Nie tylko sektor pozarządowy potrafi przygotować kampanię społeczną. O wiele więcej tego typu inicjatyw, często lepszych, niż te profesjonalne, powstaje w wyniku kreatywności amatorskich twórców.
Social media otworzyły milionom ludzi drogę do dzielenia się każdym wycinkiem codziennego życia. Obiad z rodziną, spacer z psem, zakupy, kawa z przyjaciółmi, wyjście na koncert - każda okazja jest dobra, żeby wrzucić zdjęcie na Instagrama albo Facebooka. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele osób może nas dzięki temu zlokalizować dosłownie w kilka minut, a przeglądając nasz profil, dowiedzieć się o nas wielu rzeczy, którymi niekoniecznie chcielibyśmy dzielić się z obcymi.
Ale słowa to tylko słowa - w sieci są tysiące artykułów dotyczących bezpieczeństwa prywatnych danych. Spójrzcie na ten materiał wideo, który debiutując kilka dni temu staje się powoli małym viralem:
Przerażające, prawda? Okazuje się, że mając dostęp do kilku aplikacji możemy śledzić ludzi nawet bez odznaki NSA. - Wszystko, co znaleźliśmy o tych osobach, było dostępne na ich publicznych profilach. Wystarczyło nam 5 minut przeglądania zdjęć na Instagramie (który, jeśli odpowiednio nie zmienimy ustawień aplikacji i nie wyłączymy lokalizowania GPS, dodaje do nich lokalizację), by znaleźć osobę, która znajdowała się, w niektórych przypadkach, nawet kilkanaście metrów od nas - mówi Tomek Fedoruk, który wraz z Rafałem Jarząbkiem tworzy kanał „Z dobrym słowem”. - Chwila na przejrzenie profilu i mieliśmy już spory zasób prywatnych informacji o tych osobach. Niektóre osoby udostępniały na Instagramie również swoje nazwisko, co pozwalało nam wyszukać je na Facebooku. Tam dostępne były dane o obecnej pracy, związkach, rodzinie - tłumaczy.
Trzeba przyznać, że twórcy kanału zwracają uwagę na ważne problemy, a ich podejście do tematu jest nierzadko lepsze niż w profesjonalnych kampaniach społecznych, jakie możemy oglądać w spotach telewizyjnych. - Chcieliśmy zwrócić tym materiałem uwagę na problem, który staje się coraz bardziej istotny. Informacje agregowane w sieci, nawet za naszą zgodą, nie znikną z internetu, a przecież mogą być wykorzystane również w sposób negatywny - wyjaśnia Fedoruk.
Zagraniczni twórcy od dawna zajmują się podobnymi inicjatywami, a na YouTube znaleźć można mnóstwo filmów prezentujących chociażby eksperymenty społeczne, jakże ciekawsze od ustawianych i reżyserowanych scen, jakie znamy z telewizyjnych spotów. Poniżej przykład świetnego doświadczenia dotyczącego przemocy w miejscu publicznym:
Eksperyment ten jest o tyle ciekawy, że świetnie pokazuje, jak działają tzw. podwójne standardy - kiedy to mężczyzna jest agresorem, ludzie reagują natychmiast. W przypadku sytuacji odwrotnej, obserwujemy jedynie ignorancję lub pobłażliwe uśmiechy, czy wręcz wyśmiewanie się z całego zajścia. To problem rzadko poruszany gdziekolwiek, poza YouTubem.
Sporo tego typu materiałów, szczególnie w USA, skupia się wokół problemu bezdomnych. Tutaj możemy np. obserwować - poza jednym wyjątkiem - ludzi, których ego jest zdecydowanie za wysokie, by mogli normalnie funkcjonować w społeczeństwie:
Przykłady działań można mnożyć. Niezwykle poruszający jest film - dosyć mocno dewastujący emocjonalnie - w którym taksówkarze wykazują się niezwykłą empatią w stosunku do człowieka chcącego odebrać sobie życie:
Tutaj, natomiast, okazuje się, że bezwarunkową pomoc najszybciej możemy otrzymać od tych, którzy sami jej potrzebują:
YouTube jest kopalnią, jeśli chodzi o tego typu inicjatywy. Eksperymenty społeczne z powodzeniem można przypisać do kategorii kampanii, ponieważ zasięgi tych materiałów są tak ogromne, że przebijają większość tworzonych przez organizacje pozarządowe spotów.
Pytanie brzmi, czy warto zatrudniać znanych aktorów, statystów i profesjonalne ekipy filmowe, skoro wystarczy wyjść na ulice i pokazać te same zachowania w sposób naturalny… a resztę zrobią sami Internauci. Bo przykłady powyżej są najlepszym dowodem na to, że jedyną skuteczną metodą dotarcia do społeczeństwa jest samo społeczeństwo.
Źródło: Technologie.ngo.pl