ŚWIĄTKOWSKA: Nie rozumiem, dlaczego brak doświadczenia organizacji miałby być nagradzany publicznymi pieniędzmi.
Kryterium rozmiaru organizacji – jakkolwiek pojmowane – jest bzdurne, bo gdzie mianowicie „małość” miałaby się kończyć (lub zaczynać)? Jak małe trzeba mieć doświadczenie lub budżet, żeby można być uznanym za organizację małą? Moim zdaniem nie da się i nie ma potrzeby tego wyznaczać. Ani wielkość budżetu, ani długość działania, ani doświadczenie organizacji nie mają znaczenia, dlatego, że jest on ze swej istoty przeznaczany na projekty spontaniczne, wynikające z nagle pojawiającej się potrzeby, problemu lub kontekstu, które nie mogą „poczekać” do konkursu w listopadzie, bo będą wówczas nieaktualne. Weźmy aktualną dziś w Warszawie sprawę hałasu w mieście i próbę wyznaczania stref, gdzie gwar uliczny byłby akceptowalny i „zalegalizowany”. Wyobraźmy sobie, że chcemy zorganizować mini debatę, w której sprawę skonsultują wszystkie strony: organizacje pozarządowe, uczestnicy oraz mieszkańcy. Możemy ją zorganizować tylko teraz, bo w listopadzie ten kontekst nie będzie już aktualny. Małe granty są właśnie dla przedsięwzięć spontanicznych, kontekstowych, dla działań, które można, i najczęściej trzeba, zrealizować a vista.
Grant nie jest zapomogą
Nawet gdybyśmy w jakiś sposób wyznaczyli i przyjęli kryteria „wielkości” organizacji – przyjęli na przykład, że organizacje „małe” to te mające mniej doświadczenia, to nie rozumiem, dlaczego jego brak miałby być nagradzany publicznymi pieniędzmi? Granty nie są zapomogą dla organizacji pozarządowych. Publiczne pieniądze mogą oczywiście być wydawane po to tylko, by organizacje się rozwijały, ale powinny być do tego specjalne programy. Grant na działania jest po to, by organizacja z jego pomocą stworzyła w miejscu, w którym działa jakąś nową jakość, nie po to zaś, by w ten ukryty sposób stworzyć nową jakość organizacji. I to jakość działania powinna być moim zdaniem podstawowym kryterium przyznawania każdego, również małego, grantu.
Nikt nie ma „wolnych środków”
Ci, którzy oczekują, że „duże” organizacje nie powinny sięgać po małe granty, tylko w razie potrzeby wysupłać 10 tysięcy z własnego budżetu, chyba nie wiedzą, co mówią. Skąd mają się wziąć wolne środki w budżecie organizacji? Mamy wpłacić na konto własne wynagrodzenia i z tego uciułać pulę równą małemu grantowi? Zbierać po godzinach złom i butelki? Powszechnie wiadomo, że znakomita większość organizacji nie ma wolnych środków, bo niby skąd ma je mieć? Stowarzyszenia pobierają głodowe składki członkowskie, żeby utrzymać członkostwo, a zdecydowana większość fundacji nie ma działalności gospodarczej, co oznacza, że bez grantu nie ma pieniędzy nie tylko na ciekawe projekty, ale również na rachunki za lokal i prąd. Jeśli ktoś twierdzi, że organizacja może sobie coś wysupłać, to po prostu nie wie, o czym mówi, życia nie zna i bredzi, jak niedawno Julia Pitera, która zaatakowała organizacje pozarządowe posiadające działalność gospodarczą. Jej wypowiedzi zdradzały kompletny brak znajomości tematu, ale za to nadawały je media. Po prostu żal.pl.
Źródło: inf. własna ngo.pl