Z posiedzenia Rady Pożytku wyszłaby, żeby zdążyć na protest w sprawie Rospudy. Protest ją nakręca. W RDPP liczą się z jej zdaniem, chociaż administracja widziałaby tam działaczy bardziej spolegliwych.
Marzena Mendza-Drozd. Kontestatorka-reformatorka
– Bardzo dużo pracuje – mówi Ewa Kolankiewicz ze Stowarzyszenia na rzecz Forum Inicjatyw Pozarządowych – Powiedziałabym: pracuje i nie zarabia, bo w większość rzeczy angażuje się społecznie.
Marzena Mendza-Drozd jest od lat związana z organizacjami wspierającymi. Najdłużej – ze Stowarzyszeniem na rzecz FIP, które na początku lat 90. zaczęło organizować OFIP-y – ogólnopolskie spotkania społeczników. Dziś FIP zajmuje się negocjowaniem strategicznych sprawa trzeciego sektora: recenzuje rządowe i ministerialne propozycje zmian w prawie i najważniejsze dokumenty. Teraz, w szczególnie gorącym okresie – konsultacje dotyczą unijnych funduszy. Marzena jest flagową ekspertką FIP-u w tzw. „ciałach” konsultacyjnych. Od lutego 2006 jest członkinią Rady Działalności Pożytku Publicznego, a jesienią skończy się jej pierwsza kadencja w Europejskim Komitecie Ekonomiczno-Społecznym. Zasiada też w Radzie Działalności Pożytku Publicznego, a jesienią skończy się jej pierwsza kadencja w Europejskim Komitecie Ekonomiczno-Społecznym. Pracowała też w Funduszu Współpracy. Zarządzała tam programami przedakcesyjnymi – zajmowała się głównie PHARE. Dlatego dziś potrafi recenzować strategiczne dokumenty.
Pilnuje spraw politycznych i strategicznych. Lobbuje. Na publikację swojej sylwetki początkowo się nie zgadza. Na rozmowę też.
– Nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie –ucina.
Zaczynamy więc od podpytywania innych.
Kontestatorka
Ewa Kolankiewicz, FIP: – Dla niej motorem działania jest sprzeciw. Gdzie wchodzi, robi rewolucję. Sprawy raz uporządkowane jakby przestają ją pociągać.
Tomasz Schimanek, członek RDPP: –Marzena to jest człowiek walki, nie dialogu. Bardziej by pasowała na działaczkę Greenpeace lub związku zawodowego. Wiele spraw stawia na ostrzu noża. Ale to jest dla sektora bardzo cenne i wynika z jej pobudek obywatelskich. Gremia i instytucje, w których Marzena się pojawia, na początku słyszą od niej zwykle: „tak nie może być”. Mogą też liczyć na serię protestów, wyrażanych przynajmniej w formie ustnej. Ale zaczyna również wściekle pracować.
Kiedy szesnastoletni syn Mateusz zaczął chodzić do gimnazjum im. Rejtana, Marzena weszła do rady rodziców. To w wielu szkołach martwe gremia. Ona jednak chciała mieć wpływ na to, co się w szkole dzieje.
– Wywaliliśmy stary regulamin, który nas blokował. Próbowaliśmy mieć większy wpływ na to, co robi dyrektor. Udało się zaprzestać różnych rzeczy, które są bezsensowne i głupie. Na przykład wydawania pieniędzy na to, na co szkoła sama powinna znaleźć środki.
Sprawy raz naprawione, zostawia. Marzena o radzie rodziców:
– Mam nadzieję, że liceum mojego syna funkcjonuje sprawnie i nie ma potrzeby, żeby rodzice tam wsadzali swoje trzy grosze.
Zły policjant
Dziś Marzena Mendza-Drozd głównie czyta i recenzuje dokumenty, które mają przełożenie na to, jak się organizacjom w Polsce działa. Jest jedną z niewielu osób, które na wyrywki znają projekt Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki – kilkusetstronicowy dokument-moloch, obecnie konsultowany.
Marzena nie ma o programie najlepszego zdania. Podczas konferencji z Ministerstwem Rozwoju Regionalnego nie zostawiła na dokumencie suchej nitki. Tyle, że na poparcie swoich tez była w stanie cytować z niego całe fragmenty i podawać numery stron.
Ewa Kolankiewicz: – Szuka drugiego dna w każdym zdaniu.
Marzena Mendza-Drozd: – Nie wydaje mi się. Normalny człowiek stara się zrozumieć, co czyta. A w wielu dokumentach są głównie głupoty.
Od lutego 2006 zasiada w Radzie Działalności Pożytku Publicznego. Pytana o nią, odpowiada
– Tę Radę to się niedługo rozwiąże”.
Zamiast rozwiązywać – sporo w niej pracuje.
– Marzena jest w Radzie złym policjantem. Wiadomo, że bubel nie przejdzie, bo ona go zauważy – mówi Tomasz Schimanek.
– W Radzie bardzo się liczą z jej zdaniem, chociaż administracja wolałaby widzieć tam działaczy bardziej spolegliwych – mówi Marcin Dadel, członek RDPP. Dodaje też, że Marzena często krytykuje, ale podaje rozwiązania bezkompromisowe, trudne do przyjęcia przez wszystkie strony sporu. Chociaż zawsze w interesie obywatelskim.
– Kompromis nie jest jej mocną stroną – dodaje Marcin Dadel, również zasiadający w Radzie – Podaje rozwiązania, ale są zbyt radykalne, trudne do wprowadzenia albo uwzględniające interes tylko jednej strony.
Krzysztof Więckiewicz z Departamentu Pożytku Publicznego, dyplomatycznie: – Jest wielką miłośniczką administracji publicznej, występuje w roli nadwornej recenzentki wszelkich jej poczynań. Dzięki niej bezsenność należy do nawyków pracy urzędniczej.
Reformatorka
Opiniom o tym, że Marzena Mendza-Drozd jest mało konstruktywnym krytykiem, przeczą jej dokonania w Europejskim Komitecie Ekonomiczno-Społecznym.
Komitet wydaje własne opinie na temat unijnej polityki i przedstawia je Komisji Europejskiej. Marzena Mendza-Drozd jest autorką opinii, która budziła w Komitecie sporo kontrowersji, ale została przezeń przyjęta. Komitet postuluje w niej, że organizacje pozarządowe powinny mieć, podobnie jak związki zawodowe i pracodawcy, równy wpływ na unijną politykę spójności. Pracodawcy i związkowcy mieli wobec tego stanowiska poważne zastrzeżenia: organizacje pozarządowe to zbieranina. Nie są wystarczająco reprezentatywne, żeby zabierać głos w sprawach unijnej polityki. Długo szukała sprzymierzeńców, przekonywała sceptyków.
– Komisja Europejska nie ma nic przeciwko organizacjom pozarządowym – zżyma się natomiast Marzena Mendza.
– A Komitet Ekonomiczno-Społeczny, który mówi o sobie, że jest przedstawicielem społeczeństwa obywatelskiego, ma z nimi największy problem. To był mój podstawowy argument: że działamy przeciwko sobie, wstecznie. Opinia przygotowana przez Marzenę przeszła po dwóch burzliwych dyskusjach – w grupie roboczej i na posiedzeniu plenarnym. To jeden z jej większych sukcesów, i to na unijnym forum. Żeby przedstawiać własne propozycje (czyli być tzw. sprawozdawcą), członkowie czekają po kilka kadencji. Ona osiągnęła to w ciągu jednej.
Publicystka
Marzena zabiera głos w sprawach, które ją osobiście obywatelsko dotykają. Pisemnie.
Jej artykuły ukazują się w portalu www.ngo.pl i w miesięczniku gazeta.ngo.pl. Ostatnio również w „Nowym piśmie krytycznie myślących obywateli”. To są głównie teksty protestu. O obywatelskim nieposłuszeństwie, o niezgodzie na zakaz Parady Równości, o absurdalnych zmianach w edukacji. O rzeczach, które jej się podobają, nie pisze.
– Trudno, żeby mnie inspirowało coś, z czego jestem zadowolona.
– Do laptopa siada zaraz po wiadomościach w radiu – mówi syn Mateusz. – Może reaguje tak dlatego, że kiedyś nie wyobrażała sobie tego, iż większość tych głupot dziejących się teraz w Polsce, dzieje się naprawdę.
O sprawach, które ją dotykają, Marzena dyskutuje w domu. Rodzina podchodzi jednak do nich z dużo większym z dystansem.
– Mama zwykle się ze mną nie lubi spierać, bo zbijam jej argumenty. Raczej się zgadzamy w kwestii poglądów politycznych. Nie zgadzam się jednak z tym, że trzeba bojkotować wybory. To zupełnie bez sensu. Mówię jej, że raczej te protesty i demonstracje, które tak uwielbia, nikogo nie obchodzą.
Była punkówa w stroju pirata
Prywatnie Marzena znajduje czasem cierpliwość, by haftować japońskie scenki rodzajowe na jedwabiu. Albo szydełkować. Na imprezy rodzinne przebiera się. Na urodziny siostrzenicy przebrała się za klauna. Nagabywali mąż i syn wykazali się daleko posuniętą asertywnością, wyszli w garniturach. A Marzena, z czerwonym nosem i papierosem w ustach jechała przez Warszawę, klnąc, że ktoś jej zajeżdża drogę.
Ewa Kolankiewicz: – Nieznający jej ludzie się jej boją, bo jest po prostu ostrą babą. Jej komunikaty, które mają wspierać przyjaciół, brzmią: „weź się, do cholery, w garść”.
Skłonność do sprzeciwu i niezgody została w niej z czasów licealnych, kiedy była punkówą i paliła „Radomskie”. – Do Jarocina nie jeździłam. I wielu rzeczy też nie nosiłam ze względów estetycznych – zastrzega. – Wtedy było się hippisem albo punkiem, więc moje postępowanie nie było zbyt oryginalne. To był wyraz buntu młodzieńczego. Ale bardzo cenię ludzi, którzy do końca życia są związani ze swoimi poglądami; którym zostało to w głowie i w tym, jak działają.
– A tobie coś zostało? – pytam.
– Nie wiem. Najtrudniej to samemu oceniać.
Pytam, czy jest jakakolwiek pozytywna rzecz, która ją cieszy lub nakręca?
– Nigdy nie jest tak, jakby ludzie chcieli, żeby było. Na tym polega atrakcyjność robienia czegokolwiek, że życie w świecie idealnym mogłoby być nudne.
– Nie masz jakiejś wizji swojej społecznej arkadii?
– Gdyby się tak stało, jakbym chciała, to prawdopodobnie już by mi się to nie podobało.
Pobierz
-
201108081504210453
674228_201108081504210453 ・38.72 kB
-
201309131129260989
913750_201309131129260989 ・38.72 kB
Źródło: inf. własna ngo.pl