Jarosław Dominiak, prezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych z Wrocławia, marzy o wyprawie w Andy, ale stąpa twardo po ziemi.
Dowód osobisty wyrobił sobie bardzo szybko. Prosto z urzędu poszedł do jednego z biur maklerskich i założył swój pierwszy rachunek inwestycyjny. To był najlepszy prezent z okazji 18. urodzin. Była połowa lat 90. Jarek interesował się prawami rządzącymi wolnym rynkiem, który dopiero raczkował w Polsce. Inwestował na giełdzie, poznawał tajniki ekonomii, czytał, uczył się. Dostał się na Wydział Zarządzania i Informatyki Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu. Na studiach zaczął działać w międzynarodowej organizacji studenckiej AIESEC. Jako jej członek pomagał organizować pierwsze konferencje WallStreet w Polsce, na których ludzie poznawali praktyczne zasady inwestowania.
Podczas jednej z podobnych konferencji Jarek poznał przedstawiciela Sveriges Aktiesparares Riksfrbund, dużej szwedzkiej organizacji zrzeszającej inwestorów indywidualnych. Długo ze sobą rozmawiali. W głowie studenta ostatniego roku Akademii Ekonomicznej narodziła się myśl, żeby szwedzkie doświadczenia wykorzystać w Polsce. Powiedział o tym kilku kolegom ze studiów. Zapalili się do tego pomysłu i postanowili razem założyć Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (SII).
Rajd po kraju
– Zarejestrowaliśmy się pod koniec 1999 r. Wymyśliliśmy, że będziemy jeździć do różnych miast w Polsce, organizować spotkania edukacyjne i mówić ludziom o stowarzyszeniu – opowiada J. Dominiak. – Namówiliśmy przedstawicieli giełdy, żeby nas wsparli finansowo. Zgodzili się i ruszyliśmy w trasę.
Na spotkania przychodziło bardzo dużo osób. Niektórzy chcieli od razu przyłączyć się do organizacji. Tak duży odzew potwierdzał, że stowarzyszenie wypełniło ogromną lukę na rynku kapitałowym i jest bardzo potrzebne.
SII wynajęło mały pokoik we Wrocławiu na siedzibę. Zaczęli zapisywać się członkowie. Tworzyły się regionalne oddziały Stowarzyszenia. Było coraz więcej pracy. Ruszyły praktyczne warsztaty dla inwestorów.
W Unii przed Polską
SII rozpoczęło lobbing na rzecz tego środowiska. Jarek został przedstawicielem krajowych organizacji inwestorskich w World Federation of Investors Corp. Polska dołączyła do grona państw, w których indywidualni gracze giełdowi mieli swoich reprezentantów. Zaczęto się z nimi liczyć na rynku kapitałowym. Do tej pory rządzili na nim duzi inwestorzy, którzy nawet „po trupach” dążyli do zamierzonego celu. W starciu z nimi zwykły Kowalski nie miał żadnych szans. SII zaczęło reprezentować swoich członków w spornych sprawach, a nawet w sądach. Chcieli też realnie wpływać na zmiany w polskim ustawodawstwie. Jarek został reprezentantem Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych w Euroshareholders w Brukseli, gdzie uczestniczył w przygotowywaniu dokumentów opiniujących akty prawne dotyczące rynku kapitałowego dla Komisji Europejskiej.
– Polska nie była jeszcze członkiem Unii, a my już mieliśmy wpływ na ustalane tam prawo, które później wprowadzano także w naszym kraju – mówi.
Na jednym rachunku
Od początku istnienia SII dążyło do tego, aby w Polsce zaczęły powstawać Kluby Inwestorów Indywidualnych. Ta idea narodziła się ponad 100 lat temu w Stanach Zjednoczonych i dość szybko stała się popularna także w Europie. Polega na tym, że kilkoro ludzi inwestuje na giełdzie używając tylko jednego rachunku w biurze maklerskim. Dzięki temu ryzyko ewentualnych strat jest mniejsze niż w przypadku jednej osoby. Z kolei przynależność inwestorów do stowarzyszenia pozwala grupie bezpiecznie poruszać się po rynku kapitałowym.
– Niestety, w Polsce żadne biura maklerskie nie chciały otworzyć jednego konta dla kilku indywidualnych osób – narzeka J. Dominiak. – Ktoś z Komisji Papierów Wartościowych wypowiedział się kiedyś niefortunnie o takich klubach i nastawił źle do tej idei polskich ustawodawców. Staramy się to zmieniać. Udało się nam wprowadzić zmiany w prawie dotyczące Klubów. Teraz musimy jeszcze trochę powalczyć, żeby to nie był martwy zapis, żeby pojawiły się do niego akty wykonawcze. Kilka biur maklerskich już dojrzało do tej sprawy, ale nie działa to jeszcze tak, jak byśmy sobie tego życzyli.
Rosną w siłę
Z biegiem lat SII stało się ważnym graczem na rynku kapitałowym. Liczą się z nim największe instytucje finansowe, duzi inwestorzy, a nawet rząd. Jarosław Dominiak jest członkiem Rady Rozwoju Rynku Finansowego przy Ministrze Finansów. Aktywnie uczestniczy też w obradach zespołu konsultacyjnego utworzonego do prac nad projektem Kodeksu Nadzoru Korporacyjnego Polskiego Forum Corporate Governance. Jest prelegentem podczas licznych konferencji z dziedziny rynku kapitałowego. Jako prezes SII pisze komentarze i artykuły w prasie finansowej, co wpływa na rozpoznawalność Stowarzyszenia.
SII organizuje wiele szkoleń i konferencji (m.in. Konferencję WallStreet, Akademię Tworzenia Kapitału, warsztaty „Profesjonalny Inwestor”). W większości przypadków to największe tego typu imprezy w Polsce. Dużą popularnością cieszy się też wydawane co kwartał od 2001 r. czasopismo „Akcjonariusz”, które pełni rolę opiniotwórczą i przedstawia głos środowiska polskich inwestorów giełdowych.
Drobnica to poważna siła
W 2005 r. SII stworzyło własny dział analityczny. Współpracują z nim czołowi analitycy giełdowi, dzięki czemu oferta stowarzyszenia jest bogata w cenne informacje, dotyczące spółek giełdowych, debiutantów, surowców, makroekonomii, analiz polskich oraz światowych indeksów giełdowych. Korzystają z niego nie tylko członkowie Stowarzyszenia, ale wszyscy ci, którzy chcą zdobyć praktyczną wiedzę o mechanizmach rządzących wolnym rynkiem.
Dzięki silnej pozycji na rynku SII udało się zablokować fuzję dwóch dużych firm, których połączenie byłoby niekorzystne dla niewielkich graczy. Z kolei w kilku przypadkach, gdy spółka wychodziła z giełdy i oferowała niską cenę akcji, Stowarzyszenie wywalczyło, by duży inwestor ją podniósł nawet o kilkadziesiąt procent. Dzięki temu indywidualni inwestorzy nie ponieśli dużych strat.
– Przez lata naszej działalności udowodniliśmy, że plankton czy drobnica, jak mówi się o inwestorach indywidualnych, to poważna siła. Dziś prosi się nas o opinie, słucha się tego, co mamy do powiedzenia, traktuje się nas bardzo poważnie. Wiem, że przed nami ktoś próbował założyć podobne organizację, ale to nie wyszło. Nam się udało. Praktycznie od zera stworzyliśmy organizację, z którą każdy się liczy – stwierdza J. Dominiak.
Ludzie mają realny wpływ
Od 2000 r. Jarosław Dominiak jest członkiem międzynarodowej organizacji Ashoka (www.ashoka.pl), która wyszukuje i zrzesza wyjątkowe osobowości, wprowadzające innowacyjne rozwiązania problemów społecznych. W jego profilu na stronie internetowej Ashoki czytamy: „Jarek dostarcza ludziom narzędzi i umiejętności, by zdobywali praktyczne doświadczenia i podstawową wiedzę na temat zasad działania wolnego rynku. Poprzez swój program edukacyjny odpowiada na potrzeby edukacyjne społeczeństwa i udowadnia, że to ludzie mają realny wpływ na zmianę społeczną i materialną w swoim życiu”.
– Obserwuję go od wielu lat i widzę, że to co robi Jarek i jego Stowarzyszenie bardzo dobrze wpływa na wielu ludzi i na to, jak funkcjonują środowiska biznesu w Polsce – zapewnia Ewa Konczal z Ashoki. – To bardzo skromny człowiek, ale niezwykle skuteczny w działaniu. Ciekawy świata i ludzi, otwarty na nowe przedsięwzięcia. Ale też bardzo zabiegany.
Nie tylko pieniądze
Rzeczywiście, jego dzień wypełniony jest pracą od rana do wieczora. Jarek potrafi trzy razy w tygodniu przyjechać do Warszawy czy innego miasta w Polsce na konferencję, spotkanie, szkolenie. Jednak przy tak wielu obowiązkach nie zamyka się tylko na sprawy SII i nie zaprząta sobie głowy wyłącznie pieniędzmi. Jak sami mówi, od dawna interesuje się organizacjami pozarządowymi, ich działalnością i tym, jak wiele ciekawych i potrzebnych rzeczy robią dla różnych grup społecznych.
– Teraz jestem w Stowarzyszeniu i poświęcam mu większość czasu. Zdaję sobie jednak sprawę, że to pewien etap w moim życiu. Lubię tworzyć, więc po głowie chodzi mi kilka nowych pomysłów. Chciałbym na przykład powołać w przyszłości fundację, która działałaby na rzecz ludzi z chorobami nowotworowymi i prowadziłaby badania nad rakiem. Mam doświadczenia w swoim otoczeniu z tą chorobą. Podziwiam też Lance’a Armstronga, który walczył z nowotworem, a później zwyciężał w największych wyścigach świata – mówi.
Rowerem po górach
Podziw dla Lance’a Armstronga nie jest przypadkowy. Jarek Dominiak jest zapalonym kolarzem.
– Kiedy tylko mogę, urywam się ze świata twardego biznesu, biorę rower i jeżdżę po górach Sowich albo Karkonoszach – opowiada.
Od 8 lat wyjeżdża też na wyścigi Tour de France i Giro d’Italia.
– Najpierw kibicuję, a po skończonym wyścigu, razem ze znajomymi pedałujemy przez najtrudniejsze alpejskie odcinki. To niesamowite przeżycie – mówi.
Kolarstwo to nie jedyna jego pasja. Kilka lat temu Jarek poznał ludzi z Ameryki Południowej. Od tamtego czasu wciąż chodzi mu po głowie, żeby pojechać do Peru. Ale nie na tydzień lub dwa, tylko zaplanować może nawet kilkumiesięczną wyprawę, podczas której będzie można naprawdę poczuć ducha tego kraju: przejść przez Andy, dotrzeć do wybrzeża nad Ocean Spokojny, zatrzymać się w Cusco, dawnej stolicy Inków.
– Wierzę, że kiedyś tam pojadę, ale na razie chciałbym doprowadzić do tego, żeby działania SII były jeszcze skuteczniejsze. Ludzie są głodni elementarnej wiedzy dotyczącej rynku kapitałowego, chcą wiedzieć coraz więcej, aktywizują się. Łącznie, swoim działaniem Stowarzyszenie obejmuje ok. 20 tys. ludzi. Jest więc dla kogo pracować i wciąż jest dużo do zrobienia – przekonuje J. Dominiak.
Artykuł ukazał się w miesięczniku organizacji pozarządowych gazeta.ngo.pl - 03 (51) 2008; www.gazeta.ngo.pl |
Źródło: gazeta.ngo.pl