Organizacje pozarządowe wcale nie są zainteresowane żadnymi standardami. Nie interesuje ich w najmniejszym stopniu jawność, przejrzystość, odpowiedzialność. Zaledwie 18 osób uczestniczyło w śląskim seminarium „Jawnie, przejrzyście, odpowiedzialnie. Standardy w organizacjach pozarządowych” - pisze nasz Czytelnik.
Zaledwie 18 osób uczestniczko w dniu 22 czerwca w śląskim seminarium „Jawnie, przejrzyście, odpowiedzialnie. Standardy w organizacjach pozarządowych”, które odbyło się w Klubie Niezależnych Stowarzyszeń Twórczych „Marchołt”, w ramach projektu realizowanego przez Fundację Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego (FRSO), Stowarzyszenie Liderów Lokalnych Grup Obywatelskich (SLLGO) oraz Ogólnopolską Federację Organizacji Pozarządowych (OFOP).
Byliśmy organizatorami tego spotkania, które przeszło, okazuje się nieomal bez echa, chociaż było pożyteczne i ciekawe. Tylko w Katowicach jest zarejestrowanych około 1000 organizacji. Przyszło kilka, w tym Anna Szelest z MOST-u. Z Rudy Śląskiej, gdzie zarejestrowanych jest ponad 200 organizacji przybyli przedstawiciele trzech: Stowarzyszenia na rzecz Dzieci i Młodzieży „Przystanek”, Rudzkiego Stowarzyszenia Pomocy Ofiarom Przestępstw i Rudzkiego Towarzystwa Przyjaciół Drzew. Tychy, gdzie działa zbliżona liczba NGO-sów przyjechał delegat jednej organizacji - Stowarzyszenia Tychy Naszą Małą Ojczyzną.
Ten smutny fakt pokazuje, że organizacje pozarządowe wcale nie są zainteresowane żadnymi standardami. Nie interesuje ich w najmniejszym stopniu jawność, przejrzystość, odpowiedzialność. Wiele z nich zajmuje wyłącznie pozyskiwanie i przerabianie pieniędzy na mało warte projekty. Stąd pojawiają się coraz częściej takie określenia, jak „organizacje szemrane”, „organizacje hienowe”, czy „ekoharacznicy” funkcjonujący na nieco innym polu..
To drastyczna opinia, niestety coraz bardziej uzasadniona. Wypływa z niej wniosek, że trzeci sektor ani nie przejawia troski o własne standardy, ani sam nie potrafi, a raczej nie chce ich wypracować. Czy zatem standardy zostaną nam narzucone?
Nie ma zainteresowania również współpracą, prawdziwą, partnerska, a nie koniunkturalną, formalną, czasową, zawieraną wyłącznie na czas realizacji jakiegoś projektu, który akurat partnerstwa wymaga. Jesteśmy "partnerami", bo tak wymyślono w np. FIO czy EFS. Przerabiamy forsę, a potem żegnaj Fruziu!
Nawet kwestia tworzenia powiatowych, gminnych, a zwłaszcza wojewódzkich rad działalności pożytku publicznego czy innych kolegialnych ciał przedstawicielskich staje sie polem konfrontacji, a nie współdziałania. Trwają wyścigi różnych lokalnych inicjatyw, kto pierwszy zbierze i przedstawi listę 50 podpisów. Jakby to było najważniejsze. Zaznaczają się przy tym rywalizacje grupowe i jednostkowe, co samo w sobie nie byłoby złem, gdyby nie wynikało z niechęci osobistych.
Nie wiem, czy tak jest tylko na Śląsku, czy gdzie indziej też. Bo jeśli tylko na Śląsku, to ja się stąd wyprowadzam.
Źródło: Adam Podgórski