Hanna Ilnicka ze Zgorzelca uważa, że gdy ludzie chcą, to nawet nie znając obcych języków dogadają się i wspólnie zrobią wiele dobrego. Sama jest tego najlepszym przykładem.
Nastoletnia Hania pojechała na obóz harcerski do Jantara.
– Kiedy chodziliśmy całą drużyną nad morze, spotykaliśmy na plaży dzieci, mieszkające w Jantarze. One nie miały tak zorganizowanego dnia, jak my. Postanowiłam założyć dla nich wakacyjną drużynę zuchową – wspomina dziś swoje pierwsze „prace społeczne”. – Dzieci przychodziły do naszego obozu albo zabierałam je na zajęcia w terenie. Budowaliśmy szałasy, wymyślaliśmy konkursy. Zuchy z Jantara dały mi tyle radości, że do dziś to pamiętam. To była dla mnie szkoła dawania czegoś z siebie. I tak mi już zostało.
W 2006 r. Hanna Ilnicka, jako reprezentantka województwa dolnośląskiego, otrzymała tytuł Niezwykłej Polki w konkursie Akcja Akacja. Konkurs promuje kobiety przyczyniające się do rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i wspólnot lokalnych. Kobiety pełne inwencji, które zmieniają swoje otoczenie, okolicę, świat. Wcześniej, w listopadzie 2001 r. Hanna dostała wyróżnienie od Ministra Pracy i Polityki Społecznej za niekonwencjonalne metody pracy socjalnej. Ale to nie nagrody motywują ją do działania, tylko ludzie, których spotyka w swoim życiu. Jak sama mówi, to od nich dostaje energię, która popycha ją do przodu.
Żona lekarza-marynarza
– Byłam jeszcze stosunkowo młoda, kiedy założyłam rodzinę. Z Lucjanem, moim mężem zamieszkaliśmy we Wrocławiu. Dzieci urodziły się nam jedno po drugim. Trzech pięknych chłopców. Mąż wtedy studiował medycynę – opowiada Hanna Ilnicka. – Kiedy skończył studia w 1977 r. przeprowadziliśmy się do Zgorzelca. Lucjan dostał pracę w szpitalu, a ja w pomocy społecznej, jako pracownik socjalny. Ta praca nauczyła mnie, że nie ma spraw, których się nie da rozwiązać. Trzeba tylko mocno łapać byka za rogi.
W tamtych czasach Hanna nie miała zbyt wiele czasu na działalność społeczną, ale swoją pasję wspierania innych realizowała wśród najbliższych. Jej mąż, jako młody chłopak, bardzo chciał zostać marynarzem. Ale ze względu na drobną wadę wzroku nie mógł ubiegać się o przyjęcie na studia do Szkoły Morskiej. Wciąż jednak marzył, żeby jako lekarz wybrać się w rejs.
– Pomimo że mieliśmy już troje dzieci, pomogłam mu zrealizować to marzenie. Zgodziłam się zostać sama z synami, żeby on mógł przez dwa lata być na morzu – opowiada Hanna.
Dopiero kiedy dzieci podrosły, usamodzielniły się, Hanna wróciła do swojej społecznej pasji.
Koleżanki z Goerlitz
Początek lat 90. to czas zmian w kraju. Hanna postanowiła wykorzystać to, że mieszka w przygranicznym Zgorzelcu. Nawiązała polsko-niemieckie kontakty, głównie z kobietami z Demokratycznego Związku Kobiet w Niemczech.
– Koleżanki z Niemiec nauczyły mnie bardzo dużo. Pokazały, że różnice ekonomiczne nie stanowią o wartości człowieka. I co najważniejsze, że jeżeli ludzie chcą, to nawet przy braku znajomości języka mogą się porozumieć. Później zrozumiałam głębiej sens takiego sposobu myślenia – twierdzi.
Skorzystała z tego, gdy w 1994 r. została radną Zgorzelca i wiceprzewodniczącą rady. To była trudna kadencja. Przez cztery lata zmieniali się burmistrzowie, przewodniczący, a ona wytrwała do końca.
– Wiedzę, którą zdobyłam przy kontaktach z Niemkami i ich rodzinami, przeniosłam do współpracy pomiędzy radami miast Zgorzelca i Goerlitz. Dzięki temu, udało się nam w 1998 r. doprowadzić do podpisania przez obydwa miasta Proklamacji Europa Miasto Zgorzelec-Goerlitz o wzajemnej współpracy i pomocy – mówi.
Femina
Gdy w 1992 r. członkinie Demokratycznego Związku Kobiet w Niemczech zwróciły się do Hanny Ilnickiej z propozycją współpracy z kobietami w Zgorzelcu, ta niewiele się zastanawiała.
– Skrzyknęłam kilka fajnych babek w mieście i tak powstała Femina. Przyznam, że na początku nie było łatwo. Nie znałyśmy języka, nie wiedziałyśmy, jakie tematy poruszać, żeby nikogo nie urazić. Czy o wszystko wypada pytać? – wspomina. – Wzajemne poznawanie trwało kilka miesięcy, ale warto było.
Na początku Femina nie była zarejestrowana jako organizacja. Kobiety z Polski i Niemiec spotykały się ze sobą dwa razy w miesiącu po obu stronach granicy (tak jest do dzisiaj), rozmawiały, poznawały się, wymieniały doświadczeniami, wymyślały, co mogą razem robić. W 1998 r., żeby móc starać się o pieniądze na realizację tych pomysłów, panie ze Zgorzelca założyły Stowarzyszenie Kobiet Interclub Femina.
– Hania została przewodniczącą. To dzięki jej ogromnej pracy, zaangażowaniu, otwartości i życzliwości wszystko się zaczęło – mówi Józefa Zalewska, która od samego początku jest w Feminie wiceprzewodniczącą. – Hania organizowała zjazdy, spotkania, zaczęła współpracować z różnymi organizacjami, wymyślała coraz to nowe rzeczy do robienia i projekty. Zresztą do dzisiaj tak jest.
Dla kobiet, dla młodzieży
Pierwszym projektem, jaki zrealizowało Stowarzyszenie był „Transgraniczny dialog kobiet”. Jego celem było bliższe poznanie współpracujących z sobą organizacji kobiecych ze Zgorzelca i Goerlitz. Potem był projekt „Bezpieczna w kraju sąsiadów”. Narodził się przypadkiem, podczas jednego ze spotkań Feminy. Napisały go wspólnie Polki i Niemki. Przez rok panie ze Zgorzelca i Goerlitz uczyły się języka niemieckiego i uczestniczyły w warsztatach radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych.
Znakomite efekty przyniósł też projekt „Młodzi – niezależni – dwa narody – jeden cel”. Pieniądze udało się uzyskać z Programu Interreg III A Dolny Śląsk-Saksonia. Poprzez pokazanie twórczości muzyków, którzy zmarli z powodu nadużywania narkotyków, udało się trafić do młodzieży z przesłaniem antynarkotykowym. Odbyły się trzy edukacyjne koncerty, rozpoczęło działalność forum dyskusyjne. Imprezy cieszyły się dużym zainteresowaniem. Wzięło w nich udział kilkuset młodych ludzi.
W 2006 roku Stowarzyszenie zorganizowało polsko-niemiecką konferencję, podczas której przedstawicielki ok. 30 instytucji i organizacji z powiatu zgorzeleckiego i Saksonii przyjęły deklarację udziału w „Ponadregionalnym Porozumieniu Kobiet”. Porozumienie m.in. wspiera organizacje kobiece i instytucje pracujące na rzecz kobiet po obu stronach granicy
Jako przewodnicząca Feminy Hanna Ilnicka pomagała założyć również Klub Kobiet po Mastektomii Amazonka w Zgorzelcu i wspiera go do dzisiaj. Co prawda nie jest jej członkinią, ale – jak zapewniają Amazonki – jest dobrym duchem ich organizacji.
– Bardzo dużo jej zawdzięczamy – mówi Bożena Hanc, przewodnicząca Klubu ze Zgorzelca. – Nigdy nie odmawia nam pomocy. Możemy się do niej zwrócić ze wszystkim. Jak będzie mogła, to na pewno pomoże. To właśnie Hanna zorganizowała już trzy edycje akcji „Październik miesiącem szansy”, która ma nagłaśniać problematykę raka piersi i raka prostaty.
Bezrobotna radna powiatu
Od 2000 r. Hanna Ilnicka pracowała przez prawie dwa lata w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie w Zgorzelcu. Zwolniono ją, gdyż zabrakło pieniędzy na jej etat pracownika socjalnego. Wtedy koleżanki z Feminy i znajomi zaczęli ją namawiać, żeby wystartowała w wyborach. Miała już przecież doświadczenie w radzie miasta. Tym razem została radną rady powiatu zgorzeleckiego i jej wiceprzewodniczącą. Pracowała nad istotnymi zapisami w powiatowej strategii aktywizacji osób bezrobotnych oraz wyrównywania szans osób niepełnosprawnych. Była przewodniczącą Powiatowego Komitetu Organizacyjnego Europejskiego Roku Osób Niepełnosprawnych. Dzięki pracy Komitetu powstał Powiatowy Ośrodek Wsparcia dla Osób Psychicznie Chorych.
– Jest osobą powszechnie znaną, lubianą i szanowaną. To, co robi pani Hanna i to, co już zrobiła dla naszej lokalnej społeczności jest nieocenione – przyznaje Bogusław Białoń, sekretarz rady powiatu zgorzeleckiego.
W ubiegłym roku Hannie udało się powołać Centrum Aktywności Kobiet, które działa przy Feminie. Emerytowane pracownice socjalne udzielają w nim porad m.in. w jaki sposób załatwiać sprawy w urzędach, pomagają pisać pisma do różnych instytucji, wspierają w trudnych chwilach.
Jakby tego było mało, 13 sierpnia 2007 r. Hanna została dyrektorem Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Zgorzelcu. Tego samego, z którego kiedyś ją zwolniono. Ze swoim ogromnym doświadczeniem była idealną kandydatką na to stanowisko. Co do tego w Zgorzelcu nikt nie ma wątpliwości.
W Londynie, w Spytkowie…
Hanna, jak sama mówi, ma oczy szeroko otwarte na potrzeby ludzi. I energię, żeby im pomagać. Jej znajomi, mąż i synowie często nie mogli się nadziwić, że starcza jej czasu na to wszystko, co robi.
– Czasami jednak musiałam odpocząć. Pakowałam walizkę i leciałam do Londynu. Nie znam angielskiego, ale chodziłam na koncerty, dużo spacerowałam, zwiedzałam wystawy. Wracałam z naładowanymi akumulatorami i miałam siłę, i ochotę do dalszej pracy – opowiada. – A od czterech lat mamy dom na wsi i to on jest teraz moją odskocznią od pracy.
Z domem wiąże się rodzinna historia.
– Pewnego dnia jeden z moich synów przyszedł do mnie i powiedział: „Mamo, zawsze marzyłaś o tym, żeby mieć dom na wsi” i dał mi akt notarialny, właśnie domu w Spytkowie – Hanna wspomina tę chwilę z rozrzewnieniem.
150-letni dom, położony w niewielkiej wsi przy granicy polsko-czeskiej, to oaza spokoju. Hanna przyjeżdża tu, żeby pobyć w ciszy sama ze sobą. Robi wtedy najzwyklejsze rzeczy: spaceruje, gotuje proste potrawy, dotyka ziemi, drzew. Jej mąż mówi, że Hannie rosną tu skrzydła.
Ale kiedy posiedzi kilka dni sama i nabierze energii, zaczyna zapraszać gości. Przyjeżdżają panie z Feminy, pomagają sadzić kwiatki, pielą grządki, a potem wszystkie siadają przy stole pod starą lipą i jedzą ziemniaki z kefirem, rozmawiają, śmieją się, planują nowe działania i spotkania. Tacy zwykli, niezwykli ludzie.
– Jestem naprawdę bardzo zwykłym człowiekiem – przekonuje Hanna. – Miałam tylko szczęście w życiu, że dana mi była taka pogodna natura.
Artykuł ukazał się w miesięczniku organizacji pozarządowych gazeta.ngo.pl - 02 (50) 2008; www.gazeta.ngo.pl |
Źródło: gazeta.ngo.pl