MAKOWSKI: Wciąż nie istnieje żaden spójny system nadzoru nad organizacjami. Zamiast tego rozmaite mechanizmy nadzorcze są rozproszone pomiędzy różne instytucje. W efekcie nadzór w polskim systemie ma charakter represyjny i interwencyjny.
Ostatni raz poważniejsza debata na temat nadzoru nad organizacjami pozarządowymi odbyła się chyba pięć lat temu, gdy Forum Darczyńców zorganizowało cykl seminariów na temat problemów fundacji. Rozmawiano wówczas także o kwestii nadzoru. Od tamtego czasu niewiele się zmieniło.
Brakuje idei
Nadzór nad organizacjami – sprawowany przez państwo – jest rozproszony pomiędzy bardzo wiele instytucji. Fundacje są tego dobrym przykładem: nadzór nad nimi sprawują ministrowie, starostowie, urzędy skarbowe, Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej w przypadku organizacji pożytku publicznego, no i przede wszystkim sądy rejestrowe. Dodatkowo działa cała paleta instytucji kontrolnych: Najwyższa Izba Kontroli, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Centralne Biuro Antykorupcyjne, Urząd Skarbowy… Wiele organizacji korzysta też ze środków unijnych, więc podlega doraźnym kontrolom ze strony podmiotów dystrybuujących fundusze. Stowarzyszenia podlegają pod jeszcze inny typ nadzoru, organizacje kościelne są kontrolowane inaczej, a spółdzielnie socjalne w jeszcze inny sposób. W tym całym zbiorze mechanizmów nadzoru i kontroli brakuje jakiejś myśli przewodniej i sensownego podziału kompetencji.
W efekcie zdarza się, że organizacje są kontrolowane niemal jednocześnie przez wiele instytucji na raz. W moim poprzednim miejscu pracy zdarzył się rok, w którym niemal co miesiąc odwiedzała nas kontrola, a czasami mieliśmy po trzy kontrole jednocześnie.
Przyczynkarstwo i cyzelowanie
Czy zatem nadzoru nad organizacjami jest za dużo? Licząc „na „sztuki”, jest go bardzo dużo. Co nie przekłada się na efektywność rozumianą jako poprawę działania organizacji, bo to wszystko jest niepoukładane. To nie jest system. I tego systemu od lat się nie tworzy. Co najwyżej mamy do czynienia z cyzelowaniem. A to coś napiszemy w Ustawie o stowarzyszeniach, a to wybuchnie afera, więc dokręcimy śrubę fundacjom, a w kolejnym dniu, kiedy coś się wydarzy w obszarze działalności pożytku publicznego, to znowelizujemy trochę ustawę o pożytku. Wszystko to jest przyczynkarskie.
Dotyczy to także praktyki, gdyż rozwiązania nadzorcze, które istnieją, są dziurawe. Ministrowie właściwie nie wykonują swoich obowiązków nadzorczych wobec fundacji. Przyjmują sprawozdania i wrzucają je do szuflady. Nie kontrolują nawet, czy wszystkie podległe im fundacje dopełniły tej formalności.
Łapać złodzieja
Wszystko to oczywiście ma szerszy kontekst, jakim jest ogólny brak filozofii nadzoru. Bardzo lubię brytyjską koncepcję Charity Commission, a więc zewnętrznego, niezależnego ciała, tworzonego przez parlament i posiadającego dużą niezależność, którego zadaniem jest właśnie sprawowanie całościowego nadzoru nad organizacjami. Nie chodzi jednak tylko o całościowość tego podejścia, ale także o to, że filozofia działania Charity Commission rozumie, że organizacje co do zasady są podmiotami służącymi pożytkowi publicznemu. A skoro tak, to nie chodzi o to, żeby łapać złodzieja, ale o to, żeby pomagać im tego pożytku publicznego rzeczywiście przysparzać.
Wynikają z tego konkretne konsekwencje praktyczne. Podstawowym celem nadzoru sprawowanego w Wielkiej Brytanii jest to, aby działania organizacji poprawiać, korygować, aby pracować ze środowiskiem. W Polsce zaś nadzór ma charakter – zarówno na poziomie praktyki, jak i filozofii – przede wszystkim represyjny. To, że w ogóle istnieje, objawia się wtedy, kiedy zdarzy się tragedia, wybuchnie afera, ktoś coś zdefrauduje. Nie dotyczy to jedynie organizacji, ale są one na to szczególnie czułe, bo często pracujący tam ludzie nie mają takich kompetencji, żeby reagować na takie czynności nadzorcze. Swoją drogą, ciekawe jest to, że organizacje często zamiast poddawać się nadzorowi – są niejako zmuszone, żeby się przed nim „bronić”
Nadzór społeczny nie działa
Brakuje również dobrej praktyki nadzoru wewnętrznego w organizacjach oraz tradycji nadzoru społecznego. Mam wrażenie, że ludziom nie chce się – na przykład przed przekazaniem darowizny czy 1% – zajrzeć do sprawozdań organizacji, do których kierują pieniądze. A organizacjom też często nie zależy, żeby ludzie zaglądali do ich sprawozdań. Przygotowują je w sposób nieczytelny dla obywatela, nie wyrabiają praktyki informowania o swojej działalności w sposób, który będzie możliwy do skontrolowania. W efekcie ta miękka, ale istotna formuła nadzoru, jaką jest nadzór społeczny, też działa średnio.
Póki co brakuje więc woli politycznej i potencjału na wprowadzenie całościowego modelu – na przykład opartego o doświadczenia brytyjskie. Ale powinno się dokonać przynajmniej solidnej rewizji wszystkich mechanizmów obecnie funkcjonujących. To zadanie dla rządu, które jest możliwe do wykonania. Priorytetem powinna być likwidacja obecnego chaosu i nakładania się kompetencji nadzorczych i kontrolnych.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)