Musieliśmy opracować system, jak zapanować nad tak wielkim tłumem. Bardzo pomogła mi moja narzeczona, która podpowiedziała z kim nawiązać współpracę. Bez niej nie dałbym rady. – wspomina.
Przeciwnicy Nie dla ACTA mieli jeden wspólny cel: sprzeciw inwigilacji w Internecie: ACTA – Krakenowi. Wszystkim zależało na wolności słowa. To, że udało się porozumieć anarchistom, lewicowcom i narodowcom, Świstak uważa za osiągnięcie wspólnego, wielkiego celu.
Chocholi taniec
– Znam wielu świetnych ludzi i aktywistów w Krakowie. Teraz trwają intensywne ustalenia współpracy międzysektorowej. Jakiś czas temu byłem panelistą w Wojewódzkim Forum Inicjatyw Społecznych – ciągnie. – Jakieś województwo przyszło w apaszkach, inne w koszulkach. A Kraków? Rzuciłem hasło, ale nie „przycisnąłem” tematu. Było dużo fajnych ludzi z Krakowa, ale nie zaprezentowaliśmy się tak, jak mogliśmy – jako współpracująca ze sobą grupa. Biorę odpowiedzialność razem z innymi.
Podobne sytuacje mają źródło we wzajemnych roszczeniach, antypatiach, nastawieniu wobec życia. – Są dwa skrajne i niebezpieczne podejścia. Jedno z nich optuje: kraj powinien mi zapewnić to czy tamto. Drugie: jest wolny rynek, sam biorę odpowiedzialność – mówi.
Zdaniem Świstaka ani jedno, ani drugie nie jest dobre. Pierwsze zakłada brak wsparcia, zero inspiracji i roszczeniowość. Drugie – nastawienie głównie na pieniądze i materię.
– Do „wolnorynkowców” nie dotrze argument z pozapłacowymi czynnikami motywacyjnymi w pracy. On po prostu powie: „Ej, hajs, nie?!”. Człowiek z drugiej strony barykady wymruczy: „Mieszkania powinny być za darmo, a państwo ma mnie wychowywać”. A ja czytam i Fromma, i Rothbarda, i obaj mają dla mnie wartość i sens. Wielu ludzi ciężko pracuje i z trudem wiąże koniec z końcem, nie tańczmy chocholego tańca. Ja jestem gdzieś pomiędzy wolnym rynkiem a tym, żeby ludziom było dobrze – podkreśla.
Każdy z nas ma momenty słabości. – Niektórzy funkcjonują w trybie: praca, piwko, serialek – mówi. – Ważne jest jednak, aby umieć chwytać okazje. Jedne trwają dobę, inne dłużej. Żeby je zobaczyć, trzeba znać siebie. Gdyby nie moja narzeczona Alicja, dużo więcej grałbym w gry i marnowałbym czas – śmieje się.