Lider angażuje innych do współtworzenia wizji zmiany. Lider angażuje swoje środowisko do współtworzenia wizji zmiany, odwołując się do ich wartości, zainteresowań, nadziei. Inspiruje innych swoimi pomysłami. Potrafi przekazać wizję, opisać zmianę, do której dąży, w sposób angażujący innych do realizacji wspólnych celów. Ludzie wykazują najwyższe zaangażowanie we wspólne działania wówczas gdy: znają i rozumieją cele i wartości, mają wpływ na podejmowane decyzje i działania, posiadają odpowiednie kompetencje oraz poczucie, że ich praca jest doceniana.
Z daleka widać i słychać gwar, muzykę i kolorowe balony. Czyżby w okolice Słupna zawitało wesołe miasteczko?
Na majowy festyn z okazji otwarcia placu zabaw przyszli wszyscy mieszkańcy wsi, bo jest to jedyna impreza tego lata zorganizowana właśnie dla nich. Całość, z pomocą Stowarzyszenia Rozwoju Wsi Słupno, przygotowała radna Teresa Jóśk, która, jak sama mówi, radną została niechcący.
Teresa mieszka i pracuje w Słupnie już od 30 lat. Najpierw była właścicielką salonu fryzjerskiego, potem baru, a obecnie sklepu. Spełnia się też jako radna. Mówi, że urodziła się na wsi, więc zna doskonale problemy wsi i problemy ludzi tu mieszkających. Wspiera też koło emerytów, które powstało dzięki jej staraniom. Intensywnie działa w powołanym z jej inicjatywy stowarzyszeniu, gdzie koordynuje większość projektów. W 2006 roku, będąc już radną, uważała, że powołanie takiego stowarzyszenia będzie szansą dla Słupna, w którym wcześniej się nic nie działo. I gdy ku wielkiemu zaskoczeniu, stwierdziła, że pozostali radni wcale nie byli tym zainteresowani, a ktoś nawet powiedział: Kobieto, tutaj nigdy nic nie będzie i nigdy nic się nie uda, na przekór wszystkim zorganizowała spotkanie mieszkańców, na którym powołano stowarzyszenie. Wtedy złapała społecznego bakcyla.
Ma zdolność wskazywania sedna sprawy i odwagę mówienia o nim głośno. Postanowiła, że będzie rozwiązywać problemy swojej społeczności poprzez angażowanie coraz większej liczby osób we wspólne przedsięwzięcia i integrowanie wokół ważnych spraw. Jej hasło brzmi: Musi być inicjatywa i zachęcenie ludzi do działania.
Zauważyła, że ludzie chcą zmiany, tylko nigdy nie wiedzieli, jak jej dokonać. I ona chyba na początku też tego nie wiedziała. Od dawna jednak zazdrościła wsiom, w których się coś działo, które miały lidera, takiego jak prezes straży pożarnej w sąsiedniej miejscowości. Ten człowiek, który zapadł jej w pamięć w czasach młodości, stanowi dla niej wzór. Teraz czuje, że ona jest właśnie tą osobą, która chce tu naprawdę coś zmienić. Przede wszystkim, jak twierdzi, wyszła do mieszkańców i pokazała, że jest jedną z nich, dzięki czemu zdobyła poparcie. Czasami się z niej śmieją, że wybiega przed szereg. Gdy wchodzi do urzędu, to nieraz słyszy: Ciekawe, co tam znowu nasza radna wymyśliła?
Na potrzeby lokalnej społeczności pragnie odpowiadać i jako radna, i jako liderka stowarzyszenia oraz współmieszkanka Słupna. Od koleżanek niejednokrotnie słyszy: Ty nam otworzyłaś oczy, że można coś zrobić, pozyskać jakieś fundusze, że nareszcie coś się dzieje, że na przykład emeryci mają spotkania. A do tej pory było tak, że po godzinie szesnastej w Słupnie ludzie nie mieli się gdzie spotkać i chodzili jak błędne owce.
Jest przekonana o potrzebie spotykania się. Wie, jak bardzo jest to ważne, szczególnie w czasach, gdy na wsi są do wyboru jedynie kanały telewizyjne. Pyta wprost: Czy pójdziesz na spotkanie z ludźmi czy usiądziesz przed telewizorem?
Mimo obietnic burmistrza i różnych prób współpracy ze szkołą – koło emerytów dotąd nie znalazło miejsca w Słupnie. Dopóki nie pozyskają odpowiedniego lokalu na swoją siedzibę, seniorzy spotykają się u Teresy lub w barze jej zięcia.
Ale o Teresie zrobiło się naprawdę głośno, gdy wiosną 2007 roku powiesiła w Słupnie kilka plakatów z zaproszeniem na spotkanie pt. „Mój wkład w budowę naszego kościoła”. Zorganizowała imprezę w stylu pamiętnych pierwszomajowych czynów społecznych. Głównie z poczucia wstydu, że ksiądz, zamiast poprosić parafian, zatrudnił do pracy przy budowie obcego człowieka, a także z zazdrości, że Słupno nie ma lidera z prawdziwego zdarzenia. Uparła się, żeby udowodnić, że tutaj też się da. Chciała pokazać, jaki potencjał tkwi w ludziach, jeśli odpowiednio się nimi pokieruje a potem, co najważniejsze, podziękuje. Bo ludziom trzeba dziękować, choćby i pięćdziesiąt pięć razy, trzeba pokazywać, że tego nie zrobiła niewidzialna ręka. Ku wielkiemu zaskoczeniu na jej zaproszenie odpowiedziało wielu mężczyzn, którzy tak szybko uporali się z wylewaniem w kościele podłogi, że firma betoniarska nie nadążała z dostawą materiałów. I było to pierwsze przedsięwzięcie, do którego nawet sam ksiądz nie potrafił do tej pory nikogo przekonać. Teresa trochę się obawiała, czy gdy dokończą tę pracę, znowu uda się skrzyknąć taką dużą ekipę. Jednak nie trzeba było nikogo specjalnie namawiać. Następnego dnia rano, nawet na godzinę przed umówionym czasem, znów wszyscy się stawili z potrzebnymi narzędziami. Dzień zakończyli wspólnym spotkaniem przy grillu, przygotowanym przez Teresę.
Jak sama mówi, chce po prostu pociągnąć ludzi, żeby włączyli się do wspólnego działania.
– Kurczę, jak zrobić, żeby ci ludzie rzeczywiście poczuli to samo co ja? Ale to nie jest łatwe, nie. Chcieć! Chcieć, mówię, to jest to, co najważniejsze.
Jej wielkim wyzwaniem jest to, żeby społeczność zachęcić do współpracy. A żeby to zrobić, nie zawsze trzeba pieniędzy. Czasami herbata, kawa i ciastko. Wystarczy po prostu usiąść, posłuchać i porozmawiać.
W gminie powstaje wiele ciekawych inicjatyw, bo ludzie sami mówią, czego chcą. Znalazła się osoba, która ich wysłucha i zareaguje. Doprowadziła też do tego, że przy planowaniu jakiegoś przedsięwzięcia mieszkańcy sami przychodzą i pytają, czy mogą pomóc, czy się do czegoś przydadzą. To ją bardzo cieszy, na to czekała, zaczynając swoje działania.
W którymś momencie festynu Teresa oficjalnie ogłosiła otwarcie placu zabaw, przy okazji podziękowała wszystkim pomagającym, a lista ciągnęła się w nieskończoność. Mogło wydawać się to niepotrzebne, ale musiała powiedzieć o każdym, kto zrobił cokolwiek.
Ludzie chcą czuć się potrzebni. I właśnie dlatego, gdy organizuje jakieś spotkanie, to przede wszystkim pilnie słucha, co na dany temat sądzą współpracownicy i mieszkańcy i jakie mają pomysły.
Zawsze stara się być blisko ludzi, wtedy gdy przeżywają trudne chwile, i wtedy gdy organizuje wielką imprezę. Nawet podczas festynu, który koordynowała, znalazła czas dla każdego. Gdy od najbardziej sceptycznej osoby w gminie usłyszała zaproszenie: Radna, przyjdź, usiądź z nami - wiedziała, że musi podejść, wypić kawę przy tym stoliku i pokazać tym samym, że Teresa jest radną dla wszystkich. W ten sposób zdobywa uznanie.
Impreza trwała do późna, a teraz w Słupnie plac zabaw jest jedynym miejscem, gdzie pomyślano o urządzeniu atrakcji wakacyjnych dla dzieci. Przygotowano go wspólnymi siłami, sponsor, namówiony przez Teresę, przekazał za darmo dwie wywrotki piasku, leśniczy dał i pomógł posadzić drzewa, wspólnie uporządkowano teren. Zawsze mi się zdawało i zdaje, że nie można na zasadzie: wy róbcie, a ja sobie tu usiądę. Nigdy tak nie robiłam. Czasem trzeba iść samemu, a czasami wystarczy ludziom powiedzieć. Ale nigdy nie stoję z boku, zawsze jestem razem z nimi. Wielu robi imprezę na setki osób, ale niewielu jest takich, którzy umieją sprawić, że wszyscy są zaangażowani, przygotowują program, obsługują gości, chociaż nie dostają za to nawet złotówki.
Teresa cieszy się dużym zaufaniem mieszkańców. Wszyscy wiedzą, że jak się weźmie do czegoś, to nie da za wygraną. Uważam, że jeśli coś jest ważne dla mnie i dla innych, to dlaczego to ma nie być do końca zrealizowane?
Ma też ogromną zdolność słuchania ludzi, którzy lgną do niej ze swoimi kłopotami. Wiele razy przychodzili i przedstawiali jej swój problem, jak gdyby czekając, czy pomoże im się z nim zmierzyć. Zawsze dawała rady, namawiała do poszukania rozwiązania i znalezienia wyjścia z beznadziejnej z pozoru sytuacji. Zachęcała, żeby się nie poddawać. Wyciągała z finansowego dołka bezrobotne kobiety, opiekowała się ofiarami wypadków, pomagała samotnym.
W swoich działaniach odwołuje się do wspólnych wartości. Pyta mieszkańców, gdzie jest ich patriotyzm, gdy nie dbają o Aleję Jana Pawła II, gdy w szkole z dachu leje się woda, kiedy gminna biblioteka stoi od lat zamknięta. Odwołuje się też do miejscowych tradycji, przypomina o lokalnej historii, organizuje wieczorki z kombatantami i wycieczki śladami przeszłości.
I cieszy się, że ludzie ten patriotyzm lokalny sobie przekazują, na przykład podczas pierwszego w Słupnie festynu - panie upiekły ciasto, dzieci smażyły gofry, inna jeszcze osoba stała przy grillu, ktoś udostępnił łąkę, ktoś przyszedł z końmi i zrobił pokaz ujeżdżania, a starsi gospodarze uczyli młodszych kosić tradycyjną kosą. Ludzie się spotkali po wielu latach. I nie w jakimś parku, ale na zwykłej łące, użyczonej przez jednego z mieszkańców. To był początek. A tegoroczne otwarcie placu zabaw było kolejnym dowodem, że rzeczywiście Teresa wraz z grupą zaangażowanych osób działa skutecznie na rzecz całego środowiska lokalnego.
Ja zawsze mówiłam mężowi, że do życia to potrzeba nie tylko jedzenia i spania. Że trzeba jeszcze coś dla kogoś zrobić, naprawdę. Chyba tak powinno być.
Gdy w 2006 roku koleżanka przyszła i poprosiła ją o kandydowanie w lokalnych wyborach Teresa pomyślała, że to może być ta wędka, którą dostała, żeby zacząć łowić ryby. Prawdopodobnie tutaj nadal nic by się nie działo, tak jak dotychczas. A teraz można usłyszeć, że takiej radnej to Słupno jeszcze nie miało. Te słowa są dla niej źródłem satysfakcji, ale jeszcze bardziej ją cieszy, że ludzie widzą jej starania, że się przyłączają do działania i z radością w nich uczestniczą. Nawet dziesięcioletnia wnuczka zapytała: Babciu, a ile ty będziesz jeszcze radną? Bo ja bym chciała, żebyś ty była cały czas. Tak wiele się teraz w Słupnie dzieje.
– Teresa to prawdziwy dynamit – tak mówi jej tutor z Programu Liderzy PAFW Henryk Wujec. Nieraz ją pytają: Jak ty to możesz wszystko powiązać? – No nie wiem, to tak samo z siebie wychodzi. Ja nawet myślę, że ja się nie wypalę, o nie. Mnie fascynuje to, co robię. Podoba mi się, że mogę pomóc ludziom. To jest ważne. Bo wiem, że to nie jest tak w pustkę.
I chyba naprawdę, jak sama mówi, ma szczęście do ludzi. Rzeczywiście przyciąga ich i w tym spełnia się całkowicie.
Sylwetka jest częścią publikacji Programu Liderzy Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności ,,Przewodnik Lidera, portrety, inspiracje, pytania’’
Źródło: Stowarzyszenie Szkoła Liderów