Na skrzyżowaniu kultur, czyli kto powinien zmywać naczynia, Japonka czy Gruzinka
Kto powinien zmywać naczynia, Japonka czy Gruzinka? Czy harmonia relacji w środowisku wielokulturowym może być uzależniona od „zjedzenia zupy”? Autorka naszego najnowszego artykułu, Ekaterine Lemonjava pisze o integracji i dzieli się między innymi swoim doświadczeniem. Poznacie historię gruzińskich piekarni oraz dowiecie się, czy w Kamerunie na ulicy chodzą lwy?
W Toruniu mieszka około 6300 osób ponad siedemdziesięciu narodowości z prawem pobytu czasowego lub długoterminowego. Wielu z nich przyjechało do pracy lub na studia. Jak ważna jest przynależność do jakiejkolwiek grupy etniczno-kulturowej dla samoidentyfikacji? Czy ludzie o różnych, często bardzo różnych normach, wychowani w odmiennych tradycjach mogą ze sobą współistnieć i współpracować? Czy konieczne jest zrozumienie kulturowego tła różnych grup, aby żyć obok siebie i kiedy zaczyna się konflikt kultur? Co oznacza czas kulturowy?
To tylko niektóre z pytań, które często pojawiają się przy analizie współistnienia różnych kultur. Celem tego artykułu nie jest badanie barier, problemów i wyzwań powstających w kontaktach międzykulturowych, lecz pokazanie na konkretnych przykładach, jak różne mogą być kultury.
„Sałatka grubo posiekana”
Kilka miesięcy temu zadzwoniła do mnie nieznajoma, przedstawiła się jako Lali T-shvili, rozmawiała ze mną po polsku i poprosiła, żebym nauczyła ją gruzińskiego. Kiedy zapytałam ją, dlaczego zdecydowała się uczyć gruzińskiego (każdy, kto chce się uczyć języka obcego, ma odpowiedź na to bezsensowne pytanie), odpowiedziała, że jej ojciec jest Gruzinem. Ponieważ nigdy nie mieszkała w Gruzji ani nawet jej nie odwiedziła, jej ojciec nigdy nie rozmawiał z nią po gruzińsku, więc nie czuła związku z kulturą gruzińską. Po ukończeniu dwudziestego roku życia zmieniła jednak podejście do swojej tożsamości, zaczęła studiować historię Gruzji, a w wieku dwudziestu dwóch lat postanowiła nauczyć się języka, aby dodać bardzo ważny element werbalny, wiążący ją z jej pochodzeniem.
Mniej więcej na czwartej lub piątej lekcji dowiedziałam się, że Lali, która mówiła po polsku bez akcentu, urodziła się i mieszkała w Ukrainie, a jej rodzina przeniosła się do Polski po wojnie w Donbasie w 2014 roku. Miała wtedy trzynaście lat. Uczyłam Lali gruzińskiego przez trzy miesiące, potem wyjechała do pracy do Niemiec. Codziennie będzie czytała na głos gruzińskie teksty, żeby nie zapomnieć języka – tak ustaliłyśmy na ostatnim spotkaniu.
Na określenie procesu asymilacji, czyli utraty własnej kultury na rzecz innych kultur, kulturoznawcy posługują się metaforą „tygla ” w przeciwieństwie do „grubo posiekanej sałatki”, która z kolei jest metaforą współistnienia wielu kultur.
Przykład Lali pokazuje, że nawet jeżeli zmiana norm kulturowych jest głęboka, to jednak głębsze jest poczucie przynależności do własnej grupy etnicznej i co za tym idzie do jej reguł społecznych.
Co się dzieje, gdy piekarz wypieka chleb?
– Kiedy wypiekam chleb, rozmawiam z moimi zmarłymi przodkami – opowiada mi gruziński piekarz David Shaishmelashvili.
Trzecią co do wielkości grupą migrantów, która przyjechała do pracy do Polski są obywatele Gruzji. W ciągu ostatnich sześciu lat w wielu polskich miastach i miasteczkach otwarto gruzińskie piekarnie i działają one z powodzeniem.
David wybudował piece w około 56 gruzińskich piekarniach w różnych miastach Polski. W ciągu ostatnich trzech lat zbudował dwa piece w Toruniu. Jeden – dla gruzińskiej piekarni otwartej przez polskiego biznesmena, gdzie David pracował około roku, a drugi, później, we własnej piekarni.
Przyjechał z rodziną z Gruzji, gdzie zastawili własny dom, żeby zapłacić trzy tysiące dolarów gruzińskiemu pośrednikowi w zamian za znalezienie pracy w Polsce. Pośrednik zostawił Davida z rodziną na Dworcu Centralnym w Warszawie i zniknął z gotówką. Na dworcu przypadkowo spotkali właściciela ormiańskiej restauracji, który dał im tymczasową pracę w swojej firmie.
W ciągu ostatnich kilku lat rodzina zmieniała pracę pięć razy, w międzyczasie dodatkowo David budował piece. „Bo piekarnia to moja praca, którą kocham, buduję piece i jestem też piekarzem. Moja prababcia też była piekarką, mój ojciec też” – mówi.
Choć David mieszka w Polsce od ponad pięciu lat, nie mówi płynnie po polsku, używa wszystkich słów w mianowniku. Ze wszystkimi w Toruniu rozmawia przyjaźnie i z uśmiechem charakterystycznym dla jego regionu w Gruzji. Nieznajomość języka nie stanowi bariery w relacjach z miejscowymi, wszyscy rozumieją, co mówi i on też rozumie wszystkich.
„Uwierz mi, języki zostały stworzone tylko do poezji, a nie do codziennych, rutynowych dialogów, mówię to na swoim przykładzie” – śmieje się, wyjmuje chleb dwoma specjalnymi kijkami i kładzie go na brzegu pieca. Taki piec jest charakterystyczny dla wschodniej Gruzji i ma go w domu prawie każda rodzina.
Pieczenie chleba to w Kachetii (region w Gruzji) niemal rytuał. Kobiety z okolicy zbierają się i razem pieką chleb w jednym piecu, na stole zawsze stoi lampka wina, ser i kiszone ogórki. Pierwszy upieczony chleb zostanie rzucony psom lub ptakom. Przy pieczeniu chleba kobiety bawią się, piją wino, śpiewają, żartują i opowiadają różne historie.
„Czy wiesz, dlaczego ludzie zbierają się razem do pieczenia chleba? Bo od niepamiętnych czasów wierzono, że zapach chleba dociera do naszych zmarłych i jest to pewien rytuał. Dla Gruzina pieczenie chleba jest tak samo ważne jak robienie wina. Uprawa pszenicy ma tak samo duże znaczenie jak pielęgnacja winnic. Tutaj, w obcym kraju, za każdym razem, gdy chleb się piecze i wydziela aromat, myślę sobie, że moi przodkowie to czują. Spełniam tak jakby swój obowiązek w stosunku do nich – mówi mi David.
W „grubo posiekanej sałatce” kultury zachowują własne normy, kontekst społeczny, różne unikalne role, ale też płynnie integrują się z nową kulturą.
Na skrzyżowaniu kultur, czyli kto będzie zmywać naczynia, Japonka czy Gruzinka?
Czy tak niewinna czynność, jak zmywanie naczyń może przekraczać normy kulturowe i stać się źródłem konfliktu?
Kiedyś zaprosiłam do domu członkinie mojej grupy językowej na spróbowanie gruzińskich potraw. Uczyłyśmy się razem polskiego na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika. Gościły u mnie Peruwianka, Niemka, Ukrainka i Japonka Yumiko. Bawiłyśmy się dobrze i po kilku godzinach dziewczyny się rozeszły. Została tylko Yumiko, która chciała koniecznie mi pomóc w sprzątaniu. Tak więc zebrałyśmy wszystko ze stołu, posprzątałyśmy kuchnię, ale jeśli chodzi o zmywanie naczyń, postanowiłam sama je umyć. Jako gospodyni nie mogłam pozwolić, żeby Yumiko zmywała naczynia, będąc u mnie w gościnie. W Gruzji wszystko dzieje się wokół gościa, gościa uważa się za dar od Boga, gość więc zwykle tylko siedzi, tylko je, tylko odpoczywa.
Z kolei według Yumiko to ona jako Japonka czuła się zobowiązana do zmywania naczyń, ponieważ wszyscy w Japonii myją i sprzątają po sobie i nie ma znaczenia, gdzie to się dzieje, czy na stadionie z stu tysiącami osób po meczu piłkarskim, czy u mnie w kuchni po naszym pięcioosobowym spotkaniu.
Krótko mówiąc, obydwie miałyśmy bardzo ważne argumenty na poparcie swojego zdania. Już po chwili zaczęłyśmy się śmiać z tej sytuacji i koniec końców zgodziłyśmy się, że jedna będzie zmywała naczynia, a druga je suszyła.
Mój czas, twój czas, nasz czas
Kierując się własnymi zasadami kulturowymi, często uważamy, że są one wyjątkowe, najbardziej poprawne i jedyne prawdziwe. Światopogląd i postawy społeczne są determinowane przez normy i tradycje, w jakich się wychowaliśmy. Przeprowadzając się do innego kraju, przez bardzo długi czas (niekiedy kilkadziesiąt lat) patrzymy i dyskutujemy o wszystkim, co dzieje się wokół nas poprzez pryzmat własnych reguł kulturowych.
Ponieważ pracuję ze studentami zagranicznymi, u nich najlepiej to zauważam. Początkowa euforia związana z rozpoczęciem nowego, samodzielnego życia szybko zostaje zastąpiona porównaniami m.in. pogody, wody, jedzenia, zachowań ludzi. Różnice w tej ostatniej kwestii są szczególnie zauważalne, gdy osoby te pochodzą z krajów kultury kolektywistycznej, gdzie bardzo ważne jest zespołowe współistnienie ludzi. Takie kraje charakteryzują się powiązaniami opartymi na relacjach osobistych.
Dlatego też, gdy student z Rwandy czy Etiopii chce pomocy w wyjaśnieniu sprawy związanej z Uniwersytetem, zawsze zaczyna wymianę wiadomości kurtuazyjnym pytaniem. To znaczy pisze: „Cześć, jak się masz?”. Jeśli nie dostanie odpowiedzi, że wszystko w porządku i sam nie usłyszy takiego samego pytania, to nie zacznie rozmawiać o interesach, nawet jeżeli sprawa jest pilna. W ich kulturze przestrzeganie zasad współżycia międzyludzkiego ma ogromne znaczenie.
Tam czas jest również rozpatrywany inaczej i nie składa się z różnych etapów. Czas jest jeden, płynny jak rzeka. Dlatego jeśli ktoś spóźnił się na spotkanie biznesowe, na które czekał od kilku tygodni, bo zagadał się po drodze ze znajomym, to nic nie szkodzi, spokojnie poczeka jeszcze kilka tygodni na termin następnego spotkania. Na jednym ze spotkań integracyjnych, na których byli studenci różnych narodowości Rwandyjka Sandrin powiedziała, że przeznaczony na to spotkanie czas ma dla niej charakter symboliczny i nie ma żadnego związku z zegarem. Na pytanie Włocha Marco „Czyli jak idziesz, przykładowo, na rozmowę o pracę, to też nie jesteś punktualna?”, Sandrin odpowiedziała, że nie.
Takie podejście do czasu w oczywisty sposób uniemożliwia studentom z zagranicy podjęcie pracy w Polsce. Przed pandemią, kiedy dzwoniłam do agencji, aby pomóc im w znalezieniu pracy, prawie we wszystkich otrzymałam odpowiedź, że nie pracują już z zagranicznymi studentami, dlatego że praca z nimi jest zawsze problematyczna.
Gerard Hofstede był pierwszym badaczem kultury, który zwrócił uwagę na znaczenie różnic kulturowych w procesie pracy. Przebadał ponad sto tysięcy pracowników korporacji IBM w 50 krajach świata za pomocą specjalnego kwestionariusza. Pracownicy korporacji we wszystkich krajach pracowali w tym samym standardzie, w tych samych biurach, w podobnym harmonogramie i podobnych warunkach, ich szkolenie zawodowe odbywało się według tego samego programu szkoleniowego. Mieli jednak różną wydajność pracy. Okazało się, że powodem tego był różny stosunek pracowników do czasu, do odpowiedzialności osobistej i grupowej, roli kobiet i mężczyzn, co wynikało z ich własnych norm kulturowych.
Czy po twojej ulicy chodzi lew?
Jednostki lub duże grupy tworzą kategorie społeczne w oparciu o własne lub cudze doświadczenia, postawy, wiedzę i oczekiwania, które nazywamy stereotypami. Jakiś czas temu razem ze studentami zagranicznymi nakręciłam krótki film o stereotypach. Według Alida, gdy mówi rozmówcy, że jest z Kazachstanu, to zawsze słyszy pytanie, czy mieszka w jurcie i jada koninę.
Chińczyk Siao Chen powiedział, że obraża go twierdzenie, że w Chinach jedzą psie mięso, a często jest o to pytany. Jedzenie psiego mięsa jest charakterystyczne tylko dla jednej prowincji Chin i tradycja ta nie jest tolerowana w innych częściach kraju. Eko z Kamerunu jest najczęściej pytany, czy gra w piłkę nożną i czy po jego ulicy chodzą lwy. Kongijczyk Tiano mówi, że często ludzie myślą, że Afryka to jeden kraj, a Kongo to jeden z jego regionów, no i myślą, że wszyscy czarni to hiphopowcy. Według Keti z Gruzji większość Polaków uważa, że wszyscy Gruzini mówią po rosyjsku, a przedstawiciele wielu innych narodów, jeżeli w ogóle słyszeli o Gruzji, to uważają, że jest ona częścią Rosji.
W matrycach stereotypów pewne cechy charakteryzują regiony, miasta, narody, religie, uczucia, kobiety i mężczyzn, wysokich i niskich, szczupłych i grubych itp. Okazuje się, że stereotypowe klisze zauważamy częściej, gdy nas dotyczą, a rzadziej, gdy sami ich używamy. Stereotypowe kategorie są pewną jednostką oceny i nawet gdy zdajemy sobie sprawę, że myślimy stereotypowo, to nie zawsze udaje się z nich wyłamać.
Wchodzenie w czyjeś buty, czyli o tym, że czasem trzeba zjeść zupę, której nie lubisz
Kiedyś krewny rodziny zaprosił nas na uroczysty obiad w domu, który odbywał się w związku z pierwszą komunią dziecka. Byłam jedyną nie-Polką wśród gości. Oprócz mnie na obiedzie było około piętnastu osób. Kiedy usiedliśmy przy stole, stały na nim już głębokie talerze na zupę. Zupa, zupełnie niezasłużenie, zajmuje ostatnie miejsce w kuchni gruzińskiej. Gotuje się ją głównie w czasach skrajnego ubóstwa, czyli gdy nie ma nic innego do jedzenia. W jednej z gruzińskich bajek biedna rodzina wrzuca kamień do garnka i gotuje zupę z kamienia. Zupa była najbardziej popularna w Gruzji w latach 90. ubiegłego wieku, kiedy po kilku wojnach panował głęboki kryzys gospodarczy.
To znaczy zupa ma dla mnie inny kontekst kulturowy i nie ma nic wspólnego z tradycją podawania jej jako pierwszego dania do obiadu, więc jej odruchowo odmówiłam. Jednak, po reakcji innych gości zdałam sobie sprawę, że moja decyzja wywołała konsternację – wszyscy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Bardzo szybko, zanim zaczęli interpretować moją odmowę zjedzenia zupy jako jakiś niejasny protest, żeby uratować sytuację krzyknęłam: Tak, tak, dlaczego nie! Aby być bardziej przekonującą poprosiłam nawet o dokładkę.
Podobnie jak w tym przykładzie, nierzadko zdarza się, że harmonia relacji w środowisku wielokulturowym może być uzależniona od „zjedzenia zupy”. Zamiast harmonii relacja może być oparta na tolerancji, ale to już jest zupełnie inny temat.
Źródło: Fundacja Emic