Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Dla afgańskich dziewczyn buduje szkołę artystyczną. Do tej pory nie mogły nawet uczyć się pisać. Teraz będą grać Mozarta, rzeźbić, tworzyć grafiki komputerowe. Katarzyna Pszczoła, wolontariuszka Polskiej Akcji Humanitarnej, w Kabulu jest już od pół roku.
W kraju, gdzie urzędnicy nie chcą nawet rozmawiać z kobietą, zdobywa pieniądze, załatwia materiał, rozlicza inżynierów. By żyć w Afganistanie, musi przestrzegać surowych islamskich obyczajów. Tęskni za kinem, spacerami i twarożkiem ze szczypiorkiem. Janina Ochojska, szefowa PAH, i Jacek Szmidt, reporter TS, odwiedzili Kasię w Kabulu.
Chciałaby pospacerować po mieście z
rozpuszczonymi włosami i uśmiechnąć się do przystojnego chłopaka. Ale w Kabulu to niemożliwe. Na lotnisko Katarzyna przyszła w luźnych spodniach i haftowanej tunice zwanej pandżabi. Tak wygląda tu strój wyzwolonej kobiety. Ale głowa musi być zakryta. Spod chusty wystaje tylko kosmyk jasnych włosów. Barwy ochronne w ortodoksyjnym kraju, gdzie mężczyźnie wolno wszystko, kobiecie prawie nic. Kasia odczuła to przed chwilą. W tłoku jakiś typ przywarł do niej całym ciałem. Spiorunowała go spojrzeniem. Oniemiał. Dawno nie spotkał kobiety, która śmie patrzeć prosto w oczy!
Propozycja misji w Kabulu, którą dostała od Janki Ochojskiej, zaskoczyła ją. Wyjechała bez żadnego doświadczenia. Jak ma tu pracować? Dzwoni do ludzi, którzy znali islamskie obyczaje. Ktoś radził: żadnych dżinsów, inny: nie wyciągaj ręki do obcych. Wymyśliła regułę przetrwania. Patrzeć i wierzyć intuicji. Nie prowokować, ale nie da się zepchnąć na margines. - Co najtrudniejsze? Zależność od mężczyzn. Kobieta nie może tu istnieć sama. Nawet jeżeli jest ministrem, a nie ma męża, opiekuje się nią ojciec lub brat. Kasia mieszka w pokoju wynajętym w ambasadzie bułgarskiej. Jednej z nielicznych, które po 20 latach walk o stolicę nie są kupą gruzu. Gdyby spała w biurze jak Paweł, szef misji, nikt by jej nie szanował. Kobieta pod jednym dachem z obcym mężczyzną to obraza boska.
Czy Allah kocha kobiety
- Chodź ze mną po chleb - prosi Kasia rano. Nie istnieje już Wydział Krzewienia Cnoty i Zapobiegania Rozpuście, strażnicy nie łapią kobiet idących ulicą. Ale obyczaje trudniej zmienić niż prawo. Wciąż można się spotkać z agresją fanatyków. Jakby Allah nie kochał kobiet. Kasia nie robi zakupów w sklepie obok biura. Właściciel jawnie gardzi klientkami. Mężczyzn obsługuje bez kolejki. Trudno to znieść. Na szczęście obok inny sprzedawca wita ją okrzykiem "Good morning... mister!"
Misja w Afganistanie to przerwa w normalnym życiu. Trzeba zapomnieć o kinie, teatrze. Do Kabulu nie dochodzi poczta ani gazety. E-mail do rodziny można wysłać tylko z hotelu na drugim końcu miasta. Zimą już koło czwartej robi się ciemno. Często wyłączają prąd. Żeby poczytać książkę, trzeba uruchomi generator. W nocy obowiązuje godzina policyjna. Z instrukcji bezpieczeństwa dla misji międzynarodowych: "Nie wychodzę po zmroku! Nie przyjmuj zaproszenia do domów. Pamiętaj, w Afganistanie jest wielu ludzi, którzy nie lubią obcych". - Im bliżej źródła strachu, tym ma on mniejsze oczy - twierdzi Kasia. Kabul wydaje jej się spokojny. Można przejść całe miasto i napotkać tylko zaciekawione spojrzenia. Ale niedawno kilku uzbrojonych Afgańczyków napadło pracowników niemieckiej organizacji medycznej. Mężczyzn obrabowali, kobiety zgwałcili. Na bazarze bomba zabiła 40 osób. - Byłam tam godzinę wcześniej - wspomina Kasia. Tej nocy też był wybuch. Potworny huk. Posypały się szyby. - To zamach na sklep - mówi nam Steave, sympatyczny oficer, na odprawie "security", którą co tydzień organizują Amerykanie. Patrz na ludzi z misji. Japończycy, Egipcjanie, Czesi. Jedni wypachnieni, w krawatach, przed budynkiem zostawili białe terenowe toyoty. Kabul to dla nich safari. Inni skromni, jak Kasia. Przyjechali pomóc. Nie izolują się, nie boją.
Chwilę po ósmej kierowca Farid przywozi ją do biura. To konieczność, sama nie może usiąść za kierownicą. Kawa, cicha muzyka z setki razy odtwarzanej kasety, >bo w radiu są tylko islamskie pieśni. Laptop, jedyny luksus w skromnym pokoju, gdzie kartonowe pudło służy za szafę na dokumenty. Katarzyna liczy tutaj każdy cent. - O, karteluszki! - cieszy się, grzebiąc w paczce z Warszawy. Przykleja żółte kwadraciki do pudła i zapisuje: "nabić butlę", "Amerykanie". Bo ważne jest i spotkanie z amerykańskimi urzędnikami, którzy obiecali dofinansować jej szkło, i kupienie gazu, bez którego wieczorem nie będzie ciepłego jedzenia.
Poszukiwana odporna na tęsknotę
Gdy we wrześniu 2001 roku znów zaczęła się tu wojna, Polska Akcja Humanitarna ogłosiła wśród uczniów w kraju akcję "Złotówka dla Afganistanu". Uzbierali 300 tysięcy. - Musieliśmy wybrać konkretny cel - mówi Ochojska. Zdecydowali odbudować szkołę artystyczną. Taką, do której po latach dyskryminacji będą mogły chodzić dziewczynki, uczyć się rysunku i zabronionego przez talibów śpiewu. Ale ktoś z PAH musiał tu pilnować prac, obcy roztrwoniliby pieniądze. - Do takiej misji potrzebni są szczególni ludzie - mówi Janka Ochojska. - Samodzielni, odporni. Kasia miała doświadczenie z Kosowa. Nie ma chłopaka, łatwiej jej było wyjechać. Ale Paweł, szef placówki, wsiadł do samolotu miesiąc po ślubie!
- Z początku dzieliliśmy się pracą - Kasia śmieje się ze swojej naiwności. Ona miała dbać o wyposażenie szkoły i o program. Paweł kierować budową. Życie pokazało, że oboje muszą się znać na wszystkim. Jej chrztem bojowym była rejestracja samochodu. Kobieta w urzędzie? Tu nie do pomyślenia! - Stałam przed referentem, a on mnie nie widział. Wyciągnęłam rękę na powitanie. Zawisła w powietrzu. Wtedy zapomniała o pokorze kobiety i zrobiła awanturę. Proszę bardzo, może szanować tradycję, chować włosy pod chustą. Ale lekceważyć się nie da, bo przyjechała tu zrobić coś konkretnego! Poskutkowało. - Ghamgin, ghamgin! - przepraszał. Tablice rejestracyjne niosła jak cenny łup.
Ale polubiła Afgańczyków. Za odporność. Za optymizm, z którego przez 25 lat wojny czerpali chęć życia- Oni wiedzą, że do nieba zawsze jest pod górkę. Kasia pokaże mi dowód tej woli przetrwania. Jedziemy do szkoły. Bo gimnazjum artystyczne, dla którego budują siedzibę, cały czas działa w ruinie na peryferiach. W sali bez okien, na jedynej ławce, czterech chłopców, chuchając w zgrabiałe dłonie, lepi z gliny popiersie mężczyzny. Jeszcze niedawno za odtwarzanie postaci człowieka nauczyciel trafiłby do więzienia, a uczniów by wychłostano. Obok trwa lekcja muzyki. Na okopconej pożarem ścianie wystawa szkiców i misternych kaligrafii. - Moja udała się tylko w połowie - 13-letni Sayed w bluzie z nadrukiem "New York" szuka angielskich słów. - Kończyłem, gdy wyłączyli światło. - Te dzieci nie wiedzą, kim był Picasso. Nie słyszały Mozarta. - Kasia rozumie, że nie wystarczy im zbudować szkołę. Muszą mieć pianina, sprzęt CD, komputery, na których poznają programy graficzne. Jak inaczej dogonią świat?
Zasada PAH jest taka: nie ingerować w życie tych, którym pomagają. Nie narzucać norm tylko dlatego, że dają pieniądze. Czasem jednak muszą stawiać warunki. Od nowego roku w szkole mają się uczyć dziewczynki. Ale czy mogą być w jednej klasie z chłopcami? Czy wystarczy pieniędzy na osobny internat? Wczoraj w nowym budynku szkoły wybuch spór o toalety. Kiedyś mieli je tylko nauczyciele. Uczniowie chodzili do szaletu na podwórku. - Dzieci też będą miały łazienki - powiedziała Kasia, patrząc w oczy dyrektorowi.
Prawo do tańca i wdzięku
Tyle razy zaciska zęby z bezradności. Co krok spotyka ludzi, którym nie może pomóc. Choćby Nasrin, nauczycielkaę ceramiki. Piękna 30-letnia kobieta opowiada, jak podczas szturmu na Kabul rakieta uderzyła w jej dom. Była w ostatnim miesiącu ciąży. Odłamki rozszarpały jej prawą rękę. W szpitalu amputowano jej dłoń. Poroniła. Kiedy wróciła do domu, okazało się, że jej córeczka nie słyszy, wybuch uszkodził ucho. Nasrin nauczyła się rysować lewą ręką. Wiosną chce wrócić do pracy. Jej dziecko mimo głuchoty śpiewa i tańczy. - Zatańcz gościom - zachęca Nasrin córeczkę. Klaszcze, dyskretnie zasłaniając protezę. Dziewczynka zalotnie unosi ręce nad głową. Pierwsze od lat pokolenie dziewcząt, które nie będą się wstydziły swojego wdzięku. - Jak myślisz - szepce nauczycielka do Kasi - czy w Polsce robią operacje, które przywracają słuch? Problem w tym, że PAH nie pomaga pojedynczym osobom. A w Kabulu jest 25 tysięcy wdów, które żebrzą i samotnie wychowują dzieci. Ściana płaczu.
W południe wszystko zamiera. To święta pora posiłku. Nic nie załatwisz, z nikim się nie spotkasz. - Może i dobrze, bo umarłabym z głodu - żartuje Kasia. Jest wegetarianką. Na pachnącej pieczoną baraniną ulicy nie ma czego szukać. Zresztą jedzenie w miecie, gdzie brakuje wody i wszystko lepi się od brudu, mogłoby się źle skończyć. Kasia ma na czarną godzinę "eski", wojskowe porcje, prezent od żołnierzy z GROM-u. Rozcinasz pakiet, wyjmujesz pudełko ze spaghetti albo fasolką. Wstawiasz do plastikowej torebki, obok paczka karbidu. Lejesz wodę i czekasz 15 minut aż się zagrzeje. Jemy makaron o smaku gumy, a ja słucham, jak dobrze zapowiadająca się pani biolog została wolontariuszką.
Pierścionek dla wolontariuszki
Romantyzm nastolatki, która chce przeżyć coś więcej niż dyskoteki i klasówki. Najpierw w Amnesty International. Pomagała uchodźcom, prowadziła lekcje w szkołach, na przykład: "Co zrobisz, jeśli w twojej ławce usiądzie emigrant z Afganistanu?" Kasia opowiada o tym chłodno, wstydzi się patosu. Chciała iść na medycynę. Marzyła: szpital w Afryce, organizacja Lekarze bez granic. Oblała egzamin. Więc biotechnologia, też biały fartuch, laboratorium. Hodowała białka w probówkach, ale chodziły jej po głowie misje humanitarne. Wtedy PAH ogłosiła nabór wolontariuszy do Kosowa. Pojechała raz, drugi, z trzeciej wyprawy przywiozła żółtaczkę. Ale i poczucie, że warto. W Kaczaniku prowadzili obozy dla wojennych sierot, które nie miały ani jednej zabawki, nie potrafiły się śmiać. Płakała, gdy 5-letni Anton przyniósł jej na pożegnanie aluminiowy pierścionek. I znów studia, praca magisterska i niepotrzebny sukces: w jej probówce zakiełkowało nieznane białko. "Pani nie zmarnuje tej szansy!" - mówił profesor, który chciał zatrzymać ją na uczelni. "Mam problem, panie profesorze - powiedziała. - Właśnie jadę do Afganistanu".
W domu było trudniej. - Przeciętna rodzina - mówi Kasia. - Z regałem w pokoju i rosołem na obiad. Rodzice pogodzili się z jej wyprawami do Kosowa, ale na hasło "Kabul" powiało chłodem. Perswazji podjął się tata: "Robisz nam krzywdę. Wrócisz bez rąk i nóg. Zastanów się". Zastanowiła się i spakowała torbę. Mama od tego czasu nie odzywa się do niej. Ojciec przysłał ostatnio maila, że śniła mu się cała w bieli, weszła do jego pokoju jak duch. I czy wszystko w porządku. - Może naprawdę ich skrzywdziłam - martwi się.
- Hallo, mister! - na ulicy otaczają nas chłopcy. - One dollar bakszysz. Zawadiaka w dżelabie idzie za nami ze dwa kilometry. - Jesteś natrętna mucha - Śmieje się Kasia. - Natrętna mucha, one dollar, bakszysz - szczerzy zęby chłopak. Władze mówią, że 60 procent dzieci chodzi do szkoły. Trudno w to uwierzyć. Ulica należy do nich. Część pracuje. Czyszczą buty albo machają lampą z żarzącymi się węgielkami. To przynosi szczęcie. Ale większość żebrze. - Co stanie się z chłopcem, który potrafi tylko wyciągać rękę? - martwi się Kasia.
Lalki nie przeżyły wojny
Przez 25 lat wojny ludzie nie myśleli o przyszłości. Ważne było przeżyć do jutra. Całe pokolenie nie miało w rękach długopisu, pędzla, piłki. Dlatego na Kasi takie wrażenie zrobił ośrodek dla dzieci ulicy, który pokazała jej afgańska wolontariuszka. Przyrzekła sobie, że gdy upora sięę z budową szkoły, pomoże tym ludziom. Jedziemy aleją ruin. Domy bez dachów. Namioty. W Kabulu żyje tak milion ludzi, a zaczyna się zima. Dawny dom kultury jest jak wrak statku. Ma wypalone okna i oberwane schody. Codziennie przychodzi tu kilkaset dzieciaków. Nauczyciele pracują z nimi za darmo. Uczą śpiewu, fotografii, prowadzą teatr. W jednej z sal dzieci, siedząc po turecku, szyją ubranka dla lalek. Ale lalek nie ma. - Po co ubranka, jak nie masz swojej lalki? - złości się Kasia. Na drucie wystającym ze ściany, w nosidełku śpi niemowlę jednej z instruktorek. Dziewczyna przychodzi na zajęcia z centrum, dwie godziny marszu. Cieszy się, że może coś robić, bo za rządów talibów kobiety siedziały w domach jak w areszcie. Dyrektorem ośrodka jest właścicielka kilku sklepów. Spędza tu całe dnie, interesy powierzyła kuzynom. Dłonie misternie pomalowane henną. Spod chusty patrzą silne, inteligentne oczy. - Takie są Afganki - mówi Kasia. - Na zewnątrz pokora, w głębi duszy upór.
Kasia jest w Kabulu pięć miesięcy, ale wciął od mieszkańców oddziela ją obyczajowa bariera. Rzadko bywa w domach. W pracy spotyka tylko mężczyzn, im nie wypada zapraszać kobiety. Dziś jednak odwiedzimy nauczycielkę, którą poznała w szkole. Fawzja to kobieta wyzwolona, niemal feministka. Wychowano ją nowocześnie. Skończyła filologię. Wyszła za mąż dopiero mając 23 lata i, co się rzadko zdarza, z miłości. Ashrafa poznała na studiach. - Rodziny pozwoliły nam się spotykać - mówi z dumą, bo większość Afganek pierwszy raz widzi narzeczonego w dniu ślubu.
Dwa pokoje w bloku-slamsie. Na podłodze poduszki i miseczki z rodzynkami. Święty zwyczaj, choćbyś był biedny, musisz nakarmić gości. Mąż Fawzji jest rzeźbiarzem. Gdy władzę objęli talibowie, musiał rozbić swoje posągi, bo sztuka stała się grzechem. Najgorsze chwile? - Nie było opału. Ludzie palili ksiąski. Powiedziałam: wolę zamarznąć - w głosie Fawzji jest gniew. Prowadziła w domu tajną szkołę dla dziewcząt. Na osiedlu węszyli szpiedzy. Po sąsiedzku wykryli inny kurs, nauczyciela wywieźli, dzieci bito kijami na podwórku, do krwi. - Ja ufałam uczennicom. Zawsze na wierzchu leżał Koran; gdyby wpadli strażnicy, mogłyśmy powiedzieć, że to lekcja religii. Jestem nauczycielką, to sens mojego życia. A przecież 80 procent kobiet to analfabetki! - Kiedy zrzuciłaś burkę? - pytam. - To było w dzień nauczyciela. Poszłam do szkoły z córką na ręku. Potknęłam się, bo przez kratę w burce źle widać, upadłyśmy na beton. Mój mąż się zezłościł: "Nie musisz już nosić tej szmaty!" Nazajutrz znów patrzyła na Świat dookoła, niebo, drzewa.
Tęsknota przychodzi wieczorem. Za domem, wanną z gorącą wodą, za twarożkiem ze szczypiorkiem. Kasi żal przyjaźni. O kontakty trzeba dbać, a co to za przyjaciółka, która znika na pół roku. Gdy ma kryzys, do późna zostaje w biurze. Tu zawsze coś się dzieje. Stukanie do drzwi. - Otwórz, kobiecie nie wypada. Przyszedł Zafir, 17-latek, który pilnuje ich biura, jest gońcem, pomaga w kuchni. Kasia i Paweł uczą go pisać. Z zarobionych dolarów utrzymuje rodziców. Rewanżuje się troską, gotuje na kolację dal, pożywną potrawę z soczewicy. I mówi: "Jesteś dobra, bo nie jesz zwierząt". Drugi pracownik, kierowca Farid, wyjaśnia Kasi islamskie obyczaje, chroni przed wpadką. Przynosi chustę, gdy Kasia przez nieuwagę wybiegnie na ulicę z gołą głowa. Ona jak starsza siostra doradza mu w życiowych sprawach. Farid jest zaręczony. Rodzice znaleźli mu 16-letnią narzeczoną. Podniecony czeka na pierwsze spotkanie. Wyznaczono termin wesela i posag. Dojrzały, niezależny mężczyzna musi podporządkować się tradycji.
O sobie pomyślę jutro
- Może tak łatwiej jest żyć - zastanawia się Katarzyna. Ona musi sama poukładać przyszłość. Za miesiąc kończy się misja. żal wyjeżdżać: "Kurczę, co z tego, że zbudujemy jedną szkołę, jeśli tu są same ruiny!" Czuje, że pobyt w Afganistanie jest ucieczką od ważnych decyzji. - Kiedyś musi się wyprowadzić od rodziców. Zacząć zarabiać, założyć rodzinę.
Kto wytrzyma z kobietą, która trzy lata nosi jeden sweter? Nie marzy o nowych meblach. Nie zamierza gotować obiadów ani oglądać Klanu. I jak ma kiedyś powiedzieć bliskim: "To cześć, mama spada na pół roku do Sudanu"? - Pomyślę o tym po powrocie - postanawia Kasia. - Na razie muszę załatwić komputer i pianina dla mojej szkoły.
Chciałaby pospacerować po mieście z
Fot. Jacek Szmidt |
Propozycja misji w Kabulu, którą dostała od Janki Ochojskiej, zaskoczyła ją. Wyjechała bez żadnego doświadczenia. Jak ma tu pracować? Dzwoni do ludzi, którzy znali islamskie obyczaje. Ktoś radził: żadnych dżinsów, inny: nie wyciągaj ręki do obcych. Wymyśliła regułę przetrwania. Patrzeć i wierzyć intuicji. Nie prowokować, ale nie da się zepchnąć na margines. - Co najtrudniejsze? Zależność od mężczyzn. Kobieta nie może tu istnieć sama. Nawet jeżeli jest ministrem, a nie ma męża, opiekuje się nią ojciec lub brat. Kasia mieszka w pokoju wynajętym w ambasadzie bułgarskiej. Jednej z nielicznych, które po 20 latach walk o stolicę nie są kupą gruzu. Gdyby spała w biurze jak Paweł, szef misji, nikt by jej nie szanował. Kobieta pod jednym dachem z obcym mężczyzną to obraza boska.
Czy Allah kocha kobiety
Fot. Jacek Szmidt |
Misja w Afganistanie to przerwa w normalnym życiu. Trzeba zapomnieć o kinie, teatrze. Do Kabulu nie dochodzi poczta ani gazety. E-mail do rodziny można wysłać tylko z hotelu na drugim końcu miasta. Zimą już koło czwartej robi się ciemno. Często wyłączają prąd. Żeby poczytać książkę, trzeba uruchomi generator. W nocy obowiązuje godzina policyjna. Z instrukcji bezpieczeństwa dla misji międzynarodowych: "Nie wychodzę po zmroku! Nie przyjmuj zaproszenia do domów. Pamiętaj, w Afganistanie jest wielu ludzi, którzy nie lubią obcych". - Im bliżej źródła strachu, tym ma on mniejsze oczy - twierdzi Kasia. Kabul wydaje jej się spokojny. Można przejść całe miasto i napotkać tylko zaciekawione spojrzenia. Ale niedawno kilku uzbrojonych Afgańczyków napadło pracowników niemieckiej organizacji medycznej. Mężczyzn obrabowali, kobiety zgwałcili. Na bazarze bomba zabiła 40 osób. - Byłam tam godzinę wcześniej - wspomina Kasia. Tej nocy też był wybuch. Potworny huk. Posypały się szyby. - To zamach na sklep - mówi nam Steave, sympatyczny oficer, na odprawie "security", którą co tydzień organizują Amerykanie. Patrz na ludzi z misji. Japończycy, Egipcjanie, Czesi. Jedni wypachnieni, w krawatach, przed budynkiem zostawili białe terenowe toyoty. Kabul to dla nich safari. Inni skromni, jak Kasia. Przyjechali pomóc. Nie izolują się, nie boją.
Fot. Jacek Szmidt |
Poszukiwana odporna na tęsknotę
Gdy we wrześniu 2001 roku znów zaczęła się tu wojna, Polska Akcja Humanitarna ogłosiła wśród uczniów w kraju akcję "Złotówka dla Afganistanu". Uzbierali 300 tysięcy. - Musieliśmy wybrać konkretny cel - mówi Ochojska. Zdecydowali odbudować szkołę artystyczną. Taką, do której po latach dyskryminacji będą mogły chodzić dziewczynki, uczyć się rysunku i zabronionego przez talibów śpiewu. Ale ktoś z PAH musiał tu pilnować prac, obcy roztrwoniliby pieniądze. - Do takiej misji potrzebni są szczególni ludzie - mówi Janka Ochojska. - Samodzielni, odporni. Kasia miała doświadczenie z Kosowa. Nie ma chłopaka, łatwiej jej było wyjechać. Ale Paweł, szef placówki, wsiadł do samolotu miesiąc po ślubie!
Fot. Jacek Szmidt |
Ale polubiła Afgańczyków. Za odporność. Za optymizm, z którego przez 25 lat wojny czerpali chęć życia- Oni wiedzą, że do nieba zawsze jest pod górkę. Kasia pokaże mi dowód tej woli przetrwania. Jedziemy do szkoły. Bo gimnazjum artystyczne, dla którego budują siedzibę, cały czas działa w ruinie na peryferiach. W sali bez okien, na jedynej ławce, czterech chłopców, chuchając w zgrabiałe dłonie, lepi z gliny popiersie mężczyzny. Jeszcze niedawno za odtwarzanie postaci człowieka nauczyciel trafiłby do więzienia, a uczniów by wychłostano. Obok trwa lekcja muzyki. Na okopconej pożarem ścianie wystawa szkiców i misternych kaligrafii. - Moja udała się tylko w połowie - 13-letni Sayed w bluzie z nadrukiem "New York" szuka angielskich słów. - Kończyłem, gdy wyłączyli światło. - Te dzieci nie wiedzą, kim był Picasso. Nie słyszały Mozarta. - Kasia rozumie, że nie wystarczy im zbudować szkołę. Muszą mieć pianina, sprzęt CD, komputery, na których poznają programy graficzne. Jak inaczej dogonią świat?
Fot. Jacek Szmidt |
Prawo do tańca i wdzięku
Tyle razy zaciska zęby z bezradności. Co krok spotyka ludzi, którym nie może pomóc. Choćby Nasrin, nauczycielkaę ceramiki. Piękna 30-letnia kobieta opowiada, jak podczas szturmu na Kabul rakieta uderzyła w jej dom. Była w ostatnim miesiącu ciąży. Odłamki rozszarpały jej prawą rękę. W szpitalu amputowano jej dłoń. Poroniła. Kiedy wróciła do domu, okazało się, że jej córeczka nie słyszy, wybuch uszkodził ucho. Nasrin nauczyła się rysować lewą ręką. Wiosną chce wrócić do pracy. Jej dziecko mimo głuchoty śpiewa i tańczy. - Zatańcz gościom - zachęca Nasrin córeczkę. Klaszcze, dyskretnie zasłaniając protezę. Dziewczynka zalotnie unosi ręce nad głową. Pierwsze od lat pokolenie dziewcząt, które nie będą się wstydziły swojego wdzięku. - Jak myślisz - szepce nauczycielka do Kasi - czy w Polsce robią operacje, które przywracają słuch? Problem w tym, że PAH nie pomaga pojedynczym osobom. A w Kabulu jest 25 tysięcy wdów, które żebrzą i samotnie wychowują dzieci. Ściana płaczu.
W południe wszystko zamiera. To święta pora posiłku. Nic nie załatwisz, z nikim się nie spotkasz. - Może i dobrze, bo umarłabym z głodu - żartuje Kasia. Jest wegetarianką. Na pachnącej pieczoną baraniną ulicy nie ma czego szukać. Zresztą jedzenie w miecie, gdzie brakuje wody i wszystko lepi się od brudu, mogłoby się źle skończyć. Kasia ma na czarną godzinę "eski", wojskowe porcje, prezent od żołnierzy z GROM-u. Rozcinasz pakiet, wyjmujesz pudełko ze spaghetti albo fasolką. Wstawiasz do plastikowej torebki, obok paczka karbidu. Lejesz wodę i czekasz 15 minut aż się zagrzeje. Jemy makaron o smaku gumy, a ja słucham, jak dobrze zapowiadająca się pani biolog została wolontariuszką.
Pierścionek dla wolontariuszki
Romantyzm nastolatki, która chce przeżyć coś więcej niż dyskoteki i klasówki. Najpierw w Amnesty International. Pomagała uchodźcom, prowadziła lekcje w szkołach, na przykład: "Co zrobisz, jeśli w twojej ławce usiądzie emigrant z Afganistanu?" Kasia opowiada o tym chłodno, wstydzi się patosu. Chciała iść na medycynę. Marzyła: szpital w Afryce, organizacja Lekarze bez granic. Oblała egzamin. Więc biotechnologia, też biały fartuch, laboratorium. Hodowała białka w probówkach, ale chodziły jej po głowie misje humanitarne. Wtedy PAH ogłosiła nabór wolontariuszy do Kosowa. Pojechała raz, drugi, z trzeciej wyprawy przywiozła żółtaczkę. Ale i poczucie, że warto. W Kaczaniku prowadzili obozy dla wojennych sierot, które nie miały ani jednej zabawki, nie potrafiły się śmiać. Płakała, gdy 5-letni Anton przyniósł jej na pożegnanie aluminiowy pierścionek. I znów studia, praca magisterska i niepotrzebny sukces: w jej probówce zakiełkowało nieznane białko. "Pani nie zmarnuje tej szansy!" - mówił profesor, który chciał zatrzymać ją na uczelni. "Mam problem, panie profesorze - powiedziała. - Właśnie jadę do Afganistanu".
W domu było trudniej. - Przeciętna rodzina - mówi Kasia. - Z regałem w pokoju i rosołem na obiad. Rodzice pogodzili się z jej wyprawami do Kosowa, ale na hasło "Kabul" powiało chłodem. Perswazji podjął się tata: "Robisz nam krzywdę. Wrócisz bez rąk i nóg. Zastanów się". Zastanowiła się i spakowała torbę. Mama od tego czasu nie odzywa się do niej. Ojciec przysłał ostatnio maila, że śniła mu się cała w bieli, weszła do jego pokoju jak duch. I czy wszystko w porządku. - Może naprawdę ich skrzywdziłam - martwi się.
- Hallo, mister! - na ulicy otaczają nas chłopcy. - One dollar bakszysz. Zawadiaka w dżelabie idzie za nami ze dwa kilometry. - Jesteś natrętna mucha - Śmieje się Kasia. - Natrętna mucha, one dollar, bakszysz - szczerzy zęby chłopak. Władze mówią, że 60 procent dzieci chodzi do szkoły. Trudno w to uwierzyć. Ulica należy do nich. Część pracuje. Czyszczą buty albo machają lampą z żarzącymi się węgielkami. To przynosi szczęcie. Ale większość żebrze. - Co stanie się z chłopcem, który potrafi tylko wyciągać rękę? - martwi się Kasia.
Lalki nie przeżyły wojny
Fot. Jacek Szmidt |
Kasia jest w Kabulu pięć miesięcy, ale wciął od mieszkańców oddziela ją obyczajowa bariera. Rzadko bywa w domach. W pracy spotyka tylko mężczyzn, im nie wypada zapraszać kobiety. Dziś jednak odwiedzimy nauczycielkę, którą poznała w szkole. Fawzja to kobieta wyzwolona, niemal feministka. Wychowano ją nowocześnie. Skończyła filologię. Wyszła za mąż dopiero mając 23 lata i, co się rzadko zdarza, z miłości. Ashrafa poznała na studiach. - Rodziny pozwoliły nam się spotykać - mówi z dumą, bo większość Afganek pierwszy raz widzi narzeczonego w dniu ślubu.
Dwa pokoje w bloku-slamsie. Na podłodze poduszki i miseczki z rodzynkami. Święty zwyczaj, choćbyś był biedny, musisz nakarmić gości. Mąż Fawzji jest rzeźbiarzem. Gdy władzę objęli talibowie, musiał rozbić swoje posągi, bo sztuka stała się grzechem. Najgorsze chwile? - Nie było opału. Ludzie palili ksiąski. Powiedziałam: wolę zamarznąć - w głosie Fawzji jest gniew. Prowadziła w domu tajną szkołę dla dziewcząt. Na osiedlu węszyli szpiedzy. Po sąsiedzku wykryli inny kurs, nauczyciela wywieźli, dzieci bito kijami na podwórku, do krwi. - Ja ufałam uczennicom. Zawsze na wierzchu leżał Koran; gdyby wpadli strażnicy, mogłyśmy powiedzieć, że to lekcja religii. Jestem nauczycielką, to sens mojego życia. A przecież 80 procent kobiet to analfabetki! - Kiedy zrzuciłaś burkę? - pytam. - To było w dzień nauczyciela. Poszłam do szkoły z córką na ręku. Potknęłam się, bo przez kratę w burce źle widać, upadłyśmy na beton. Mój mąż się zezłościł: "Nie musisz już nosić tej szmaty!" Nazajutrz znów patrzyła na Świat dookoła, niebo, drzewa.
Fot. Jacek Szmidt |
O sobie pomyślę jutro
- Może tak łatwiej jest żyć - zastanawia się Katarzyna. Ona musi sama poukładać przyszłość. Za miesiąc kończy się misja. żal wyjeżdżać: "Kurczę, co z tego, że zbudujemy jedną szkołę, jeśli tu są same ruiny!" Czuje, że pobyt w Afganistanie jest ucieczką od ważnych decyzji. - Kiedyś musi się wyprowadzić od rodziców. Zacząć zarabiać, założyć rodzinę.
Kto wytrzyma z kobietą, która trzy lata nosi jeden sweter? Nie marzy o nowych meblach. Nie zamierza gotować obiadów ani oglądać Klanu. I jak ma kiedyś powiedzieć bliskim: "To cześć, mama spada na pół roku do Sudanu"? - Pomyślę o tym po powrocie - postanawia Kasia. - Na razie muszę załatwić komputer i pianina dla mojej szkoły.
Źródło: Twój Styl
Przedruk, kopiowanie, skracanie, wykorzystanie tekstów (lub ich fragmentów) publikowanych w portalu www.ngo.pl w innych mediach lub w innych serwisach internetowych wymaga zgody Redakcji portalu.
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.