DOBRANOWSKA-WITTELS: Lokalna Rada Działalności Pożytku Publicznego nie ma reprezentować jedynie interesów organizacji pożytku publicznego.
Z dużym zainteresowaniem przeczytałam tekst Adama K. Podgórskiego o problemach z powoływaniem rad. Z niektórymi jego stwierdzeniami trudno się nie zgodzić, ale są i takie, które wymagają wyjaśnienia.
Adam K. Podgórski pisze m.in., że nie do końca zrozumiała jest intencja zapisu ustawowego, rozstrzygającego, że o powołaniu albo niepowołaniu lokalnych RDPP decyduje organ samorządowej władzy terenowej, ponieważ organ ten nie decyduje o przyznaniu danemu stowarzyszeniu czy fundacji statusu organizacji pożytku publicznego. Pyta także dlaczego ustawa dopuszcza fakultatywność decyzji samorządów o powołaniu rady.
Pomijając kwestie merytoryczne, o których za chwilę, nie sposób nie zawołać: i na szczęście! Można sobie tylko wyobrazić, co by się działo, gdyby samorząd miał zarówno kompetencje do nadawania statusu OPP organizacjom ze swojego terenu, jak i obowiązek powoływania Rad, składających się z tychże organizacji.
A teraz do merytoryki: lokalne Rady Działalności Pożytku Publicznego mają (powinny mieć!) mało wspólnego z jedynie organizacjami pożytku publicznego (OPP). W żadnym miejscu ustawy o działalności pożytku publicznego nie jest bowiem napisane, że zadaniem tych rad jest reprezentowanie specyficznych interesów OPP względem władz samorządowych. Wręcz przeciwnie – ustawa, odnosząc się do zadań rad, wspomina szeroko o organizacjach pozarządowych, czyli także tych, które nie mają statusu OPP.
Jeśli OPP, działające w danym mieście, powiecie, czy województwie rzeczywiście czują potrzebę stworzenia swej reprezentacji do prowadzenia (podjęcia) dialogu z władzami samorządowymi – nic nie stoi na przeszkodzie. Mogą taką reprezentację powołać na określonych przez zainteresowane organizacje zasadach. Sądzę, że nawet niezbyt przychylny organizacjom burmistrz, starosta czy wojewoda z ulgą przyjmie do wiadomości, że ma na swoim terenie partnera, z którym może rozmawiać o sprawach określonej grupy mieszkańców, w miejsce kilkudziesięciu różnych organizacji, które dobijają się w swoich sprawach. Chociażby po to, aby zrealizować swój ustawowy obowiązek konsultowania z radami działalności pożytku publicznego (jeśli takie są) lub organizacjami pozarządowymi projektów aktów prawa miejscowego w dziedzinach dotyczących działalności statutowej tych organizacji.
Nie bardzo wyobrażam sobie, aby ustawowo narzucić samorządom obowiązek powoływania rad. Co by to dało? Obawiam się, że tam, gdzie rady nie mogą powstać „po dobroci”, mielibyśmy w większości do czynienia z fasadowymi ciałami, złożonymi z przyjaciół i znajomych królika. Czy tego chcemy, czy nie formy współpracy między samorządem a organizacjami pozarządowymi opisane w ustawie o działalności pożytku publicznego są skierowane jednak głównie do tych samorządów, którym się chce i które widzą w tym sens. Przywołam tu słowa, które często padały tuż po uchwaleniu ustawy w 2003 roku: „miłości do organizacji się nie zadekretuje”.
Wierzę w mechanizm, który niejednokrotnie jest przywoływany podczas spotkań i konferencji poświęconych współpracy organizacji pozarządowych i samorządów: samorządy uczą się od siebie nawzajem. Urzędnicy przecież też się ze sobą kontaktują, wymieniają doświadczeniami. Jeśli widzą, że w którejś z gmin (najlepiej w sąsiedztwie) rada działalności pożytku publicznego działa i – co ważne – przynosi określone korzyści, będą bardziej skłonni zastosować to u siebie. A to w jaki sposób podejdą do tego zadania (czy zaproszą do udziału tylko wybrane i zaprzyjaźnione organizacje, czy też postawią na szeroki udział przedstawicieli trzeciego sektora) zależy także od postawy lokalnych organizacji pozarządowych (nie tylko OPP – podkreślam): czy będą w stanie wznieść się ponad swoje branżowe interesy i myśleć nad rozwiązaniami problemów istotnych dla całego sektora na danym terenie.
Oczywiście wiem, że także przy powoływaniu lokalnych rad pożytku publicznego „po dobroci” dochodzi niejednokrotnie do nadużyć i nieporozumień. W zależności od układu politycznego (niestety) w danej gminie lub powiecie rady te są traktowane bądź jako konkurencja dla rad gminnych bądź jako zagrożenie dla burmistrzów i wójtów. Są jednak i takie miejscowości (duże i małe), w których ciała te są powoływane i spełniają swoje zadania. Według danych zaczerpniętych z projektu Sprawozdania z funkcjonowania Ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie za 2010 i 2011 r. (przygotowywanego przez Departemant Pożytku Publicznego MPiPS): w 2011 r. 128 organów administracji samorządowej wskazało, że przy urzędzie funkcjonowała gminna, powiatowa lub wojewódzka Rada Działalności Pożytku Publicznego. Traktowałabym je nie jako wyjątek od reguły, ale raczej jako przykład, że jednak można.
Źródło: inf. własna