Lokalne pieniądze i systemy wymiany rzadko pojawiają się w polskiej dyskusji na temat ekonomii społecznej. Tymczasem lokalna waluta systemy barterowe czy banki czasu, nakierowane na potrzeby niewielkich wspólnot i dostosowane do ich specyfiki, mogą stać się narzędziem ich społecznej emancypacji i gospodarczego rozwoju. Pod warunkiem, że państwo nie zareaguje panicznie na bezgotówkową wymianę czy alternatywę dla oficjalnej waluty.
Lokalna gospodarka jest zielona
W zglobalizowanym świecie w wyniku wysokiej konkurencji oraz specjalizacji dostępność różnych grup towarów i usług powstałych na rynku lokalnym może być daleko niewystarczająca a jakość niezadowalająca. Komputery produkowane w każdej gminie, powiecie, województwie a nawet kraju byłyby mało zaawansowane technologicznie. Rynek zabawek jest tak zglobalizowany, że firmą lokalną można by nazwać taką, która operuje na terenie całej Europy.
Jednak w przypadku większości spożywanej przez nas żywności możemy i powinniśmy mówić o lokalności w skali odpowiadającej powiatowi czy województwu, przy czym inny będzie zakres lokalności w przypadku Islandii a inny w przypadku Włoch czy Niemiec. Warunkuje to inna sytuacja klimatyczna, geograficzna i kulturowa tych krajów.
Dlaczego jednak lokalność jest ważna? Pozyskując i konsumując lokalnie sezonowe produkty znacznie ograniczamy emisję CO2 związaną z transportem a co za tym idzie – odpowiedzialność za zmiany klimatyczne. Mniejszy jest też wkład energii potrzebny do przechowywania żywności – np. jej chłodzenia czy mrożenia.
Możemy jeść żywność świeżą, mniej przetworzoną, z mniejszą ilością konserwantów, wymagającą mniejszej ilości opakowań. Mamy większą pewność, że żywność nie została wytworzona w wyniku niszczenia środowiska i łamania praw człowieka. „Grzechy”, które da się ukryć w długim, skomplikowanym, zglobalizowanym łańcuchu dostaw, łatwo wychodzą na jaw, gdy droga między producentem a konsumentem jest prosta i krótka. Tu nawet certyfikaty mogą okazać się mniej potrzebne.
Lokalna gospodarka to zielone miejsca pracy, nawet jeśli dana działalność nie służy bezpośrednio ochronie środowiska. Jednak nie chodzi tylko o ekologię. Pieniądze wydane na lokalne produkty trafią do lokalnych producentów i wspomogą całą lokalną gospodarkę a nie wypłyną do odległych ośrodków.
Polska przeszła czterdzieści lat homogenizacji kulturowej, a obecnie podlegamy mocnym wpływom globalizacyjnym. Nie ułatwia to budowania siły i pozycji lokalnych produktów. Trudno kupować lokalnie, gdy – z jednej strony – mocno zaburzona jest nasza łączność z lokalną tożsamością kulturową, a z drugiej – bezustannie kuszą nas reklamy globalnych marek. W sukurs lokalności przychodzą jednak lokalne systemy wymiany czy wręcz lokalne pieniądze –adresowane do określonej grupy obywateli i konsumentów, których łączy np. przynależność terytorialna, podobna sytuacja socjalna czy… hobby.
Myśl lokalnie, wydawaj lokalnie
Mając w kieszeni lokalny pieniądz, jesteśmy zachęceni, by kupować produkty lokalne. Jesteśmy niejako nawet zmuszeni, by wybrać lokalny sklep, który takie środki wymiany akceptuje, a nie sklep sieciowy czy hipermarket. Lokalna waluta jest rodzajem systemu lojalnościowego i firmy, które ją akceptują, okazują w ten sposób swoje wsparcie dla lokalnej gospodarki.
Wybór miejsc, w których można wydać lokalne pieniądze jest wprawdzie istotnie ograniczony ilościowo, jednak otwierają się przed nami nowe wybory i możliwości – obfitość lokalnych gatunków i odmian roślin czy zwierząt, różnorodność lokalnych, tradycyjnych produktów (którymi z reguły nie handluje się w międzynarodowych sieciach), lepsze poznanie bliższego otoczenia.
Pieniądz lokalny nie jest więc „czekiem podróżnym” (jak nazwał waluty wymienialne Paul Glover z Ithaca Hours), który można w dowolnym miejscu ulokować czy wydać, zaburzając lokalne stosunki gospodarcze.
Po dobre praktyki – za granicę
Zwykle systemy te są połączeniem zalet nowoczesnej karty czipowej, lokalnej waluty i systemu lojalnościowego zastosowanego jako bezpośrednia zachęta do proekologicznych i etycznych wyborów konsumenckich. Pierwowzorem są tu najpewniej rozmaite karty lojalnościowe i bonusowe działające w oparciu o własne jednostki rozrachunkowe, jak karty na stacjach benzynowych czy np. Miles&More Lufthansy.
Kupuj zielone, zbieraj punkty
Projekt udowodnił, że ten sposób zachęcania obywateli do proekologicznych zachowań odnosi skutki podobne do komercyjnych programów lojalnościowych. Posiadacze kart trzy razy częściej niż przed uruchomieniem systemu oddawali zużyte sprzęty i inne odpady w punktach odbioru. W czasie realizacji projektu zwiększył się również udział wyrobów ekologicznych w asortymencie wielu sprzedawców.
Pieniądze z prądu
W ramach Kiwah za zakup zrównoważonych produktów i usług w sklepach partnerskich przyznawane są punkty, trafiające na specjalne internetowe konto. Punkty w Kiwah to również środek płatniczy, waluta komplementarna, którą można płacić za inne produkty i usługi, u lokalnych sprzedawców. Serwis internetowy programu Kiwah dostarcza informacje o miejscach, w których można płacić punktami, umożliwia ocenianie i recenzowanie produktów oraz usług, zgłaszanie kolejnych towarów i sklepów, wymianę informacji i dyskusje. Za ponadprzeciętne oszczędności punktów płaci się „podatek”, co ma przeciwdziałać „chomikowaniu”.
Tym, co czyni program wyjątkowym jest fakt, że stosowana w nim waluta nie została stworzona ex nihilo, lecz posiada oparcie w realnej wartości, mianowicie – w energii odnawialnej. Każdy kiwah odpowiada wartości 1 kilowatogodziny (tj. ok. 10 eurocentów, przed opodatkowaniem i doliczeniem kosztów przesyłu).
Za emisję kiwah, konieczną do prowadzenia sprzedaży swych „zielonych” produktów i usług, handlowcy płacą organizacji administrującej całym systemem w normalnych walutach (np. euro, funty, dolary, jeny). Zgromadzone środki są inwestowane w energetykę odnawialną (wiatraki, panele słoneczne, elektrownie wodne). Zysk z tych inwestycji trafia do uczestniczących w systemie handlowców, ale wypłacany jest w kiwah. Jednym słowem wzrost ilości kiwah w obiegu bezpośrednio przyczynia się do ograniczania emisji dwutlenku węgla oraz ekologizacji systemu gospodarczego.
W ten sposób kiwah przynoszą wszystkim zyski – zarówno ekonomiczne, jak i ekologiczne. Z komercyjnego punktu widzenia, handlowcom opłaca się emitować tę walutę, jako że pozwala to przyciągnąć i utrzymać klientów (jak w zwykłych systemach lojalnościowych). Co więcej figurowanie w bazie danych portalu Kiwah zwiększa „widoczność” takich sklepów.
Oczywistą, wymierną korzyścią dla konsumentów są kiwah otrzymywane jako premia przy każdych zakupach wewnątrz systemu. Z kolei ze środowiskowego punktu widzenia omawiany program na trzy różne sposoby wspiera zrównoważony rozwój gospodarczy. Po pierwsze stymuluje inwestycje w odnawialne źródła energii. Po drugie zachęca do konsumpcji przyjaznych środowisku produktów i usług dzięki programowi lojalnościowemu – możliwość darmowego otrzymywania kiwah stanowi dla konsumentów istotną motywację. Po trzecie wreszcie zwiększa skalę tego rodzaju zakupów, gdyż to na nie przeznaczane są zdobyte punkty.
Miasta przemian
Niektóre inicjatywy Transition Towns opierają się na lokalnych banknotach czy monetach, inne stosują księgowe zapisy (wykonywane zwykle elektronicznie). Czasem społeczność jest na tyle zintegrowana i/lub mała, że gwarantuje to wzajemność wymian bez konieczności uruchamiania środka wymiany czy rozliczeń.
Wioski przemian
Dłuższą niż Transition Towns tradycję mają ekowioski. Wiele z nich wywodzi się z przełomu lat 60. i 70. XX wieku. Wtedy stanowiły alternatywę, ucieczkę od społeczeństwa. Obecnie coraz częściej integrują się ze swymi konwencjonalnymi sąsiadami, wspólnie dążąc do rozkwitu lokalnej gospodarki. Sztandarowym przykładem jest Wspólnota Findhorn na północy Szkocji.
Po eksperymentach z LETS czy z CSA (Community Supported Agriculture – rolnictwo wspierane przez wspólnotę) wprowadziła ona (wraz z kilkoma przedsiębiorcami z sąsiedniej wsi) lokalna walutę eko (o przeliczniku 1 eko = 1 funt) i fundusz inwestycyjny, które obsługują zarówno członków tej awangardowej społeczności jak i sąsiednie wioski i miasteczka.
Twórcy systemu uważają, że niesie on ze sobą duże korzyści dla lokalnej gospodarki. Po pierwsze każda z trzech emisji (18,5 tys., 20 tys. i 18 tys. eko) wiązała się z pozyskaniem funtów (za które użytkownicy eko kupowali tę walutę) pozwalających stworzyć fundusz drobnych pożyczek dla członków społeczności.
Po drugie lokalni przedsiębiorcy, dzięki temu, że między sobą rozliczają się w eko, oszczędzają rocznie co najmniej 2 tys. funtów na opłatach bankowych.
Po trzecie banknoty komplementarnej waluty stanowią atrakcję kolekcjonerską. Dzięki temu spora ich ilość nie została wycofana na zakończenie emisji, co każdorazowo generowało dla społeczności około tysiąca funtów nadwyżki.
„Ryby” z agropaliw
Tu waluta lokalna wspiera produkcję i używanie lokalnie produkowanych agropaliw. Co należy podkreślić chodzi tu o agropaliwa produkowane z roślin pastewnych, na małą skalę, na lokalne potrzeby, co daje zatrudnienie rolnikom a nie powoduje ani wycinania naturalnych lasów, ani wypierania upraw żywności przez uprawy na potrzeby przemysłu paliwowego, co jest słusznie krytykowane jako jedna z przyczyn głodu.
Waluta jest emitowana przez BYSA (producenta biopaliw) i ma pokrycie w majątku przedsiębiorstwa. Akcjonariusze postanowili nazwać walutę peces (ryby), co nawiązuje do niewyjaśnionego w pełni zjawiska zdarzającego się w okolicy: spadających z nieba małych ryb.
Peces wprowadzono do obiegu w lutym 2009 roku, między innymi wypłacając nimi zaliczki pensji. Do stycznia 2010 roku dwudziestu sześciu lokalnych przedsiębiorców zdecydowało się honorować peces. Firmy płacą lokalną walutą za biopaliwa, wypłacają część wynagrodzeń i korzystają we wzajemnych rozliczeniach. Część lokalnych handlowców wprowadza zniżki dla płacących w peces.
Alternatywna waluta oficjalnym środkiem płatniczym
Pieniądz to swoiste tabu, nic więc dziwnego, że i jego „produkcja” nastręcza wielu trudności prawnych czy psychologicznych. Niezmiernie ważną barierą w rozwoju alternatywnych, lokalnych pieniędzy są niejasności prawne, a właściwie: brak jasności. Na szczęście za zawsze i wszędzie tak to wygląda.
Najbardziej znanym, nowoczesnym systemem barteru wielostronnego jest działająca do dziś szwajcarska grupa WIRtshaftsring – Genossenschaft. Powołana została w 1934 roku w następstwie niedoborów pieniądza po załamaniu giełdy w 1929 roku. Obecnie organizacja WIR ma statut banku, udzielającego nieoprocentowanych kredytów w walucie WIR, która w 2000 roku została uznana przez British Standards Institution of London jako oficjalny (obok franka szwajcarskiego) środek płatniczy Szwajcarii i Liechtensteinu o nazwie franka szwajcarskiego WIR (CHW).
Podobnie jak WIR, problemów prawnych nie ma pieniądz o nazwie Ithaca Hours, który funkcjonuje w miejscowości Ithaca w USA z powodzeniem i to od wielu lat (przejawia się w postaci banknotów opiewających na czas pracy). Jego animatorzy uzyskali z FED zapewnienie, że póki środek płatniczy nie przypomina fizycznie USD, póty nie stanowi on dla władz problemów. Należy dodać, że transakcje dokonywane w Ithaca Hours są normalnie opodatkowane (w praktyce część zapłaty przyjmuje się w „Godzinach” a część w USD, by tymi ostatnimi pokryć podatki).
Lokalny pieniądz, państwowe problemy
Przykładem lokalnej waluty, której twórcy wprost deklarują walkę z rządem, jest Liberty Dollars (dolary wolności). Problem wynika z faktu, że twórcy waluty, którą są złote i srebrne monety, nie przestrzegają monopolu państwa na bicie monet.
Pieniądz czy nie pieniądz?
Jednak zakwalifikowanie lokalnych pieniędzy jako prawnych środków płatniczych, mogłoby mieć wpływ na te z nich, które operują elektronicznie a nie mają stałego kursu względem waluty oficjalnej.
Jednakże w przypadku gdy osoby prywatne zaczną korzystać z rachunków Sieci Rozliczeniowej i używać swych telefonów komórkowych do transferowania quidów (a jest to technicznie możliwe a nawet pożądane, jeśli system ma być przyjazny dla użytkowników), to Sieć Rozliczeniowa może zostać sklasyfikowana jako instytucja „pieniądza elektronicznego” a wtedy zgodnie z artykułem 4 Dyrektywy 2000/46/EC, musiałaby posiadać 1 mln euro kapitału. Takie ryzyko wydaje się jednak niewielkie gdyż:
> Jer nie podpada pod definicję elektronicznego pieniądza. Dyrektywa definiuje elektroniczny pieniądz jako coś, co posiada następujące cechy:
(i) jest przechowywany w urządzeniu elektronicznym;
(ii) jest emitowany na podstawie potwierdzenia przyjęcia pieniężnego pokrycia nie mniejszego od wyemitowanej wartości;
(iii) jest przyjmowany jako sposób zapłaty przez przedsiębiorstwa inne niż emitent.
Jer będzie spełniać kryteria (i) oraz (iii), lecz nie spełnia kryterium (ii), ponieważ nie będzie emitowany w zamian za konwencjonalne pieniądze. Wszystkie jer będą wchodziły do obiegu bezpłatnie. Nie będą sprzedawane do użytku.
> Dyrektywa stanowi, że „pieniądz elektroniczny może być uważany za elektroniczny substytut monet i banknotów, przechowywany w urządzeniu elektronicznym takim jak karta czipowa lub pamięć komputera, i który w ogólności ma służyć do realizacji zapłaty elektronicznej ograniczonych sum”. Jer będzie miał szersze zastosowanie i będzie używany do uskuteczniania dużych transakcji.
Interpretacja budząca grozę
Tymczasem w Polsce… Wspomniany na początku Barter System Polska Sp. z o.o. nie ma problemów prawnych z tytułu prowadzonej przez siebie działalności. Dana firma dostarcza innemu uczestnikowi Barter Systemu swój towar czy usługę, wystawia fakturę, odprowadza podatek.
Gorzej w przypadku systemów LETS czy banków czasu. Paradoksalnie źródłem problemów prawnych wydaje się być ich niekomercyjny charakter. Prześledźmy kilka tytułów prasowych:
W skrócie: w 2008 r. Izba Skarbowa w Katowicach stwierdziła, że usługi, które otrzymujemy w ramach banku czasu to korzyść majątkowa. Rok później przez media przetoczyła się fala oburzenia, z powodu absurdalnych przepisów utrudniających realizację niekomercyjnej, oddolnej inicjatywy samopomocowej.
Jak mówił wówczas dla dziennika „Rzeczpospolita” Jerzy Bielawny z Instytutu Studiów Podatkowych, można znaleźć argumenty prawne za tym, że osoby korzystające z bezinteresownej pomocy innych nie uzyskują realnej korzyści majątkowej, jednak przede wszystkim w takich sprawach powinien decydować zdrowy rozsądek. „Przepisy nie mogą wkraczać w pewne sfery życia, które są naturalne, dobre i pożyteczne” – mówił Bielawny.
Jeszcze mocniej dla „Rzeczpospolitej” wypowiadał się Arkadiusz Michaliszyn, partner w kancelarii CMS Cameron McKenna. Stwierdził on, że interpretacja o podatku od wzajemnej pomocy budzi grozę. Dodał jednak, że za decyzję trudno winić urzędników, a prawdziwym problemem są przepisy, z których wynika, że nie można bez obaw korzystać z ludzkiej życzliwości.
Michaliszyn zaznaczył, że takie podejście hamuje ludzką inicjatywę i zniechęca do pomagania innym. Na koniec dodał: „Opodatkowanie przychodów z nieodpłatnych świadczeń to zresztą specialité de la maison polskiego systemu podatkowego. Cudzoziemcy często otwierają szeroko oczy, kiedy dowiadują się, że trzeba u nas opodatkować wszystko, co się dostaje za darmo”.
W następstwie tych publikacji Izba Skarbowa wysłała do Polskiej Agencji Prasowej oświadczenie, wypierając się przedstawionej w mediach „interpretacji Interpretacji”. Pismo to pełne było sprzeczności. Izba Skarbowa informuje, że „nikt jednak nie wymaga, aby strony wyceniały wzajemne usługi” i jednocześnie powtarza, że „należy ustalić wartość otrzymanego świadczenia, a następnie pomniejszyć ją o ustaloną wartość własnego świadczenia”.
List Izby Skarbowej świadczy również o niezrozumieniu idei banku czasu: „nie można przyjąć, że wartość rynkowa jednej godziny czyszczenia okien jest równa wartości rynkowej jednej godziny nauki np. języka angielskiego” podczas gdy właśnie taka zasada (godzina za godzinę – bez względu na rynkową wartość usługi) panuje w bankach czasu.
Ostatecznie, w odpowiedzi na interpelację poselską minister finansów stwierdził, że obowiązek podatkowy w przypadku bezgotówkowej wymiany świadczeń o niekomercyjnym charakterze nie zachodzi. Potwierdził w ten sposób swoją wcześniejszą opinię.
Oczywiście nikt nie może zagwarantować, że sprawa jest raz na zawsze i dla całej Polski załatwiona (poszczególne izby skarbowe mogą mieć różne opinie). Można przecież mnożyć interpretacje, Interpretacje oraz interpretacje Interpretacji. Być może lepiej by było, gdyby odpowiednie urzędy jednoznacznie stwierdziły, że banki czasu i inne podobne inicjatywy podlegają obowiązkom fiskalnym i podały jasny sposób rozliczania. Wtedy łatwo można by skalkulować korzyści i koszty, zamiast oczekiwać w niepewności, że zostanie się pewnego dnia potraktowanym jak złodziej i oszust.
Andrzej Żwawa dla ekonomiaspoleczna.pl
Pobierz
-
201006281259580945
568503_201006281259580945 ・38.72 kB
-
201112061747200727
708693_201112061747200727 ・38.72 kB
-
201308261407190448
908343_201308261407190448 ・38.72 kB
Źródło: ekonomiaspoleczna.pl