Słoneczny dzień. Spaceruję po centrum Liverpoolu. Mijam ciąg indyjskich restauracji. Trochę dalej, dostrzegam namalowanego szczura – to graffiti Banksy'ego ! Niesamowite. Idę dalej. W słońcu błyszczy czerwono-złota brama do dzielnicy chińskiej. Zatrzymuję się przy imponujących ruinach gotyckiego kościoła. Postanawiam podejść i bliżej i zobaczyć, czy uda się zajrzeć do środka…
Ale najpierw pokrótce opowiem, dlaczego uważam, że Liverpool to bardzo interesujące miasto. Zobaczmy… Leży na północo-zachodnim wybrzeżu Anglii, w hrabstwie Merseyside, nad rzeką Mersey. Oficjalnie liczy 802 lata, choć jego korzenie sięgają dużo wcześniej. Liverpool doświadczył w swej bogatej historii ogromnego rozkwitu przemysłowego, a w niedawnej przeszłości powolnego upadku i najdrastyczniejszego w Wielkiej Brytanii spadku liczby ludności. Wieki temu handel niewolnikami prowadzony był tu na ogromną skalę. Przyprawiające o zawrót głowy bogactwo współistniało ze skrajnym ubóstwem.
Wiek XX to wiele smutnych kart w historii miasta. Poważnie ucierpiało w kataklizmach obu wojen światowych, po których nie wróciło do dawnej świetności. Skala bezrobocia w drugiej połowie wieku była ogromna, nastroje społeczne bardzo złe. Lata 80. – 90. to okres wychodzenia z kryzysu, do czego znacząco przyczyniły się fundusze Unii Europejskiej przyznane całemu regionowi. Dziś Liverpool jest jednym z pięciu najchętniej odwiedzanych miast w kraju i gości kilka milionów turystów rocznie. Pod względem liczby galerii i muzeów ustępuje tylko Londynowi. W mieście znajdują się trzy uniwersytety, w tym prestiżowy, założony w roku 1881 roku, University of Liverpool.
Co takiego wydarzyło się lub istnieje właśnie tu i nigdzie indziej na świecie?
W 1715 roku powstał pierwszy na świecie mokry dok, który był prawdziwą rewolucją. Odtąd statki można było bez przerwy załadowywać i rozładowywać, co znacznie przyczyniło się do szybkiego rozwoju gospodarczego miasta (ale też i innych miast świata). Przez długi czas był to jeden z najważniejszych portów. Tu żyje najstarsza społeczność chińska w Europie (z początków XIX wieku).
Liverpool był macierzystym portem dla trzech transaltlantyków, które zatonęły w ciągu trzech lat (1912 – 1915): Titanica, Lusitanii i Empress of Ireland.
Miasto posiada dwie katedry: anglikańską Liverpool Cathedral oraz katolicką Metropolitan Cathedral. Stoją one w niewielkiej odległości przy tej samej ulicy, Hope Street (ale nazwa nie pochodzi od angielskiego słowa „nadzieja”, ale od nazwiska lokalnego kupca i nosiła tę nazwę zanim katedry zostały zbudowane).
W Liverpool Philharmonic Hall gra jedna z najstarszych orkiestr na świecie – Royal Liverpool Philharmonic Orchestra (najstarsza w Wielkiej Brytanii). Zostając przy muzyce: od kilku lat miasto nosi miano światowej stolicy popu. Wyliczono, że właśnie tu powstało najwięcej hitów zajmujących pierwsze miejsce na listach przebojów. Stąd pochodzili m.in.: Billy Fury, Frankie Goes to Hollywood, Elvis Costello, Mel C, Atomic Kitten, no i oczywiście Beatlesi.
Liverpool to także jeden z najbardziej utytułowanych europejskich klubów piłkarskich (FC Liverpool), który powstał w 1892 roku i mieści się na słynnym stadionie Anfield. Stadion ten początkowo wykorzystywany był drugi uznany klub: Everton FC. Kibice Liverpool FC wpisali się do Księgi Rekordów Guinnessa jako najgłośniejsi na świecie.
Zaledwie wspomnę o tym, że tu właśnie mieści się największe w Europie centrum handlowo-turystyczne: Liverpool One (otwarte pod koniec 2008 roku). Zajmuje ono powierzchnię 28 stadionów piłkarskich i mieści 160 sklepów, kawiarenek i restauracji oraz 14-salowe kino i dwa stylowe hotele, parking na 3 tys. samochodów oraz park (wartość inwestycji przekroczyła 900 mln funtów).
Kończę tę wyliczankę tytułem Europejskiej Stolicy Kultury, który Liverpool nosił przez cały 2008 rok.
A teraz zajrzyjmy wreszcie do wspomnianych na wstępie ruin kościoła. Wchodzę do małego pomieszczenia z boku budowli. W drzwiach witają mnie japońskie kotki szczęścia (maneki neko). Pomieszczenie przywodzi na myśl skoncentrowany na małej powierzchni targ staroci. Każdy dający się wykorzystać skrawek miejsca całkowicie zastawiony jest przeróżnymi przedmiotami, o których trudno stwierdzić, czym właściwie są. Z plakatu dowiaduję się, że wejście na teren ruin odbywa się na własną odpowiedzialność, co muszę potwierdzić podpisem w księdze gości. Można się zaopatrzyć w kask ochronny. Wychodząc do nawy głównej przestaję się tej procedurze dziwić. Kościół całkowicie pozbawiony jest dachu, stoją tylko zewnętrzne ściany. Nie widać żadnych rusztowań ani śladów prac konserwatorskich. Z historią dawnej świątyni można się zapoznać z kilku wyblakłych już plansz i starych zdjęć.
Kościół pod wezwaniem św. Łukasza (St Luke's Church) został zbudowany na początku XIX wieku. 5 maja 1941 roku trafiła go zrzucona przez Luftwaffe bomba zapalająca, w efekcie czego wybuchł ogromny pożar. Nie miał go kto gasić, jako że spora część miasta stała w ogniu. Spalił się dach i wyposażenie, ale ściany do dziś stoją. Wciąż wyraźnie widać ślady pożaru, a w futrynach okien dojrzeć jeszcze można odłamki szyb. Znany lokalnie jako „The Bombed Out Church” (zbombardowany kościół), a w wersji pieszczotliwej jako „Bombdie”, zajmuje szczególne miejsce w sercach i pamięci liverpoolczyków. Rada Miasta wykupiła go od Kościoła Anglii w 1968 roku i stworzyła w tym miejscu ogród (s)pokoju.
Przez chwilę byłam jedynym gościem. Dwie pozostałe osoby: sympatyczni Ambrose Reynolds i Liz Carlisle, okazały się być członkami artystyczno-muzycznej grupy Urban Strawberry Lunch (USL), która tu „zamieszkuje” (jako artyści rezydujący).
USL powstało w 1987 roku. W podstawowym składzie liczy trzy osoby, które wymyślają i budują instrumenty muzyczne praktycznie ze wszystkiego, co znajdują wokół siebie, w szczególności ze starych, zużytych lub zniszczonych przedmiotów, które poddają artystycznemu recyklingowi. W ten sposób ze starych rur kanalizacyjnych powstał saksofon, a z nogi manekina sklepowego – gitara. Inne przedziwne instrumenty powstały np. z: kół samochodowych, wielkich plastikowych beczek, zlewu kuchennego, rury od odkurzacza. Na tych instrumentach artyści tworzą swoją miejską muzykę (sami określają ją tak: „funky fresh beats, floor shakin' bass, urban melodies – we beat the funk outta junk and the crap outta scrap”). W swych działaniach łączą pasję tworzenia, sztukę alternatywną, ekologiczne podejście i społeczną rewitalizację.
CV grupy jest naprawdę imponujące. Występowali w na całym świecie, grali na przeróżnych festiwalach i imprezach (np. z Ringo Starr'em podczas wielkiego koncertu, który odbył się w ramach imprez Europejskiej Stolicy Kultury w 2008 roku). Mają na koncie wiele nagrań radiowych i telewizyjnych.
Organizują różnego rodzaju warsztaty dla szkół, firm, grup osób indywidualnych oraz wycieczki historyczne związane z St Luke's. Zrealizowali wiele projektów muzycznych i kulturalnych.
The Guardian napisał o nich: Wspaniali dźwiękowi anarchiści (Magnificent sonic anarchists), The Manchester Evening News: Najświetniejsi odpadkowi instrumentaliści (The world's finest scrap instrumentalists), a The Independent: Idealna metafora ducha odnowy (The perfect metaphor for the spirit of regeneration).
Od 2001 roku prowadzą projekty koncentrujące się wokół Bombdie, m.in. długoterminowy projekt „Lunch at St Luke's” łączący występy muzyczne i poetyckie, teatr, stare kino, taniec. Na wszystkie wydarzenia wstęp był bezpłatny. Dziś z powodu braku funduszy, odwiedzający proszeni są o datki.
Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to pytanie, jak to możliwe, że to właśnie organizacja złożona z osób na pierwszy rzut ka zupełnie postrzelonych i odjechanych, dostała we władanie szczątki tej budowli. U nas to by chyba nie przeszło! Pewnie przede wszystkim ze względów bezpieczeństwa. Jak na razie mury stoją jak stały, już z górą 60 lat, ale wymagają pilnych napraw. Rada Miasta wystąpiła o fundusze na ten cel w Heritage Lottery Fund (fundusz dziedzictwa narodowego wspomagany przez loterię narodową).
Obeszłam cały kościół i się zachwyciłam. To spokojne, przyjemne miejsce dziko porośnięte trawą i chwastami, wśród których znaleźć można resztki drewnianych i kamiennych zdobień. Tu i owdzie piętrzy się gruz. Wygląda na zaniedbane, ale tak właśnie ma być. To publiczna wspólna przestrzeń. Jednocześnie miejsce to wprost ocieka historią i symboliką.
Zgromadzone materiały przekazane zostały do państwowych archiwów i miejscowego muzeum (Liverpool Records Office, National Sound Archive, North West Sound Archive, The Museum of Liverpool Life). Nagrania wykorzystywane były podczas obchodów rocznic zniszczenia kościoła. Sukces tych dorocznych imprez był tak duży, że USL zaczęło otwierać teren Bombdie w trakcie pory obiadowej od poniedziałku do piątku oraz wieczorami i w weekendy z okazji specjalnych wydarzeń. Ta działalność historyczno-artytyczno-kulturalna ukonkretyzowała się pod postacią odrębnego projektu, który potrwa przynajmniej do końca 2009 roku.
Komentuje Liz Carlisle, dyrektorka administracyjna USL: – Planowaliśmy kontynuować naszą działalność w St Luke nawet do 2012 roku. Mamy nieformalną relację z Radą Miasta Liverpool, która jest właścicielem budynku. Mieliśmy nadzieję, że ten projekt może być początkiem bardziej formalnego prowadzonego przez miasto. Nie udało nam się jednak zdobyć funduszy na okres od kwietnia 2009 do marca 2010 roku, dlatego trudno powiedzieć, jak długo projekt będzie trwał. Na razie jest prowadzony dzięki darowiznom od organizacji, które korzystają z przestrzeni kościoła oraz osób, które nas odwiedzają. Czasem dostajemy wsparcie finansowe od małych trustów i organizacji charytatywnych. Ale te wpływy nie pokrywają wszystkich naszych kosztów. W rzeczywistości inne nasze projekty (edukacyjne, performansy) pomagają nam sfinansować naszą obecność w St Luke. Od maja 2007 roku, kiedy rozpoczęliśmy działalność, odwiedziło nas ponad 52 tys. osób! Zainteresowanie i pozytywny odzew jest ogromny. Gdyby każda osoba ofiarowała nam tylko 1 funt, nie mielibyśmy problemu, aby kontynuować projekt w przyszłości.
Mamy zapewnione podstawowe finansowanie ze strony Arts Council England [angielska rządowa rada ds. sztuki] do marca 2011 roku, kiedy to cały system udzielania wsparcia przez tę instytucję ma być przeorganizowany. Wykorzystujemy część tych pieniędzy na finansowanie naszej działalności w Bombdie, ale np. koszty wyświetlania filmów pokrywają prywatne darowizny. Staramy się o uzyskanie dofinansowania w różnych instytucjach, póki co bez efektu. Jest kryzys i sprawy się skomplikowały. Chcemy dalej prowadzić nasze projekty, ale możliwe, że będziemy musieli je okroić. Zazwyczaj po prostu robimy swoje, nawet jeśli wszystko trzyma się kupy sklejone gumą do żucia i spięte gumką!
Mam nadzieję, że ekologiczni artyści z historycznym zacięciem zostaną w Bombdie na dłużej.
Chcesz dowiedzieć się więcej i posłuchać muzyki USL? Zajrzyj tu:
fot. M. Wasilewska
Źródło: inf. własna (ngo.pl)