Nie boi się pan psów? – pyta Magdalena Stańczak i wypuszcza z kojców kilkoro podopiecznych. Psiaki z radością rozbiegają się po ogrodzonym terenie. Jesteśmy w Kobyłce, w dopiero co otwartym hotelu dla psów (w ostateczności także dla kilku kotów), prowadzonym przez niedawno założoną spółdzielnię socjalną „Droga do Domu”. Publikujemy pierwszy reportaż z kolejnej edycji cyklu Inw(eS)torzy Społeczni.
Spółdzielnię założyły dwie fundacje: „Zwierzaki w Potrzebie” oraz „Wsparcie i Praca Osób Niepełnosprawnych”. Spotkały się tu dwie inicjatywy. Celem jednej z nich było stworzenie przytuliska (schroniska) dla zwierząt szukających domu oraz hotelu, czyli miejsca, gdzie zwierzę można oddać na wakacje, zamiast wywozić je do lasu. Celem drugiej – stworzenie miejsc pracy dla osób niepełnosprawnych.
Prezesem spółdzielni jest Marcin Szymczak, brat Magdaleny Stańczak (wiceprezeski). W działalność fundacji WIPON oraz spółdzielni jest też zaangażowana Hanna Szymczak, mama Magdy i Marcina.
Hotel ruszył kilka tygodni temu. Kierująca nim Magda to doświadczony trener behawiorysta. Można tam zostawić zwierzaka na przykład na dwa tygodnie, mając pewność, że będzie pod dobrą opieką. Przy okazji pies może zostać też wyszkolony. Miasto za odłowione psy płaci 15 zł za dobę na czas kwarantanny i pobyt w schronisku. Stawki komercyjne są zaś bardzo różne, zależnie od oczekiwań wahają się od 40 do 100 zł za dobę. Skąd się bierze tak duża rozbieżność kosztów? Zostawiając psa w hotelu, można zamówić dla niego określoną dietę lub przedstawić inne wymagania – indywidualne spacery czy treningi, które są osobno płatne.
Spotkały się dwie inicjatywy
– Byłam inicjatorką powstania spółdzielni. Szukałam partnera dla fundacji „Wsparcie i Praca Osób Niepełnosprawnych”, ponieważ zdecydowaliśmy się na formę spółdzielni socjalnej dwóch podmiotów prawnych. Zwróciłam się do wójta Strachówki, który polecił mi fundację „Zwierzęta w Potrzebie”. Okazało, że pani Kasia Golędzinowska zna się z moją córką, bo obie działają w pomocy zwierzętom. Bardzo szybko nam się udało porozumieć – wspomina Hanna Szymczak.
– Mój syn założył fundację „Wsparcie i Praca Osób Niepełnosprawnych”, natomiast córka zajmowała się przed urodzeniem dziecka szkoleniem psów, dogoterapią, skończyła SGGW. Wszelka tematyka związana ze zwierzętami jest jej zatem bardzo bliska – mówi Hanna Szymczak. – Przyszedł nam do głowy pomysł utworzenia schroniska, ponieważ brak takiego miejsca w powiecie wołomińskim. Tymczasem rynek pokazał nam, że jest wielkie zapotrzebowanie na hotel dla zwierząt.
Ludzie przychodzący z psami na szkolenia przyznawali, że mają problem z zostawianiem swoich pupili na kilka dni, czy to podczas urlopu, czy służbowych wyjazdów. Do ciepłych krajów nie można zabrać zwierzaka. Nawet w kraju niewiele jest takich miejsc, gdzie można pojechać na wakacje z psem.
– Sam jestem osobą niepełnosprawną, epileptykiem. Nie ma zbyt dużej tolerancji dla takich osób jako pracowników – pracodawcy obawiają się kontroli ZUS-u czy wypadku. Sztuką jest przełamać stare bariery. Ludzie boją się zatrudniać niepełnosprawnych. Postawiłem sobie wyzwanie, chciałem przekonać pracodawców, że możemy być tak samo dobrymi pracownikami jak pełnosprawni – dodaje Marcin Szymczak.
– Szukałyśmy, jako fundacja, metod sfinansowania schroniska – opowiada Katarzyna Golędzinowska – bo w naszej fundacji są same kobiety. Pojawiła się idea wsparcia działalności schroniska przez osoby niepełnosprawne, głównie młodzież niedosłyszącą, która świetnie sobie radzi ze zwierzakami. Takich ludzi niezbyt chętnie zatrudnia się w Polsce, więc starałyśmy się to wszystko połączyć, żeby z jednej strony była szczytna idea, a z drugiej – żeby działało nasze wymarzone schronisko, o które walczymy już trzy lata. I dopiero, gdy powstał pomysł spółdzielni socjalnej, zaczęło się to wszystko klarować. Spotkałyśmy się z Magdą Stańczak. Ona ma niepełnosprawnego brata, a ja syna. Miałyśmy wspólny cel. Udało się znaleźć gminę, która zgodziła się, żeby na jej terenie utworzono schronisko, bo nie wystarczy kupić ziemię.
Gdy już będzie schronisko
– Jesteśmy teraz na etapie finalizowania niełatwej sprawy schroniska. Niełatwej, bo żadna gmina nie chce mieć u siebie schroniska, więc ta część naszej działalności wymaga więcej starań, energii i kosztów – mówi Katarzyna Golędzinowska z Fundacji „Zwierzaki w Potrzebie”, wiceprezes spółdzielni. – Cała nasza działalność skupia się na powiecie wołomińskim. Większość osób działających w obu fundacjach mieszka w Kobyłce, Zielonce, Wołominie. W powiecie wołomińskim jest duży problem z bezdomnością zwierząt.
Hotel (a także schronisko, gdy zacznie działać) jest nastawione na psy, choć czasem zdarzają się też koty i inne zwierzęta. Na razie dla kotów nie ma zaplecza, bo kot źle funkcjonuje w kojcu, więc trzeba mu stworzyć inne warunki. Katarzyna Golędzinowska ma nadzieję, że na wiosnę schronisko będzie już działać pełną parą. Docelowo ma w nim znaleźć miejsce około 150 zwierząt.
– Na wiosnę chcemy mieć w schronisku 50 psów i przy opiece nad nimi wyszkolić ludzi, którzy zapewne będą pracownikami z przypadku. Niektórzy niepełnosprawni nie mieli do czynienia z psami lub po prostu się ich boją. Poza tym psy muszą się także do nich przyzwyczaić, a oni muszą się nauczyć, jak postępować ze zwierzakami – dodaje pani Katarzyna. – Ideałem byłoby, gdyby na dziesięć psów przypadał jeden opiekun. Na początek będzie nas stać na dziesięcioro pracowników, w tym troje w hotelu, bo tam musi być zachowany szczególnie wysoki standard.
Najpierw chcemy dać pracę potrzebującym i zapewnić dach nad głową zwierzakom w potrzebie, potem przyjdzie czas na bardziej zaawansowane działania, takie jak obozy treningowe dla niepełnosprawnej młodzieży połączone z dogoterapią.
Żeby bezpiecznie wystartować ze schroniskiem, musimy mieć ok. 200 tys. zł – na lekkie kojce i całe zaplecze. Trudno ocenić, ile potrzeba na całą inwestycję, bo nie mamy jeszcze podłączonych mediów. Liczymy, że ich koszt nie przekroczy 1500 zł miesięcznie przy 50 psach i dziesięciorgu pracownikach – ocenia Katarzyna Golędzinowska.
Spółdzielcy zakładają, że na wyżywienia każdego zwierzęcia, które trafi do schroniska, dostaną pieniądze. Zamierzają uczestniczyć w przetargach ogłaszanych przez gminy na odławianie i opiekę nad bezdomnymi zwierzętami. W przetargu gmina deklaruje kwotę, którą jest skłonna za taką usługę zapłacić, albo też schronisko deklaruje, ile zwierząt i za jakie pieniądze gotowe jest przyjąć. Spółdzielnia „Droga do Domu” wyliczyła, że jest to 2,5 tys. zł na każdego przyjętego psa. Oczywiście, jeden pies zostaje na miesiąc, drugi na trzy, inny na całe życie.
Zaprzyjaźniona lecznica, z którą fundacja „Zwierzaki w Potrzebie” współpracuje od wielu lat, zapewni opieką weterynaryjną. W przyszłości chcą mieć własny szpitalik. Gdy tylko ruszy schronisko, na miejscu będzie gabinet prowadzony przez technika weterynarii, przystosowany do wykonywania wszystkich podstawowych zabiegów: czipowania, szczepienia, odrobaczania, opatrywania powierzchownych ran.
Spółdzielnia planuje również prowadzić szkolenia z zakresu edukacji ekologicznej. Poruszane będą takie zagadnienia, jak prawidłowe i bezpieczne zachowanie dziecka w kontakcie ze zwierzętami czy świadome adoptowanie psa, uwzględniające styl życia właściciela.
Chętnych jest aż za dużo
– Sytuacja na rynku pracy jest teraz trudna, pracodawcy tną koszty, nie chcą zatrudniać nowego personelu. Dysponujemy bazą osób niepełnosprawnych poszukujących pracy. Mamy także stronę internetową, na której zamieściliśmy formularz zgłoszeniowy dla ubiegających się o pracę – mówi Hanna Szymczak. – Chętnych jest o wiele więcej niż ofert.
– Do tej pory zgłosiło się do nas około 250 osób – dodaje Marcin Szymczak. – Pomagamy jako fundacja, kierując ich do pracy na Stadionie Narodowym przy różnych imprezach, zwykle do pracy w kiosku. Firma obsługująca takie imprezy chętnie zatrudnia niepełnosprawnych. Ale jest to tylko praca dorywcza – mówi Hanna Szymczak.
Docelowo w hoteliku i schronisku pracę znajdzie kilkanaście osób. Spółdzielnia dostała dotację na stworzenie miejsc pracy. Za pozyskane środki zakupiono już kojce dla zwierząt do hotelu w Kobyłce i wydzierżawiono teren.
– W gminie Strachówka mamy bardzo życzliwego wójta, który zgodził się wspierać nas w budowie schroniska. Znaleźliśmy teren do kupienia i jesteśmy już dogadani z właścicielami – mówi Hanna Szymczak. – To mniej więcej dwa hektary, pięknie położone na polanie w lesie, więc schronisko nikomu nie będzie przeszkadzało. Na razie staną tam kontenery. Pracownicy będą dojeżdżać. To będzie kilka osób bezrobotnych ze Strachówki i niepełnosprawni z okolic Wołomina.
Dzięki dotacji na utworzenie miejsc pracy w spółdzielni socjalnej uda się sfinansować hotel i część kosztów schroniska, ale nie całość.
– Na hotel dzierżawimy ziemię od gminy, więc nie było tutaj dużej inwestycji, czyli zakupu. Jeśli będzie potrzeba, skorzystamy już jako spółdzielnia z funduszu pożyczkowego na preferencyjnych warunkach – mówi pani Hanna.
Rozliczanie spółdzielni socjalnej, tak samo jak rozliczanie fundacji czy stowarzyszenia, jest skomplikowane i wymaga fachowej wiedzy.
– Mamy księgową, która już pracuje w spółdzielni socjalnej i wie, co i jak rozliczać. Mamy pomoc Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, dostajemy wsparcie pomostowe i doradcze. Tak więc mamy specjalistów, których możemy prosić o radę. Osoby niepełnosprawne, które chciałyby założyć spółdzielnię, na pewno zderzą się z tą barierą biurokratyczną – komentuje Hanna Szymczak.
Bez przewodnika ani rusz
– Z racji pracy przy pozyskiwaniu unijnych funduszy oraz współpracy z wieloma organizacjami pozarządowymi zauważam, że jest mnóstwo fajnych inicjatyw, które powinny być wspierane – podsumowuje naszą rozmowę Hanna Szymczak. – Powstaje dużo nowych organizacji pozarządowych, które jednak nie potrafią pozyskiwać środków. To jest wielki problem. Zgłaszają się do mnie ludzie, żeby im podpowiedzieć, przeprowadzić ich przez trudną biurokratyczną drogę. Pokazać, gdzie szukać pieniędzy. Jeśli chodzi o fundusze unijne, przyznano sporo pieniędzy dla osób bezrobotnych, ale niestety nie było to wsparcie kompleksowe. Wiele szkoleń nie przynosi efektów, bo ci ludzie są pozostawieni samym sobie. Nauczyli się pisać CV, może potrafią zaglądać do internetu i szukać miejsc pracy, ale nie dostali przewodnika, kogoś, kto ich poprowadzi, pokaże. To jest bardzo ważne, bo ludzie bezrobotni czy niepełnosprawni często tracą wiarę, kiedy mają za sobą ileś niepowodzeń. Później jest im ciężko się pozbierać. I dlatego muszą dostać kogoś takiego, kto im powie: mnie się udało i wam też się uda. Wśród tych osób jest wiele talentów, specjalistów, których na rynku brakuje, tylko trzeba dać im zajęcie. Spółdzielczość socjalna to dobry kierunek i powinna się rozwijać.
Źródło: ekonomiaspoleczna.pl