W miastach w Polsce i na świecie nie brakuje zaniedbanych przestrzeni. Czasem za porządkowanie tego typu miejsc biorą się sami mieszkańcy. Przykład takiej oddolnej inicjatywy można znaleźć w Olsztynie. Dzięki wspólnej pracy sąsiadów zdziczały, ponury zaułek w jednym z zatorzańskich podwórek zamienił się w malowniczy park Za Torami Pod Lipami.
Najważniejszy jest impuls do zmiany
Zaniedbane przestrzenie miejskie towarzyszą nam na każdym kroku. Część z nich mijamy, niemal ich nie zauważając. Aby zaistniała szansa na zmianę, wśród sąsiadów musi pojawić się impuls do działania. Tak było z Anią i Tomaszem Janusami. To oni z okien swojego mieszkania codziennie widzieli zaniedbane podwórko. Było to frustrujące, bo ich dzieci oraz maluchy z sąsiedztwa nie miały gdzie się bawić. Przestrzeń, która mogła służyć wspólnej rekreacji, była zaniedbana, brudna i przyciągała szemrane towarzystwo. Na pomysł wprowadzenia zmian wpadła pani Anna. Nim jeszcze ruszyły pierwsze prace, miała w głowie cały plan. Na realizację pomysłów brakowało jednak pieniędzy.
Pan Tomasz tak opowiada o tym momencie:
– Trudno było kogokolwiek przekonać do rewitalizacji tego terenu. Aż pewnego dnia przeczytaliśmy, że Miasto Olsztyn rusza z projektem Podwórka z Natury. Mówiąc w skrócie – był to jeden z pierwszych projektów rewitalizacyjnych w naszym mieście zakładających obudzenie w lokalnych społecznościach odpowiedzialności za swoje otoczenie. Nas nie trzeba było budzić, zobaczyliśmy w tym szansę na realizację naszych planów.
Dołączenie do działania Podwórka z Natury na przełomie 2017 i 2018 roku rozpoczęło lawinę zmian. Społecznicy otrzymali pierwsze środki na prace rewitalizacyjne. Przyznane 8 tysięcy złotych przeznaczyli głównie na rośliny i zabawki ogrodowe dla dzieci. Z czasem do projektu przyłączyły się firmy prywatne, takie jak Michelin czy MPEC. Aktywiści założyli też zbiórkę na portalu Polak Potrafi. Do tej pory w podwórko, które powoli przekształciło się w park, zainwestowano ponad 300 tysięcy złotych. Trudno przy tym wycenić pracę zaangażowanych w to działanie wolontariuszy.
Według Tomasza Janusa, jednym z największych wyzwań w tym projekcie nie było wcale staranie się o fundusze, lecz przełamanie obojętności ludzi. Po pierwszej fali entuzjazmu, gdy prace zostały zainicjowane, wiele osób przestało się pojawiać w parku. Przestraszyła ich perspektywa wysiłku fizycznego i skala zmian, jakie trzeba było wprowadzić. Bywało, że małżeństwo musiało sobie poradzić z trudnymi etapami prac samodzielnie. Dziś czują tym większą satysfakcję, że nie poddali się w którymś z kryzysowych momentów.
Społecznik tak to wspomina:
– Ja osobiście miałem chwile zwątpienia, kilka razy chciałem to wszystko rzucić, a głównym powodem była właśnie obojętność lokalnej społeczności. Długo o tym nie mówiłem, ale teraz nie mam już oporów, żeby nie owijać w bawełnę i nazywać rzeczy po imieniu. Paradoksem jest to, że od czasu tych zmian to my jesteśmy tymi osobami, które spędzają tam najmniej czasu, a które wciąż są jedynymi, które myślą o dalszym rozwoju tego miejsca.
Jak było i jak jest?
Aktywizacja lokalnej społeczności i sprawienie, by sąsiadom zależało na wyglądzie najbliższej okolicy, nie jest procesem łatwym. Pan Tomasz zauważa, że ludzie mają wybiórczą pamięć. Teraz, gdy można się cieszyć parkiem, wiele osób uznaje, że tak było zawsze. Tymczasem w tym miejscu zaszły ogromne zmiany.
Opuszczony i brudny zaułek przez całe lata był przestrzenią niebezpieczną, od której dzieci musiały trzymać się z daleka. Dziś istnieje tu strefa dedykowana właśnie im. W tym miejscu mają do dyspozycji piaskownicę, zjeżdżalnie i wyjątkową, jedyną taką w mieście huśtawkę.
Projektując park, pomyślano nie tylko o najmłodszych. Jest tu miejsce na piknik, spacer z pupilem i gry stworzone dla młodzieży. Do niedawna funkcjonowała również strefa seniora. Niestety ławki znów zaczęły przyciągać szemrane towarzystwo i zdecydowano się na ich demontaż. Jak zaznacza pan Tomasz, część osób wciąż nie rozumie, że za przestrzeń publiczną odpowiadają nie tylko władze miasta, ale i sami mieszkańcy, więc trzeba ją szanować.
Co dalej?
Aktywiści zapowiadają, że dopóki ich dzieci potrzebują podwórka, będą o nie dbać i je rozwijać. Park jest niewielki i infrastruktury rekreacyjnej nie można rozwijać w nim w nieskończoność. Pan Tomasz zapowiada, że w planach jest jednak jeszcze postawienie w podwórku współczesnej wersji trzepaka. Wszystko to, by zachęcić dzieci i młodzież do aktywności na świeżym powietrzu. Gdy te plany zostaną zrealizowane, głównym zadaniem społeczników będzie utrzymanie parku w takim stanie, w jakim jest obecnie.
Co ciekawe. wykonując tę pracę, nie postrzegają się jako altruistów. Często podkreślają, że projekt w ogóle by się nie rozpoczął, gdyby nie potrzeby najmłodszych. Z perspektywy czasu widać, że proces transformacji podwórka przyniósł im również nieoczywiste korzyści.
Pan Tomasz tak o nich mówi:
– Osobiście mamy tę korzyść, że nasz teraz już nastoletni syn wychowywał się na tym podwórku, korzystając z naturalnych nieoczywistości, których próżno szukać na placach zabaw oferujących gotowe schematy zachowań. Tu jest jak w tajemniczym ogrodzie, który wyzwala kreatywność i buduje wspomnienia na całe życie. Teraz to samo jest udziałem naszej córki.
Patrząc dziś na park Za Torami Pod Lipami, jego twórcy mogą czuć ogromną satysfakcję. Jaką mają radę dla tych, którzy wokół siebie widzą miejsca wymagające rewitalizacji? Pan Tomasz zaznacza, że kluczowe kwestie to zarówno pomysł, jak i determinacja. Nawet najbardziej udany projekt przyniesie chwile zwątpienia i braku sił. Co wtedy robić? Odpocząć, podzielić pracę na etapy i działać dalej.
Źródło: Nieruchomosci-online.pl