Wojciech Jeżewski, szef Fundacji Współpracy Międzynarodowej „Libertos”, która właśnie otworzyła we Wrocławiu klubokawiarnię „Falanster” w centrum Wrocławia.
Czym się zajmujesz?
Jestem prezesem Fundacji Współpracy Międzynarodowej „Libertos”. To są zresztą ostatnie dni tej nazwy, bo pojawiła się jakaś partia o ostrych poglądach prawicowych o podobnej nazwie i to jest jeden z powodów, dla których zmieniamy szyld. Fundacja działa od 2003 roku. Kiedy powstawała, jej zadaniem było wspomaganie wszystkich ruchów demokratyzacyjnych w krajach byłego Związku Radzieckiego – i ten program był realizowany do 2006 roku. Fundacja organizowała wymiany i rozmaite kursy dla dziennikarzy niezależnych mediów od Białorusi po kraje Kaukazu. Realizowaliśmy też program „Rodzić po ludzku” w Czeczenii.
W 2008 roku doszło do przewrotu. Zostałem prezesem i zmieniły się nieco cele Fundacji. Skupiliśmy się na działaniach społecznych i kulturalnych na terenie Polski oraz na działaniach wspierających sztukę, szczególnie młodych twórców zaangażowanych w pracę w przestrzeni publicznej. W zeszłym roku, współorganizowaliśmy festiwal społeczno-polityczny „Fair Trade” związany z ruchem sprawiedliwego handlu. Poza tym, Fundacja przez cztery miesiące prowadziła we Wrocławiu miejsce spotkań – kawiarnię-księgarnię-galerię, która nazywała się „WychowaNie Złe”. Odbyło się tam ponad 30 spotkań: promocje książek związanych z istotnymi tematami społecznymi, pokazy filmów, wernisaże oraz dwa festiwale, Dni Izraela we Wrocławiu i I edycja społeczno-politycznego Festiwalu „Fair Trade” związanego z ruchem sprawiedliwego handlu, który współtworzyliśmy z kilkoma innymi organizacjami.
Dlaczego to robisz?
Naszym podstawowym założeniem jest poszukanie odpowiedzi na pytanie, czy można mówić o świecie inaczej niż w języku neoliberalnym. Czy można sensownie budować wizję świata z innej perspektywy, a dokładnie z perspektywy lewicowej. Bo taka perspektywa zaginęła ostatnio, szczególnie w Polsce i w naszej części Europy, która z lewicą kojarzy głównie okres tych 50 lat zniewolenia. W związku z tym padliśmy ofiarami reformy neoliberalnej i jesteśmy nieszczęśliwi, ale właściwie nie wiemy dlaczego. Nie wiemy, dlaczego nie ma władzy publicznej, dlaczego brakuje sfery dobra wspólnego. Te pojęcia właściwie nie funkcjonują. Chodzi nam o stworzenie środowiska, które zastanawia się, jest refleksyjne i twórcze. Może powinienem powiedzieć, że chodzi nam o wzmocnienie tego głosu. Chcemy być swego rodzaju tubą.
Nie chodzi nam o „mody”, bo kapitalizm jest takim niezwykłym systemem, który wszystko kupuje. Kupuje także swoich przeciwników; to, co rodzi się w opozycji do niego. Kapitalizm przekształca to w modę i wchłania – to jego cecha immanentna. Wtedy w przestrzeni publicznej pojawiają się nowe pomysły i na każdym z nich można zarobić niezłe pieniądze. Tak się dzieje z różnymi ideami – feminizm stał się w pewnym stopniu czymś takim, wcześniej – ekologia. „Fair Trade” także pada ofiarą tego procesu. Chodzi nam o to, żeby podchodzić do idei nie jak do produktu, który szybko można upłynnić i wzbogacić się na tym, ale jak do bardzo istotnej kwestii, która ma budować nową świadomość społeczną, a w każdym razie, przekształcić to, co wszyscy mamy wyartykułowane, ale nie do końca albo pojęte jedynie intuicyjnie.
Największa porażka…
Za nasze porażki uważam to, że często nasze projekty są rozpatrywane negatywnie. Mógłbym zrzucić winę na system, ale to wynika również z naszej niedokładności i pewnego rodzaju niekompetencji w wypełnianiu stosów papierów, które za każdym razem trzeba złożyć. Dlatego niestety część rzeczy, nad którymi przepada albo jest realizowana na pół gwizdka, co zawsze boli. po części to też wynika z tego, że my bardzo wyraźnie zaznaczamy program lewicowy. Projekty, które skierowane są w jakiś sposób przeciwko tej władzy publicznej, którą mamy, którą sobie przez te dwadzieścia lat wolnej Polski wykształciliśmy, a raczej ona pojawiła się w miejscu jakieś zupełnej pustki
Największy sukces…
Największym sukcesem jest to, że pomimo niedofinansowania projektów udaje nam się w sposób ciągły działać, że jesteśmy w stanie otworzyć to miejsce, które jest po części finansowane z naszych prywatnych pieniędzy. Sukcesem jest to, że Fundacja zgromadziła wokół siebie osoby, które są skłonne angażować własne środki na realizacje wspólnych celów.
Największe marzenie…
Marzymy o stworzeniu ruchu, który sprawi, że nie zawsze trzeba będzie odwoływać się z projektami do głównych dostawców pieniędzy dla działań kulturalnych czyli krótko mówiąc do władzy publicznej. Nie istnieje oczywiście żaden spisek masoński, ale władza zawsze wyznaje konkretny światopogląd. Chcemy stworzyć przestrzeń, w której głos lewicowy będzie miał swoją agorę.
Źródło: inf. własna