Od muzyki punkowej poprzez ekologię do odnowienia żydowskiego cmentarza w Krośnie – bez zaangażowania, pasji i wiary w to, co robi, nie byłoby to możliwe. Nie zgadza się na określenie go ekologicznym terrorystą i tłumaczy, dlaczego członkowie jego stowarzyszenia przykuwali się do drzew w obronie przyrody.
Czym się zajmuje
W Stowarzyszeniu Pracowania na rzecz Wszystkich Istot pełni funkcję sekretarza zarządu i jest redaktorem naczelnym miesięcznika „Dzikie Życie”. Ważny elementem jego życia jest też współpraca ze Stowarzyszeniem „Olszówka”, a w jej ramach – ratowanie żydowskiego cmentarza w Krośnie.
Dlaczego to robi
Wywodzi się z tzw. środowisk alternatywnych, punkowych. W latach 90. był liderem Stowarzyszenia Kultury Alternatywnej „Kaktus” w Krośnie. Organizowali koncerty zespołów z tzw. sceny niezależnej. W ten sposób nauczył się wielu rzeczy, które przydały mu się potem w działalności pozarządowej.
Z wykształcenia nie jest przyrodnikiem. Serce, zaangażowanie, pasja i wiara w to, co się robi są bardzo ważne – wylicza. – Słomiany zapał wystarcza na krótko. Stowarzyszenie, w którym pracuje odwołuje się do filozofii głębokiej ekologii, która zwraca uwagę na to, że wszystko jest ze sobą powiązane, że każdy byt na ziemi ma prawo do samorealizacji. Pracownia kojarzona jest z radykalnymi działaniami w obronie przyrody.
– Ale żeby nas określać od razu szalonymi ekologami, to jest bzdura. Jeśli ktoś zna choć trochę historię ruchu ekologicznego na świecie, to wie, jak ważne dla tego ruchu było i jest odwoływanie się do obywatelskiego nieposłuszeństwa. Nawiązujemy do Henry`ego D. Thoreau, który w połowie XIX wieku napisał esej „On the Duty of Civil Disobedience” – spopularyzował obywatelskie nieposłuszeństwo, sam zresztą dał się uwięzić, bo nie godził się na wojnę USA z Meksykiem. Liczy się idea wcielenia w życie zmiany, którą w naszym przypadku jest ratowanie ostatnich cennych przyrodniczo miejsc – podkreśla. – Dlatego broniliśmy Góry Św. Anny i Doliny Rospudy. Nie zgadzamy się na to, żeby określać nas terrorystami ekologicznymi.
Mówi, że w przyrodzie nie ma szkodników. Najbardziej zadziwiają go ptaki. Przez ich nieuchwytność. Nie dają się oswoić. To jest inspirujące. Człowiek nie potrafi latać.
– Wznieść się i polecieć tak jak ptak, to byłoby piękne – śmieje się.
Natomiast inspiracją do działań w Stowarzyszeniu „Olszówka” były Karpaty.
– Na początku podziwiałem piękno krajobrazu. Lubiłem mocno się zmęczyć górską wędrówką. Z czasem sportowy wymiar chodzenia po górach ustępował miejsca kontemplacji. Spotykałem stare, zniszczone cerkwie, podmurówki domów, zarośnięte cmentarze. Interesowałem się historią lokalną. Znałem Jacka Zacharę z „Olszówki”, który zaproponował mi współudział w projekcie o wielokulturowości – opowiada. – Pamiętałem z dzieciństwa, że na obrzeżach Krosna jest tajemniczy obiekt, cmentarz żydowski. Poszedłem tam w 2001 roku. Był w fatalnym stanie. Dosłownie tonął w śmieciach. Zarośnięty – to mało powiedziane – był jak nieprzebyta dżungla. Najprostszym pomysłem było go uporządkować. Tym się zajęliśmy. Działania najpierw odbywały się w ramach projektu „Wielokulturowość w Karpatach”. Pracowałem wtedy w szkole jako wychowawca, pedagog szkolny i nauczyciel historii. Uczniowie włączali się w odnowienie cmentarza. To dzięki tym pracom mogliśmy odkryć, że na cmentarzu jest 250 macew, choć literatura podawała, że jest ich 120. Po drodze pojawiły się projekty edukacyjne. Przeprowadziłem ponad ok. 60 zajęć edukacyjnych na terenie cmentarza, głównie dla krośnieńskiej młodzieży. To było dla mnie ciekawe doświadczenie. Dużo czytałem, nawiązałem kontakty z Żydami, którzy kiedyś mieszkali w Krośnie. Przygotowaliśmy wystawę.
Z pracy w szkole na razie rezygnuje.
– To, czym zająłem się potem, było o wiele bardziej twórcze niż praca w szkole. Kiedy nauczyciele narzekają na to, że są przemęczeni, polecam im wtedy wybranie się na parę dni do pracy w NGO-sach. Praca w organizacji pozarządowej to prawdziwa szkoła życia. Gdybym wrócił do szkoły, zapewne poczułbym się tak, jakbym trzy razy zwolnił – śmieje się.
Największy sukces
Trudno mu jednoznacznie wyłonić jeden, który byłby dominujący.
– Sukcesem jest zawsze to, jeśli jest się zauważonym i docenionym w jakimś środowisku – mówi. Został wyróżniony im. Nagrodą im. Ireny Sendlerowej, wcześniej otrzymał Nagrodę im. Michaela Traisona, przyznawaną Polakom, polskim organizacjom i miastom, które angażują się w ochronę pamięci o Żydach w Polsce. – To jest dowód, że to, czym się zajmowałem, miało sens – podkreśla.
Po drugie:
– Przy moim skromnym udziale w Stowarzyszeniu Pracownia na rzecz Wszystkich Istot działamy prężnie i aktywnie chroniąc dziką przyrodę Polski. Od siedemnastu lat, nieprzerwanie, wydajemy branżowy miesięcznik. To czasem mrówcza praca. Sami się dziwimy, że nie było żadnego przestoju, jak na tak niszowe wydawnictwo. Wciąż myślimy jednak o rozwoju – śmieje się.
Największa porażka
To będzie smutna refleksja.
– Obecnie społeczeństwo jest o wiele bardziej nastawione materialistycznie niż na początku lat 90. Z tego powodu jesteśmy bardziej zamknięci na siebie, bardziej egoistyczni. Mimo telefonów, komunikatorów, telewizji spotykamy się ze sobą mnij niż dawniej. Jeśli jesteśmy na siebie otwarci, to jedynie w małych gettach środowiskowych. Myślę, że jest to porażka społeczeństwa obywatelskiego. Organizacjom pozarządowym trudno uzyskać wsparcie od społeczeństwa – podsumowuje.
Co lubi
W dzieciństwie, dzięki ojcu, najbardziej interesował go sport. Uprawiał nawet przez pięć lat lekkoatletykę. Uważa, że każdemu przydałoby się takie doświadczenie – nauka rywalizacji fair play. W tej chwili uwielbia wędrować po Karpatach. Gór potrzebuje jak tlenu. Dla odmiany ostatnio udało mu się też przejść praktycznie całe polskie wybrzeże.
Jednak pierwszą inspiracją życia, jaką sam sobie wybrał świadomie, była muzyka. Do dziś utrzymuje kontakty z wieloma muzykami. Siekiera, Dezerter, Armia, Joy Division, The Clash – to fascynacje z połowy lat 80., potem Teatr Dźwięku Atman, Orkiestra św. Mikołaja. Jako młody człowiek rzadko sięgał do muzyki poważnej, kiedyś wydawała się pozbawiona tzw. czadu – dziś sięga do niej równie chętnie.
Lubi czytać książki.
– Oczywiście historia, a w niej II wojna światowa – zaznacza. Zdarzyło mu się w szkole podstawowej na lekcji historii nieopatrznie powiedzieć coś na temat Katynia. – To było w roku 1983 – opowiada. – O wydarzeniach w Katyniu usłyszałem w domu, nie bardzo zdawałem sobie sprawę z tego, co mówię. Zostałem skrytykowany przez nauczycielkę na lekcji. Ojciec został wezwany do szkoły. Na koniec roku szkolnego otrzymałem ocenę dostateczną, czyli najniższą zaliczającą. To mi utkwiło w pamięci. Dziewięć lat temu w jednej z wędrówek z plecakiem „zahaczyłem” o Katyń. Historia służy mu m.in. po to, by móc lepiej zrozumieć własne korzenie, różnice między ludźmi, poznać religie, wielokulturowość.
W Krośnie żyje mu się nienajgorzej, choć mogłoby być lepiej.
– Ale nie ulegam złudzeniu, że gdzieś jest lepiej niż tu, gdzie jestem – śmieje się.
Plany na przyszłość
– W tej chwili głównie zajmujemy się ochroną dzikiej przyrody w górach przed inwazyjną turystyką masową. Pracujemy też nad ochroną Puszczy Białowieskiej. W połowie lat 90., głównie dzięki aktywności Pracowni polski rząd powiększył Białowieski Park Narodowy. Ale to wciąż za mało. Naszym celem jest doprowadzenie rozszerzenia parku na całą Puszczę Białowieską – deklaruje.
Celem jest też ciągłe wydawanie miesięcznika „Dzikie Życie”.
– Zajmujemy się korytarzami ekologicznymi, którymi przymierzają zwierzęta. Polska rozbudowuje sieć dróg i autostrad. Uczymy projektantów tych dróg, jak budować przejścia dla zwierząt, żeby mogły one spełniać określone standardy oraz eliminować błędy, które już powstały. To jedne z celów na najbliższe lata. Mamy też nadzieję, że kiedy powstaną wszystkie drogi i autostrady, które są w planach, to będą one rzeczywiście „wszystkie”. Mamy nadzieję, że nikt nie wpadanie na pomysł, żeby budować kolejne – podkreśla.
Jako stowarzyszenie koncentrują się na eliminacji konfliktów na styku „człowiek-przyroda”.
Źródło: inf. własna ngo.pl