Rok temu odeszła Ludwika Wujec (ur. 2 kwietnia 1941, zm. 26 maja 2024). Bardzo nam Jej brakuje. Dzielimy się wspomnieniem Danuty Przywary z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Dziękujemy!
Minął rok odkąd odeszła Ludka. Z tej okazji miałam napisać kilka słów o niej i spróbować odpowiedzieć na pytania: Za czym tęsknię? Czego mi brakuje? Co z jej dziedzictwa powinna dziś wziąć dla siebie Polska i społeczeństwo obywatelskie?
Postanowiłam rozpocząć od wypisania sobie słów, które jako pierwsze przychodzą mi do głowy, gdy myślę: LUDKA. No i kolejno pojawiły się:
Instytucja. Dorosłość. Odpowiedzialność. Roztropna pomoc. Zaangażowanie. Precyzja. Dociekliwość. Konkretność. Szorstka życzliwość. Sieciowanie.
I tu powiedziałam stop. Bo po pierwsze – nie chcę wgadać, a właściwie wpisać Was w ścianę, a po drugie – choć znałyśmy się od 1980 roku, a słyszałam o niej już w latach 70., to blisko zaczęłyśmy współpracować dopiero w ostatniej dekadzie. A prywatnie zbliżyłyśmy się do siebie w jej ostatnim roku. Jest wiele osób, które znały ją lepiej. Ale spróbuję.
Instytucja. A może pół instytucji – instytucji zwanej „Wujce”. Najlepiej zorganizowana, trwała i adaptująca się do zmiennego otoczenia struktura społecznego działania, jaką kiedykolwiek spotkałam. Po śmierci Henia, dzięki Ludce instytucja „Wujce” działała dalej – jak zwykle skutecznie i z sensem.
Dorosłość. Nie chodzi o wiek. Ludka była dorosła „od zawsze”. Wiedziała, co jest ważne. Umiała odsunąć emocje, wziąć odpowiedzialność, doprowadzić sprawy do końca. I przyjąć konsekwencje.
Roztropna pomoc. Jej motto: „Nie chodzi o to, by pomagać tylko swoim. Trzeba pomagać tym, którzy tego potrzebują, nawet jeśli nas nie rozumieją”. A ja dodam: pomagać w sposób, który zaspokaja potrzeby wspieranych a nie tylko wygodny dla siebie.
Zaangażowanie. Nie bierne, nie z obowiązku. Prawdziwe. Z przekonania, że świat zależy od nas. I że nie ma co czekać – trzeba działać. I Ludka działała. Bez fanfar, ale skutecznie.
Precyzja i konkret. Jako fizyczka i matematyczka, była mistrzynią analizy. Oddzielała przyczyny od skutków, docierała do sedna. Jej pytania – czasem obcesowe – były jak laser. Pomagały nazwać problem i zaplanować działanie.
Szorstka życzliwość. Ludka lubiła ludzi. Autentycznie. Lubiła z nimi być, rozmawiać, spierać się, rozumieć. Pomagała, wspierała, była.
Sieciowanie. Zanim stało się modne, ona już to robiła. Łączyła ludzi, wiedziała kto, co, z kim i w czym. Pamiętała setki osób. Wiedziała, kto może pomóc, kto czego potrzebuje, kto się nada do konkretnego zadania. Instytucja „Wujce” żyła siecią kontaktów – najpierw z Heniem, potem z Ludką – do samego końca.
Czytam to, co napisałam – wszystko prawda. Ale jakby… niepełna. Bo brakuje w tym tej Ludki: konkretnej, sprawczej, ciepło-szorstkiej kobiety zasad. Tej, co słuchała godzinami, a potem nagle wyciągała kartkę i notowała: „To co? Kto? Po co? Kiedy? Na kiedy?”. I dzwoniła – do tych, o których wiedziała, że zrobią lub podpowiedzą i skontaktują z tymi, którzy zrobią.
Brakuje tej Ludki, która jeździła z Tour de Konstytucja nie tylko tam gdzie jej było po drodze, ale dojeżdżała do Gołdapi, Kędzierzyna-Koźla, a do Biłgoraja wpadła choć na jeden dzień kosztem Festiwalu Stolica Języka Polskiego w ukochanym Szczebrzeszynie. Bo sprawa była ważna, bo Ona była potrzebna. Jeśli miałabym ją opisać w kilku słowach to bym powiedziała prawdziwy, pragmatyczny, sprawczy człowiek zasad. To tylko pozornie sprzeczna zbitka słów. Ludka realizowała ważne dla siebie wartości i zasady w sposób bardzo praktyczny – uwzględniając kontekst i dostępne środki prowadzące do realnego wpływu na rzeczywistość.
Za czym tęsknię? Za świadomością, że mogę do niej zadzwonić, żeby przedyskutować problem i dostać może trudną ale w bardzo mądrą i przemyślana informację zwrotną. I za czasem, którego nie zdążyłyśmy mieć więcej.
A czego współczesna Polska i społeczeństwo obywatelskie mogłyby się od niej nauczyć?
Polska – patriotyzmu, jako codziennej pracy dla dobra wspólnego. Dla wszystkich, nie tylko „naszych”.
Społeczeństwo obywatelskie – dodatkowo konsekwencji, profesjonalizmu i spokojnej, pragmatycznej sprawczości. Takich jak Ludki.
Postscriptum:
No i jeszcze jedno – 2 sałatki ze startych na dużych oczkach pieczonych buraków pierwsza z dużą ilością pestek granatu, sokiem z cytryny i/lub pestkami dyni i druga z orzechami włoskimi, czosnkiem, natką pietruszki i majonezem (koniecznie pikantnie doprawiona) już na zawsze będą bardzo smacznie przypominać mi Ludkę Spróbujcie – dla mnie marzenie na talerzu.